“Mężczyzną i niewiastą Tom 4. Rozdz. 3 Prawo życia dał im Bóg w dziedzictwo Spis pozostałych dostępnych fragmentów Rozdz. 3 Prawo życia dał im Bóg w dziedzictwo
Norma moralności a prawda “mowy ciała ludzkiego” W encyklice Humanae vitae czytamy: “Kościół... naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia (HV 11). “Nauka ta, wielokrotnie przez Nauczycielski Urząd Kościoła podana wiernym, ma swoją podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku - którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać - między dwojakim znaczeniem tkwiącym w stosunku małżeńskim: między oznaczaniem jedności i oznaczaniem rodzicielstwa” (HV 12). Rozważania zawarte w niniejszym tekście pragniemy związać z tym przede wszystkim fragmentem encykliki Humanae vitae, który mówi o “podwójnej funkcji znaku w zbliżeniu małżeńskim” oraz o “nierozerwalności” tej dwojakiej funkcji. Nie będzie to więc komentarz do całej encykliki, ale raczej interpretacja wybranego fragmentu. Z punktu widzenia nauki moralności, zawartej w dokumencie, fragment ten ma znaczenie centralne. Równocześnie zaś jest to fragment, który wydaje się pozostawać w szczególnie bliskim kontakcie z dotychczasowymi rozważaniami na temat małżeństwa w wymiarze znaku (sakramentalnego). Ponieważ, jak powiedziano, jest to fragment centralny encykliki, zatem należy przewidywać, że tkwi on bardzo głęboko w całej jej strukturze - i stąd jego analiza musi nas skierować w stronę różnych członów tejże struktury, nawet poza intencją podejmowania komentarza całości. W rozważaniach na temat znaku sakramentalnego powiedziano wielokrotnie, że znak ten opiera się na odczytanej w prawdzie “mowie ciała”. Chodzi o prawdę odczytaną raz, na początku, wówczas, gdy nowożeńcy, ślubując sobie “miłość, wierność i uczciwość małżeńską... aż do śmierci”, stają się szafarzami małżeństwa jako sakramentu Kościoła. Chodzi z kolei o prawdę odczytywaną niejako stale na nowo. Mężczyzna i kobieta bowiem, żyjąc w małżeństwie “aż do śmierci”, trwale poniekąd stanowią ów znak, jaki ustanowili poprzez liturgię sakramentu w dniu swojego ślubu. Słowa z encykliki Papieża Pawła VI, przytoczone powyżej, dotyczą tego momentu we wspólnym życiu małżonków, w którym oni oboje, jednocząc się w stosunku małżeńskim, stają się wedle wyrażenia biblijnego “jednym ciałem” (Rdz 2,24). Właśnie w tym szczególnie ważnym momencie odczytanie w prawdzie “mowy ciała” jest też szczególnie doniosłe. Staje się ono podstawą działania w prawdzie, czyli postępowania zgodnego z normą moralności. Autor encykliki nie tylko przypomina tę normę, ale stara się również podać właściwe jej uzasadnienie (a przynajmniej: uzasadniające wyjaśnienie). Ażeby gruntowniej wyjaśnić ów “ustanowiony przez Boga nierozerwalny związek między dwojakim znaczeniem tkwiącym w stosunku małżeńskim” - Paweł VI zaraz w następnym zdaniu tak pisze: “Albowiem stosunek małżeński z najgłębszej swojej istoty, łącząc najściślejszą więzią męża i żonę, jednocześnie czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia, zgodnie z prawami zawartymi w samej naturze mężczyzny i kobiety” (HV 12). Zauważamy, że w poprzednim zdaniu tekst mówi przede wszystkim o “znaczeniu”, w zdaniu kolejnym - “o naturze”: o naturze (czyli “istocie”) stosunku małżeńskiego. Określając tę istotę, tekst odwołuje się do “praw zawartych w samej naturze mężczyzny i kobiety”. Przejście od zdania wyrażającego odnośną normę moralności do zdania wyjaśniającego i uzasadniającego tę normę jest bardzo znamienne. Autor encykliki każe szukać uzasadnienia dla normy określającej moralność działań mężczyzny i kobiety w akcie małżeńskim w naturze tychże działań, a jeszcze głębiej: w naturze samych działających podmiotów. W ten sposób istota (czyli natura) aktu małżeńskiego stanowi podstawę do prawidłowego odczytania znaczeń, jakie aktowi małżeńskiemu winny odpowiadać w świadomości i decyzjach działających osób, oraz dla ustalenia właściwego związku tychże znaczeń. Ponieważ “stosunek małżeński...” równocześnie: “łączy najściślejszą więzią męża i żonę” - i równocześnie: “czyni ich zdolnymi do zrodzenia nowego życia” - jedno zaś i drugie: pochodzi “z najgłębszej jego istoty” - zatem świadomość ludzka “musi” (jest to konieczność rozumu, konieczność logiczna) odczytać równocześnie “dwojakie znaczenie tkwiące w stosunku małżeńskim” i zarazem “nierozerwalny związek pomiędzy tym dwojakim znaczeniem”. Nie chodzi tu o nic innego, jak właśnie o “odczytanie w prawdzie «mowy ciała»”, jak to wielokrotnie już nazwano w dawniejszych analizach biblijnych. Norma moralności, jakiej w tej dziedzinie stale nauczał Kościół, a którą Paweł VI przypomina i potwierdza w swej encyklice, polega na odczytaniu w prawdzie “mowy ciała”. Chodzi tutaj o prawdę obiektywną naprzód w wymiarze ontologicznym (“natura”), z kolei zaś w wymiarze również podmiotowym i psychologicznym (“znaczenie”). Tekst encykliki podkreśla, że chodzi w tym wypadku o normę prawa naturalnego. Czytamy: “Kościół, wzywając ludzi do przestrzegania naturalnego prawa, które objaśnia swoją stałą doktryną, naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachowywał wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego” (HV 11). Równocześnie zaś tenże sam tekst uwzględnia, a nawet uwydatnia, wymiar podmiotowy i psychologiczny, kiedy mówi o “znaczeniu”: o “dwojakim znaczeniu tkwiącym w stosunku małżeńskim”. “Znaczenie” powstaje w świadomości wraz z odczytaniem prawdy przedmiotu (ontologicznej). Jest ono poniekąd przeniesieniem tej prawdy w wymiar poznawczy: podmiotowy i psychologiczny. Autor Humanae vitae zdaje się w stronę tego ostatniego wymiaru skierowywać naszą szczególną uwagę. Świadczy o tym pośrednio również i takie zdanie: “Sądzimy, że ludzie naszej epoki są szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo nauka ta jest zgodna z ludzkim rozumem” (HV 12). Owa “zgodność z rozumem” dotyczy nie tylko prawdy obiektywnej w wymiarze ontologicznym, czyli tego, co odpowiada samej rzeczywistej strukturze aktu małżeńskiego. Dotyczy ona równocześnie tejże samej prawdy obiektywnej w wymiarze podmiotowym i psychologicznym, czyli prawidłowego zrozumienia wewnętrznej struktury aktu małżeńskiego: właściwego odczytania znaczeń tej strukturze odpowiadających oraz ich nierozerwalnego związku - po to, aby z kolei takie znaczenie nadać ludzkiemu postępowaniu, ludzkim czynom. Na tym właśnie polega norma moralności i opierające się na niej normowanie ludzkich działań. W tym też sensie mówimy, że norma moralności utożsamia się z odczytaniem w prawdzie “mowy ciała”.
Słuszność normy - a jej “wykonalność” Tak więc encyklika Humanae vitae zawiera normę moralności oraz jej uzasadnienie, a przynajmniej uzasadniające wyjaśnienie. Norma moralności jest zasadą, w oparciu o którą kształtuje się wartość moralna czynów ludzkich: czyny zgodne z normą są moralnie dobre, czyny jej przeciwne, niezgodne z nią - moralnie złe. Autor encykliki podkreśla, że norma ta należy do “prawa naturalnego”, czyli że odpowiada samemu rozumowi (nieuprzedzonemu). Kościół naucza tej normy, choć nie zawiera się ona formalnie (czyli w znaczeniu dosłownym) w samym Piśmie świętym - naucza jej więc, kierując się przekonaniem, że objaśnianie nakazów prawa naturalnego należy do kompetencji nauczycielskiej Kościoła. Możemy jednakże powiedzieć jeszcze więcej. Chociaż norma moralności w ten sposób sformułowana, jak to czytamy w encyklice Humanae vitae, nie zawiera się w Piśmie świętym w sensie dosłownym - to jednakże fakt, że jest ona zawarta w Tradycji oraz, jak pisze Papież, “wielokrotnie przez Nauczycielski Urząd Kościoła podana wiernym” (HV 12), wynika również i stąd, że norma ta odpowiada całokształtowi nauki objawionej zawartej w źródłach biblijnych (por. HV 4). Chodzi tutaj nie tylko o zawarty w Piśmie świętym całokształt nauki moralności, o jej zasadnicze przesłanki i ogólny charakter treściowy, ale o ten pełniejszy całokształt, któremu poświęciliśmy wiele poprzednich analiz “teologii ciała”. Właśnie na tle tego szerszego całokształtu widać, że odnośna norma moralności nie tylko należy do prawa natury (moralnego prawa natury), ale także z punktu widzenia porządku moralnego objawionego przez Boga nie może być inna, tylko taka, jak przekazuje Tradycja i Magisterium, ostatnio zaś encyklika Humanae vitae jako współczesny dokument tegoż Magisterium. Paweł VI pisze: “Sądzimy, że ludzie naszej epoki są szczególnie przygotowani do zrozumienia, jak bardzo ta nauka zgodna jest z ludzkim rozumem”. Można by dodać: jak bardzo jest zgodna również z całym przekazem Tradycji zawartej w źródłach biblijnych. Podstawy tej zgodności zdają się tkwić szczególnie w całej biblijnej antropologii. Wiadomo zaś, jakie znaczenie posiada antropologia dla etyki, a więc zarazem dla nauki moralności. Wydaje się przy tym rzeczą w pełni uzasadnioną, ażeby słuszności norm dotyczących tak podstawowej problematyki człowieka jako “ciała”: “stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24) szukać właśnie w “teologii ciała”. Norma encykliki Humanae vitae - o ile jest zasadą moralnego prawa natury, o ile opiera się na zgodności z ludzkim rozumem (oczywiście: nie-uprzedzonym) - dotyczy wszystkich ludzi. Z tego samego tytułu dotyczy też wszystkich wierzących członków Kościoła, tym bardziej że rozumowy charakter tej normy znajduje pośrednie potwierdzenie oraz gruntowne wzmocnienie w całokształcie “teologii ciała”. Pod tym kątem widzenia mówiliśmy w dawniejszych analizach o “etosie odkupienia (ciała)”. Na gruncie tego “etosu” norma prawa naturalnego znajduje nie tylko nowy wyraz, ale pełniejsze ugruntowanie antropologiczne i etyczne, zarówno w słowie Ewangelii, jak też w oczyszczającym i umacniającym działaniu mocy Ducha Świętego. (Łaska sakramentalna, dary Ducha Świętego). Istnieją wszelkie racje po temu, ażeby zarówno każdy człowiek wierzący, jak zwłaszcza każdy teolog odczytywał naukę moralną encykliki w tym integralnym kontekście. Autor Humanae vitae nie ogranicza się do przypomnienia samej normy moralnej odnośnie do współżycia małżeńskiego i ponownego jej potwierdzenia wobec nowych okoliczności. Wypowiadając się w sposób autorytatywny za pomocą encykliki (w r. 1968), Paweł VI ma przed oczyma również autorytatywną wypowiedź Soboru Watykańskiego II, zawartą w Konstytucji Gaudium et spes (z r. 1965). Encyklika nie tylko znajduje się na przedłużeniu Konstytucji soborowej, ale stanowi także rozwinięcie i dopowiedzenie zawartych w niej problemów, zwłaszcza zaś najbardziej szczegółowego problemu “uzgadniania miłości małżeńskiej z poszanowaniem życia ludzkiego”. W tym punkcie czytamy w Gaudium et spes następujące słowa: “Kościół jednak przypomina, że nie może być rzeczywistej sprzeczności między Boskimi prawami dotyczącymi z jednej strony przekazywania życia, a z drugiej pielęgnowania prawdziwej miłości małżeńskiej” (KDK 51). Konstytucja pastoralna Vaticanum II wyklucza jakąkolwiek “rzeczywistą sprzeczność” w porządku normatywnym, co Paweł VI ze swej strony potwierdza, starając się równocześnie wyjaśnić ową “niesprzeczność”, i w ten sposób uzasadnić odnośną normę moralności, wykazując jej zgodność z rozumem. Autor Humanae vitae mówi jednak nie tyle o “niesprzeczności” w porządku normatywnym, ile o “nierozerwalności” przekazywania życia i prawdziwej miłości małżeńskiej z punktu widzenia “podwójnej funkcji znaku”, jaka zachodzi “w zbliżeniu małżeńskim”, na co już zwróciliśmy uwagę. Można by zatrzymać się jeszcze przy analizie normy samej w sobie, jednakże charakter jednego i drugiego dokumentu skłania raczej do rozważań przynajmniej pośrednio pastoralnych - zarówno bowiem Gaudium et spes jest Konstytucją pastoralną, jak też encyklika Pawła VI stara się iść w tym samym kierunku. Jest wszakże odpowiedzią na pytania stawiane przez ludzi współczesnych z wielorakich punktów widzenia. Są to pytania o charakterze demograficznym, a w konsekwencji społeczno-ekonomicznym i politycznym, w związku z gwałtownym przyrostem ludności na globie ziemskim. Są to pytania z dziedziny nauk szczegółowych, a w parze z tym także pytania współczesnych moralistów (teologów - moralistów). Są to przede wszystkim pytania samych małżonków, które znajdują się już w centrum uwagi Konstytucji soborowej, encyklika zaś podejmuje je ponownie i to w całej ostrości konturów. Czytamy więc: “...czy biorąc pod uwagę zarówno warunki współczesnego życia, jak znaczenie stosunków małżeńskich dla harmonii i wzajemnej wierności między małżonkami, nie należałoby poddać rewizji obowiązujących dotąd zasad moralnych, szczególnie jeżeli się zważy, że można je zachować tylko za cenę wielkich, niekiedy heroicznych poświęceń?” (HV 3). W powyższym sformułowaniu widać, jak bardzo Autor encykliki starał się podjąć pytania współczesnych ludzi w całej ich radykalnej ostrości. Waga odpowiedzi udzielonej musi być proporcjonalna do wymowy tych pytań. Jeśli więc z jednej strony należało się spodziewać wnikliwego potraktowania normy samej w sobie, nie mniejsze jest znaczenie argumentów pastoralnych, zwróconych bardziej ku życiu konkretnych ludzi - tych właśnie, którzy stawiają wymienione na początku pytania. Paweł VI ma tych ludzi stale przed oczyma, czego wyraz może stanowić m. in. następujący fragment tekstu: “Nauka Kościoła o należytej regulacji poczęć, będąca promulgacją samego prawa Bożego, wyda się niewątpliwie dla wielu trudna; więcej nawet - zupełnie niemożliwa do zachowania. Bo rzeczywiście, jak wszystkie rzeczy szlachetne i pożyteczne, tak i to prawo wymaga mocnych decyzji i wielu wysiłków od poszczególnych ludzi, od rodzin i społeczności ludzkiej. Co więcej, zachować je można tylko z pomocą łaski Bożej, która wspiera i umacnia dobrą wolę ludzi. Kto jednak uważniej się nad tym zastanowi, dostrzeże, że owe wysiłki naprawdę podnoszą godność człowieka i przysparzają dobra całej ludzkości” (HV 20). W tym miejscu już nie ma mowy o samej “niesprzeczności” normatywnej - mówi się natomiast o “możliwości zachowania prawa Bożego”, czyli o argumencie przynajmniej pośrednio pastoralnym. To, że prawo (czyli norma) winno być “możliwe” do wykonania, należy bezpośrednio do natury samego prawa, mieści się więc w ramach “niesprzeczności normatywnej”. Jednakże “możliwość” jako “wykonalność” normy należy już do dziedziny praktycznej i pastoralnej. W przytoczonym tekście Papież przemawia z tego właśnie punktu widzenia. Można dodać w tym miejscu, że o ile całe zaplecze biblijne, obejmowane nazwą “teologii ciała”, daje nam również bodaj pośrednie potwierdzenie słuszności samej normy moralnej zawartej w Humanae vitae, to daleko bardziej jeszcze przygotowuje nas do rozważenia aspektów praktycznych i pastoralnych całego zagadnienia. Czyż wszystkie zasady i naczelne przesłanki “teologii ciała” nie zostały wydobyte z odpowiedzi udzielanych przez Chrystusa na pytania Jego konkretnych rozmówców? A teksty św. Pawła - jak choćby Pierwszy List do Koryntian - czyż nie są jakby małym podręcznikiem pastoralnym wobec zagadnień życia moralnego pierwszych wyznawców Chrystusa? I znajdujemy w nich chyba także ową “regułę wyrozumiałości”, która tak nieodzowną wydaje się wobec zagadnień poruszanych w Humanae vitae. I która też w tej encyklice jest obecna. Ten, kto uważa, że Sobór i encyklika nie poświęcają dostatecznej uwagi trudnościom konkretnego życia, nie rozumie troski pasterskiej, która podyktowała te dokumenty. Pasterska troska oznacza poszukiwanie prawdziwego dobra człowieka, rozwijanie wartości złożonych przez Boga w jego osobie, czyli oznacza urzeczywistnianie tej “reguły wyrozumiałości”, która zmierza do coraz jaśniejszego odczytywania zamysłu Bożego odnośnie do ludzkiej miłości, w głębokim przekonaniu, że jedyne i prawdziwe dobro osoby ludzkiej polega na zrealizowaniu tego Bożego planu.
Można by powiedzieć, że właśnie w imię tej reguły Sobór postawił sprawę “uzgadniania miłości małżeńskiej z poszanowaniem życia ludzkiego” (KDK 51), z kolei zaś Autor encykliki Humanae vitae nie tylko przypomina obowiązujące w tej dziedzinie normy moralności, ale także zajmuje się obszernie problemem “możliwości zachowania prawa Bożego”. Konstytucja soborowa, podejmując powyższy problem, ograniczyła się jednak tylko do przypomnienia zasadniczych przesłanek - dokument papieski poszedł o wiele dalej w wypełnieniu tychże przesłanek konkretnymi treściami. Odnośny tekst soborowy brzmi następująco: “Kiedy więc chodzi o pogodzenie miłości małżeńskiej z odpowiedzialnym przekazywaniem życia, wówczas moralny charakter sposobu postępowania nie zależy wyłącznie od samej szczerej intencji i oceny motywów, lecz musi być określony w świetle obiektywnych kryteriów, uwzględniających naturę osoby ludzkiej i jej czynów, które to kryteria w kontekście prawdziwej miłości -strzegą pełnego sensu wzajemnego oddawania się sobie i człowieczego przekazywania życia; a to jest niemożliwe bez kultywowania szczerym sercem cnoty czystości małżeńskiej” (KDK 51). I Sobór dodaje: “Synom Kościoła, wspartym na tych zasadach, nie wolno przy regulowaniu urodzeń schodzić na drogi, które Urząd Nauczycielski Kościoła przy tłumaczeniu prawa Bożego odrzuca” (KDK 51). W tekście wcześniejszym Sobór uczy, iż małżonkowie “mają wypełniać zadanie swoje w poczuciu ludzkiej i chrześcijańskiej odpowiedzialności oraz z szacunkiem pełnym uległości wobec Boga” (KDK 50). To znaczy, że: “zgodną radą i wspólnym wysiłkiem wyrobią sobie słuszny pogląd w tej sprawie, uwzględniając zarówno swoje własne dobro, jak i dobro dzieci czy to już urodzonych, czy przewidywanych, i rozeznając też warunki czasu oraz sytuacji życiowej tak materialnej, jak i duchowej; a w końcu licząc się z dobrem wspólnoty rodzinnej, społeczeństwa i samego Kościoła” (KDK 50). Tu następują słowa szczególnie ważne dla bliższego określenia moralnego charakteru odpowiedzialnego rodzicielstwa. Czytamy: “Pogląd ten winni małżonkowie ustalać ostatecznie wobec Boga” (KDK 50). Z kolei zaś: “Niech chrześcijańscy małżonkowie będą świadomi, że w swoim sposobie działania nie mogą postępować wedle własnego kaprysu, lecz że zawsze kierować się mają sumieniem, dostosowanym do prawa Bożego, posłuszni Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, który wykłada to prawo autentycznie, w świetle Ewangelii. Boskie prawo ukazuje pełne znaczenie miłości małżeńskiej, chroni ją i pobudza do prawdziwie ludzkiego jej udoskonalenia” (KDK 50). Konstytucja soborowa, ograniczając się do przypomnienia przesłanek ważnych dla etycznego charakteru odpowiedzialnego rodzicielstwa, przesłanki te uwydatniła w sposób zupełnie jednoznaczny, precyzując wszystkie ich elementy składowe: dojrzałość sumienia - jego stosunek do prawa Bożego - znaczenie Magisterium Kościoła dla tej sprawy. Opierając się na tych samych przesłankach, encyklika Humanae vitae idzie dalej w wypełnieniu tychże przesłanek konkretnymi treściami. Widać to naprzód w sposobie określenia “odpowiedzialnego rodzicielstwa”. Autor encykliki stara się to pojęcie uściślić, sięgając do różnych aspektów - natomiast wykluczając z góry zredukowanie odpowiedzialnego rodzicielstwa do któregoś z aspektów “cząstkowych”. Od początku bowiem Paweł VI kieruje się w swym wywodzie “integralną wizją człowieka” (por. HV 7) i takąż wizją miłości małżeńskiej (por. HV 8, 9). O sprawowaniu zadań rodzicielskich można mówić w różnych aspektach. Tak więc “biorąc najpierw pod uwagę procesy biologiczne, odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza znajomość i poszanowanie właściwych im funkcji; rozum człowieka bowiem odkrywa w zdolności dawania życia prawa biologiczne, które są częścią osoby ludzkiej” (HV 10). Gdy z kolei chodzi o wymiar psychologiczny: “o wrodzone popędy i uczucia, to odpowiedzialne rodzicielstwo oznacza konieczność opanowania ich przez rozum i wolę” (HV 10). Wychodząc od tych aspektów wewnątrzosobowych, i dołączając do nich “warunki ekonomiczne i społeczne” - “należy uznać, że ci małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się roztropnym namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka” (HV 10).
Tak więc w pojęciu odpowiedzialnego rodzicielstwa mieści się nie tylko gotowość ograniczania potomstwa, ale też jego powiększania, wedle wymogów roztropności. W tym świetle centralnym aspektem, w którym sprawę odpowiedzialnego rodzicielstwa należy rozpatrywać i rozstrzygać, pozostaje zawsze “obiektywny porządek moralny, ustanowiony przez Boga, którego to porządku prawdziwym tłumaczem jest prawe sumienie” (por. HV 10). Małżonkowie wypełniają w tej dziedzinie swe “obowiązki wobec Boga, wobec siebie samych, rodziny i społeczeństwa, przy należytym zachowaniu porządku rzeczy i hierarchii wartości” (HV 10). Nie może więc być tutaj mowy o dowolności postępowania. Winni natomiast “dostosować swoje postępowanie do planu Boga-Stwórcy” (HV 10). Na tej też zasadzie buduje Autor encykliki swój wywód o “wewnętrznym ładzie stosunku małżeńskiego” oraz o “nierozerwalności podwójnej funkcji znaku” (por. HV 12) w tymże stosunku - co już uprzednio zostało zreferowane. Odnośna zasada moralności małżeńskiej jest wykładnią wierności wobec planu Bożego. Stosując się do tej zasady, encyklika Humanae vitae ściśle rozróżnia pomiędzy tym, co stanowi moralnie niedopuszczalny sposób ograniczania liczebności potomstwa - a tym, co jest moralnie dopuszczalne. Moralnie niedopuszczalne jest naprzód “bezpośrednie przerywanie ciąży” (HV 14), sterylizacja, czyli “bezpośrednie obezpłodnienie”, jak wreszcie “wszelkie działanie, które - bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełnienia, czy w rozwoju jego naturalnych skutków - miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziło do tego” (HV 14) - czyli wszelkie metody antykoncepcyjne, nawet te, które nie naruszają cielesnej struktury stosunku małżeńskiego 1). Natomiast moralnie dopuszczalne jest korzystanie z okresów niepłodności: “Jeśli więc istnieją słuszne powody do wprowadzenia przerwy między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresie niepłodności, regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych...” (HV 16). Encyklika specjalnie podkreśla to, że “między tymi dwoma sposobami postępowania zachodzi istotna różnica” (HV 16) - i to różnica natury etycznej: “W pierwszym wypadku małżonkowie w sposób prawidłowy korzystają z pewnej właściwości danej im przez naturę. W drugim zaś stawiają oni przeszkodę naturalnemu przebiegowi procesów związanych z przekazywaniem życia” (HV 16). Daje to w rezultacie dwa odmienne działania o różnej, wręcz przeciwstawnej, kwalifikacji etycznej: naturalna regulacja poczęć jest moralnie dopuszczalna, antykoncepcja - moralnie niedopuszczalna. Ta zasadnicza różnica zachodzi pomiędzy dwoma działaniami (sposobami postępowania) ze względu na ich kwalifikację etyczną, chociaż - przyznaje Autor encykliki - “w obydwu wypadkach małżonkowie przy obopólnej i wyraźnej zgodzie chcą dla słusznych powodów uniknąć przekazywania życia”, a nawet pisze: “chcą mieć pewność, że dziecko nie zostanie poczęte” (HV 16). W tych słowach dokument przyznaje, że również i ci, którzy stosują antykoncepcję, mogą kierować się “słusznymi powodami”, co jednakże nie zmienia kwalifikacji moralnej samego czynu. Można by dodać w tym miejscu, że z drugiej strony małżonkowie, uciekający się do naturalnej regulacji poczęć, mogą być pozbawieni tych słusznych powodów, o jakich poprzednio już była mowa - to jednak tworzy osobne zagadnienie etyczne, gdy chodzi o moralny sens odpowiedzialnego rodzicielstwa. Zakładając, że ów moralny sens unikania możliwego potomstwa jest zachowany, pozostaje sam sposób postępowania w danym wypadku - i sam ten sposób postępowania wyraża się w działaniu, które - wedle nauki Kościoła podanej w encyklice - posiada wartość moralną pozytywną lub negatywną. Pierwsza: pozytywna odpowiada “naturalnej” regulacji poczęć, druga: negatywna wiąże się ze “sztuczną” antykoncepcją.
Prawda “mowy ciała” - a zło antykoncepcji Cały dotychczasowy wywód sprowadza się przede wszystkim do zreferowania nauki zawartej w encyklice Humanae vitae, z uwydatnieniem charakteru równocześnie normatywnego i pastoralnego tej nauki. W wymiarze normatywnym chodzi o uściślenie oraz wyjaśnienie samych moralnych zasad postępowania, w wymiarze pastoralnym chodzi nade wszystko o wskazanie możliwości postępowania wedle tych zasad (“możliwości zachowania prawa Bożego” HV 20). Wypada teraz przejść do interpretacji zreferowanej treści. Innymi słowy: wypada tę treść, tę całość normatywno-pastoralną, zobaczyć z kolei w świetle owej teologii ciała, jaka wyłania się z analizy tekstów biblijnych. Teologia ciała nie jest nade wszystko teorią, ale zawiera w sobie swoistą, ewangeliczną i chrześcijańską, pedagogię ciała. Wynika to z charakteru Biblii, a nade wszystko Ewangelii, która jako zbawcze orędzie objawia to, co jest prawdziwym dobrem człowieka, aby na miarę tego dobra ukształtować życie ludzkie na ziemi w perspektywie nadziei świata przyszłego. Encyklika Humanae vitae, idąc po tej linii, odpowiada na pytanie, co jest prawdziwym dobrem człowieka jako osoby? mężczyzny i kobiety: co odpowiada ich godności, gdy chodzi o doniosłą sprawę przekazywania życia we wspólnocie małżeńskiej. Chodzi mianowicie o zachowanie właściwej proporcji pomiędzy tym, co określa się jako “panowanie nad światem” (por. HV 2) - a nieodzownym dla ludzkiej osoby “samo-panowaniem” (por. HV 21). Człowiek współczesny przejawia dążność, ażeby metody właściwe dla zakresu pierwszego prze^ nosić na zakres drugi. “Człowiek dokonał tak zdumiewającego postępu -czytamy w encyklice - w opanowaniu i racjonalnym wykorzystaniu sił przyrody, że usiłuje rozszerzyć to panowanie na całe swoje życie, a więc na swój organizm, na swe duchowe uzdolnienia, na życie społeczne, wreszcie na same prawa, rządzące przekazywaniem życia” (HV 2). Takie rozszerzenie zakresu metod “panowania nad światem” zagraża osobie ludzkiej, dla której właściwa jest, i pozostaje, metoda “samo-pano-wania”, ona bowiem odpowiada zasadniczej konstytucji osoby. Ona to właśnie jest metodą “naturalną”. Rozszerzenie metod “sztucznych” narusza natomiast konstytutywny wymiar osoby, pozbawia człowieka właściwej mu podmiotowości działania, a czyni go przedmiotem manipulacji. Ciało ludzkie jest nie tylko somatycznym podłożem reakcji o charakterze seksualnym, ale jest równocześnie środkiem wyrazu dla całego człowieka, dla osoby, która przez “mowę ciała” wypowiada siebie. “Mowa” ta ma doniosłe znaczenie międzyosobowe, zwłaszcza gdy chodzi o wzajemne odniesienie mężczyzny i kobiety. Co więcej, nasze poprzednie analizy wskazują na to, że “mowa ciała” ma w tym wypadku wypowiadać do pewnego stopnia prawdę sakramentu, uczestnicząc w odwiecznym planie Miłości (“tajemniczy plan, ukryty przed wiekami w Bogu” wg Ef 3,9) - przeto staje się ona poniekąd “profetyzmem ciała”. Można powiedzieć, iż encyklika Humanae vitae tę prawdę o ciele ludzkim w jego męskości i kobiecości doprowadza do ostatnich konsekwencji, nie tylko logicznych i etycznych, ale także praktycznych i pastoralnych. Zespolenie dwóch wymiarów zagadnienia: wymiaru sakramentalnego (a więc: teologicznego) i personalistycznego, odpowiada całemu “objawieniu ciała”. Stąd też rodzi się spójność widzenia ściśle teologicznego, a zarazem tego spojrzenia etycznego, które odwołuje się do “prawa natury”. Podmiotem wszakże prawa natury jest człowiek, nie tylko w aspekcie “przyrodniczym” swego bytowania, ale w integralnej prawdzie swej osobowej podmiotowości. Równocześnie tenże sam człowiek odsłania się przed nami w Objawieniu Bożym jako mężczyzna i kobieta, w całym swoim doczesnym i eschatologicznym powołaniu. Stamtąd też czerpiemy przekonanie, że człowiek jest nie tylko poddany reaktywności ciała w związku z męskością i kobiecością swej podmiotowej struktury - ale, że w tej strukturze został od początku wezwany przez Boga, aby był świadkiem i wyrazicielem odwiecznego planu Miłości, stając się szafarzem sakramentu, który od początku został ustanowiony w znaku “jedności ciała”. Jako szafarze sakramentu, który spełnia się przez zjednoczenie małżeńskie, mężczyzna i kobieta są wezwani do wypowiedzenia owej tajemniczej “mowy” swoich ciał w całej prawdzie, jaka jej odpowiada. Poprzez wszystkie gesty i reakcje, poprzez cały wzajemnie się warunkujący dynamizm napięcia i zaspokojenia, którego bezpośrednim źródłem i podmiotem jest ciało w swojej męskości i kobiecości, ciało w swojej akcji i interakcji, poprzez to wszystko “mówi” człowiek: osoba. Mężczyzna i kobieta prowadzą w “mowie ciała” ów dialog, jaki zapoczątkował się w dniu stworzenia wedle Rdz 2,24-25. I właśnie na poziomie tej “mowy ciała”, która jest czymś więcej niż sama tylko reaktywność seksualna, i która jako autentyczna mowa osób podlega wymogom prawdy, wypowiadają siebie wzajemnie. Wypowiadają zaś pełniej i głębiej, niżeli na to pozwala sam somatyczny wymiar męskości i kobiecości: wypowiadają na miarę całej prawdy o osobie. Człowiek zaś jest osobą przez to, że siebie samego posiada i sobie samemu panuje. Właśnie o tyle, o ile siebie “posiada”, o tyle może siebie “oddać” drugiemu. I ten właśnie wymiar: wymiar wolności daru, staje się istotny i decydujący dla owej “mowy ciała”, w której mężczyzna i kobieta wypowiadają siebie wzajemnie w zjednoczeniu małżeńskim. Ponieważ jest to zjednoczenie osób, przeto “mowa ciała” musi być sądzona wedle kryteriów prawdy. Do tego właśnie kryterium odwołuje się encyklika Humanae vitae wedle przytoczonych uprzednio fragmentów jej tekstu. Wedle kryterium tej prawdy, jaka winna wyrażać się w “mowie ciała”, akt małżeński, który oznacza (= jest znakiem) nie tylko miłość, ale także potencjalną płodność (czyli prokreację), pełnego i adekwatnego znaczenia. Nie można w nim sztucznie odrywać znaczenia miłości od znaczenia (= znaku) potencjalnego rodzicielstwa. Do wewnętrznej prawdy aktu małżeńskiego należy jedno i drugie: jedno realizuje się wraz z drugim, i poniekąd jedno poprzez drugie. Tego uczy encyklika (por. HV 12). W takim razie więc akt małżeński, wyzuty ze swej wewnętrznej prawdy, pozbawiony sztucznie znaczenia potencjalnego rodzicielstwa, przestaje również być aktem miłości. Znaczenie aktu miłości - “oznaczanie jedności”, jak czytamy w HV 12 -przysługuje mu bowiem “w nierozerwalnym związku” (tamże) z owym drugim znaczeniem: potencjalnego rodzicielstwa. Można powiedzieć, że w wypadku sztucznego oderwania tych znaczeń od siebie, dokonuje się w akcie małżeńskim rzeczywiste zespolenie cielesne, ale zespolenie to nie odpowiada wewnętrznej prawdzie i godności zjednoczenia osobowego: “communio personarum”. Zjednoczenie takie domaga się bowiem, aby “mowa ciała” była wypowiedziana wzajemnie w integralnej prawdzie swego zanczenia. Jeśli tej prawdy brak, wówczas nie można mówić ani o prawdzie posiadania siebie, ani też o prawdzie wzajemnego oddania i przyjęcia siebie przez osoby. Takie zakłócenie wewnętrznego ładu zjednoczenia małżeńskiego, które sięga głęboko w sam porządek osobowy, jest istotnym złem antykoncepcji. Powyższa interpretacja nauki moralności, z jaką spotykamy się w encyklice Humanae vitae, tłumaczy się na rozległym tle rozważań całej teologii ciała. Szczególnie ważne wydają się dla tej interpretacji rozważania na temat “znaku” w łączności z małżeństwem jako sakramentem. Istoty zaś zakłócenia wewnętrznego ładu aktu małżeńskiego nie można zrozumieć w sposób teologicznie adekwatny bez rozważań na temat “pożądliwości ciała”.
Etyczna regulacja poczęć (prymat cnoty) Wykazując zło moralne antykoncepcji, encyklika Humanae vitae równocześnie akceptuje w całej pełni etyczną regulację poczęć. Owszem, w tym właśnie sensie aprobuje też odpowiedzialne rodzicielstwo. Trzeba tutaj wykluczyć jako etycznie błędne takie rozumienie “odpowiedzialnego rodzicielstwa”, w którym przyjmuje się antykoncepcję jako dopuszczalną “metodę” jego urzeczywistnienia. Natomiast etycznie poprawne rozumienie odpowiedzialnego rodzicielstwa łączy się z etycznie poprawną regulacją poczęć. Czytamy na ten temat: “Etycznie poprawna regulacja poczęć tego najpierw od małżonków wymaga, aby w pełni uznawali i doceniali prawdziwe wartości życia i rodziny, oraz by nauczyli się doskonale panować nad sobą i nad swymi popędami. Nie ulega żadnej wątpliwości, że rozumne i wolne kierowanie popędami wymaga ascezy, ażeby znaki miłości, właściwe dla życia małżeńskiego, zgodne były z etycznym porządkiem, co konieczne jest zwłaszcza dla zachowania okresowej wstrzemięźliwości. Jednakże to opanowanie, w którym przejawia się czystość małżeńska, nie tylko nie przynosi szkody miłości małżeńskiej, lecz wyposaża ją w nowe ludzkie wartości. Wymaga ono wprawdzie stałego wysiłku, ale dzięki jego dobroczynnemu wpływowi małżonkowie rozwijają w sposób pełny swoją osobowość, wzbogacając się o wartości duchowe” (HV 21). Następują jeszcze dalsze zdania o tym, co przynosi takie postępowanie nie tylko samym małżonkom, ale też całej rodzinie jako wspólnocie osób -zdania, do których jeszcze wypadnie nam wrócić. Już encyklika Humanae vitae podkreśla, że etycznie poprawna regulacja poczęć domaga się od małżonków przede wszystkim określonego nastawienia rodzinnego i rodziciel- skiego: “aby w pełni uznawali i doceniali prawdziwe wartości życia i rodziny”. I dlatego też było rzeczą nieodzowną spojrzenie na tę integralną całość, jak to uczynił Synod Biskupów w 1980 r. (“De familiae christianae mune-ribus in mundo huius temporis”). Całość ta znalazła też z kolei swój wyraz w adhortacji Familiańs consortio. Można powiedzieć, że nauka o tym szczegółowym zagadnieniu moralności małżeńskiej (i rodzinnej), jaką zajmuje się encyklika Humanae vitae, w tym nowym dokumencie znalazła się na właściwym miejscu i uzyskała potrzebną optykę poprzez pełny swój kontekst. Teologia ciała, w szczególności zaś jako pedagogia ciała, wyrasta poniekąd z teologii rodziny, a zarazem do niej prowadzi. Tylko w pełnym kontekście prawidłowego widzenia wartości życia i rodziny tłumaczy się owa pedagogia ciała, do której współczesny klucz stanowi encyklika Humanae vitae. W przytoczonym tekście Autor encykliki odwołuje się do czystości małżeńskiej, pisząc, że zachowanie wstrzemięźliwości okresowej jest tą formą opanowania, “w którym przejawia się czystość małżeńska” (HV 21). Podejmując obecnie gruntowniejszą analizę tego problemu, musimy mieć przed oczyma całą poprzednio już rozważoną naukę o czystości jako “życiu wedle Ducha” (por. Ga 5,25), ażeby rozumieć odnośne wskazania encykliki na temat okresowej wstrzemięźliwości. Ta bowiem pozostaje właściwą racją, wedle której nauka Pawła VI określa regulację poczęć i odpowiedzialne rodzicielstwo jako etyczne (etycznie poprawne). Jakkolwiek “okresowość” zostaje w tym wypadku dostosowana do tzw. rytmu biologicznego (“cykliczność”: HV 16), to jednak sama wstrzemięźliwość jest określoną postawą moralną, jest cnotą - i stąd również cały kierowany nią sposób postępowania nabiera charakteru etycznego. Zdaje się, że encyklika dość wyraźnie zaznacza, że nie chodzi tutaj o określoną “technikę”, ale w ścisłym tego słowa znaczeniu o etykę (czy też: etyczność) postępowania. Dlatego w odpowiednim miejscu encyklika podkreśla z jednej strony potrzebę liczenia się w tymże postępowaniu z porządkiem ustanowionym przez Stwórcę, z drugiej strony potrzebę bezpośredniej motywacji o charakterze etycznym. Czytamy co do pierwszego: “Kto... korzysta z daru miłości małżeńskiej z poszanowaniem praw przekazywania życia, ten uznaje, że nie jest panem źródeł życia, ale raczej sługą planu ustalonego przez Stwórcę” (HV 13). “Życie ludzkie - jak to przypomniał nasz Poprzednik śp. Jan XXIII 2) - winni wszyscy uważać za rzecz świętą, ponieważ od samego początku zakłada ono działanie Boga-Stwórcy” (HV 13). Gdy zaś chodzi o bezpośrednią motywację, encyklika Humanae vitae wymienia “słuszne powody do wprowadzenia przerwy między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych” (HV 16). Chodzi zatem wyraźnie - w wypadku etycznej regulacji poczęć, która realizuje się na drodze okresowej wstrzemięźliwości - o praktykowanie czystości małżeńskiej, czyli określonej postawy etycznej. Mówiąc językiem biblijnym: chodzi o “życie wedle Ducha” (por. Ga 5,25). Owa etyczna regulacja poczęć bywa też nazywana “naturalną”, co można tłumaczyć jako zgodność z “prawem natury” (z etycznym prawem natury!). Przez “prawo natury” rozumiemy w tym wypadku odczytywany rozumem “porządek natury” w dziedzinie prokreacji: porządek ten jest wyrazem urzeczywistniającego się w naturze planu Stwórcy, na co encyklika wraz z całą Tradycją chrześcijańskiej nauki i praktyki kładzie szczególny nacisk. Nie tyle wierność dla bezosobowego “prawa natury”, ile dla osobowego Stwórcy, który jest Źródłem i Panem tego prawa, stanowi o etycznym charakterze postawy wyrażającej się w “naturalnej” regulacji poczęć. Z tego punktu widzenia redukcja do samej biologicznej prawidłowości, oderwanej od “porządku natury” i “planu Stwórcy” (taką redukcję stosują niektórzy przeciwnicy tej nauki), jest wypaczeniem właściwej myśli wyrażonej w encyklice Humanae vitae (por. HV 14). Dokument zakłada oczywiście ową biologiczną prawidłowość - co więcej, zachęca ludzi kompetentnych do jeszcze dokładniejszego jej badania i stosowania - ale pojmuje tę prawidłowość zawsze jako wyraz “porządku natury” oraz opatrznościowego planu Stwórcy, na wiernym spełnieniu którego polega prawdziwe dobro osoby ludzkiej.
Etyczna regulacja poczęć: osoba – natura – metoda Określenie etycznej regulacji poczęć nazwą “naturalna” (nb. encyklika używa przede wszystkim przymiotnika “etyczna”) tłumaczy się równocześnie tym, że odnośny sposób postępowania odpowiada tej godności osoby, jaka “z natury” przysługuje człowiekowi: istocie rozumnej i wolnej. Jako istota rozumna i wolna, człowiek może i powinien wnikliwie odczytywać ową prawidłowość biologiczną, jaka należy do porządku natury. Może i powinien do niej się stosować celem zachowania rodzicielstwa odpowiedzialnego wedle planu Stwórcy wpisanego w naturalny porządek ludzkiej płodności. Pojęta w ten sposób etyczna regulacja poczęć nie jest niczym innym, jak tylko odczytywaniem w prawdzie “mowy ciała”. Sama “cykliczność” rytmów biologicznych należy do obiektywnej prawdy tej mowy, która winna być przez zainteresowane osoby odczytywana wedle pełnej swojej obiektywnej treści. Chodzi o to, że “ciało mówi” nie tylko całym zewnętrznym wyrazem męskości i kobiecości, ale także ukrytymi strukturami organizmu, reaktywności somatycznej i psychosomatycznej. Wszystko to musi znaleźć właściwe dla siebie miejsce w owym języku, w jakim prowadzą swój dialog małżonkowie jako osoby wezwane do zjednoczenia wedle “jedności ciała”. Cały wysiłek zmierzający do coraz bardziej precyzyjnego poznania owych prawidłowości biologicznych, które dochodzą do głosu w związku z ludzkim rodzicielstwem, cały z kolei wysiłek doradców, jak wreszcie samych zainteresowanych małżonków, nie zmierza do “biologizacji mowy ciała” (do “biologizacji etyki”, jak utrzymują niektórzy), ale tylko i wyłącznie do zabezpieczenia bardziej integralnej prawdy tej “mowy ciała”, jaką w sposób dojrzały mają rozmawiać z sobą małżonkowie wobec wymogów odpowiedzialnego rodzicielstwa. Encyklika Humanae vitae wielokrotnie podkreśla, że jest to związane z pewnym stałym wysiłkiem i trudem, że urzeczywistnia się za cenę określonej ascezy (por. HV 21). Wszystkie te i podobne wyrażenia jasno wskazują, że w wypadku odpowiedzialnego rodzicielstwa, czyli etycznie poprawnej regulacji poczęć, chodzi o to, co jest prawdziwym dobrem ludzkich sumień, co odpowiada etycznej godności osoby. Wykorzystywanie “cyklu bezpłodności” w ramach współżycia małżeńskiego może stawać się źródłem nadużyć, jeżeli małżonkowie starają się na tej drodze wykluczyć swoje rodzicielstwo lub zredukować je poniżej słusznego wymiaru dzietności swojej rodziny. Ten zaś słuszny wymiar należy ustalać, kierując się nie tylko względem na dobro własnej rodziny, w tym również na stan zdrowia i sił samych małżonków, ale także względem na dobro społeczeństwa, do którego przynależą, a nawet poniekąd całej ludzkości. Encyklika Humanae vitae ukazuje odpowiedzialne rodzicielstwo jako rozwiązanie o wielkiej nośności etycznej. Żadną miarą nie jest ono jednostronnie skierowane tylko do ograniczania potomstwa, oznacza również gotowość przyjęcia liczniejszego potomstwa. Przede wszystkim zaś odpowiedzialne rodzicielstwo wiąże się wedle słów encykliki “z głęboką ideą należącą do obiektywnego porządku moralnego, którego to porządku prawdziwym tłumaczem jest prawe sumienie” (HV 10). Idea (a raczej: ideał) odpowiedzialnego rodzicielstwa, z kolei zaś jego praktyka, wiąże się nade wszystko z dojrzałością moralną człowieka - i tu bardzo często zachodzi pewna rozbieżność pomiędzy tym, czemu pierwszeństwo wyraźnie przyznaje encyklika, a tym, co znajduje to pierwszeństwo w obiegowym ludzkim myśleniu. W encyklice na pierwszy plan wysuwa się etyczny wymiar zagadnienia, a więc problem właściwie pojętej cnoty wstrzemięźliwości. W obrębie tego wymiaru mieści się również odpowiednia “metoda” postępowania. W myśleniu obiegowym wielokrotnie dzieje się tak, że “metoda”, oderwana od właściwego sobie wymiaru etycznego, zostaje potraktowana w sposób czysto funkcjonalny, a nawet wręcz utylitarny. Odrywając “metodę” od wymiaru etycznego, przestaje się dostrzegać różnicę w stosunku do innych “metod” (sztucznych), a nawet wypowiada się takie zdania, jakby chodziło tutaj tylko o jedną z form antykoncepcji. Z punktu widzenia prawdziwej nauki zawartej w encyklice Humanae vi-tae ważne jest przeto prawidłowe przedstawienie samej metody (przedstawienie w języku biologii i medycyny), o której wspomina ten dokument (por. HV 16); nade wszystko jednak ważne jest pogłębienie tego wymiaru etycznego, w obrębie którego metoda jako “naturalna” nabiera również znaczenia metody etycznej (etycznie poprawnej). I dlatego też główną uwagę w ramach niniejszej analizy wypadnie nam zwrócić na to, co encyklika mówi na temat panowania nad sobą oraz wstrzemięźliwości. Bez wnikliwej interpretacji tego tematu nie docieramy do rdzenia prawdy etycznej, a także prawdy antropologicznej zagadnienia. Już wcześniej stwierdzono, że korzenie tego zagadnienia tkwią w teologii ciała: ona też (jako pedagogia ciała) staje się najgłębiej i najpełniej rozumianą “metodą” etycznej regulacji poczęć. Charakteryzując w dalszym ciągu ściśle etyczne wartości “naturalnej” (= etycznej) regulacji poczęć, Autor Humanae vitae wypowiada się następująco: “Opanowanie to przynosi życiu rodzinnemu obfite owoce w postaci harmonii i pokoju oraz pomaga w przezwyciężaniu innych jeszcze trudności; sprzyja trosce o współmałżonka i budzi dla niego szacunek, pomaga także małżonkom wyzbyć się egoizmu, sprzeciwiającego się prawdziwej miłości oraz wzmacnia w nich poczucie odpowiedzialności. A wreszcie dzięki opanowaniu siebie rodzice uzyskują głębszy i skuteczniejszy wpływ wychowawczy na potomstwo; wtedy dzieci i młodzież dorastając, właściwie oceniają swoje prawdziwe ludzkie wartości i spokojnie oraz prawidłowo rozwijają swoje duchowe i fizyczne siły” (HV 21). Zdania te dopełniają obrazu tego, co encyklika rozumie przez etyczną regulację poczęć. Jest to, jak widać, nie tylko jakiś “sposób zachowań” w wyodrębnionej dziedzinie, ale postawa osadzona w integralnej dojrzałości moralnej osób - i zarazem dojrzałość tę integrująca.
2. Zarys duchowości małżeńskiej
Moce, które płyną z sakramentalnej “konsekracji” “Kościół... nauczając o nienaruszalnych wymogach prawa Bożego, jednocześnie obwieszcza zbawienie i poprzez sakramenty otwiera drogi łaski, mocą której człowiek staje się nowym stworzeniem, zdolnym w miłości i prawdziwej wolności odpowiedzieć na Boski plan Stworzyciela i Zbawcy oraz odczuć słodycz Chrystusowego jarzma. Niech więc małżonkowie chrześcijańscy, posłuszni Jego głosowi, pamiętają, że ich powołanie do życia chrześcijańskiego, zrodzone przez chrzest, zostało rozwinięte i umocnione w sakramencie małżeństwa. Ten bowiem sakrament daje im moc i niejako ich konsekruje, by wiernie wypełniali swe obowiązki, by swe powołanie doprowadzili do właściwej mu doskonałości oraz by dawali, jak na nich przystało, chrześcijańskie świadectwo wobec świata. Takie bowiem powierza im Pan zadanie, aby ukazywali ludziom świętość i słodycz tego prawa, dzięki któremu ich wzajemna miłość wiąże się ściśle z tą ich funkcją, przez którą współdziałają oni z miłością Boga, Twórcy ludzkiego życia” (HV 25). Wykazując moralne zło antykoncepcji, równocześnie rysując możliwie integralny obraz etycznej regulacji poczęć, czyli odpowiedzialnego rodzicielstwa, encyklika Humanae vitae stwarza przesłanki do kształtowania chrześcijańskiej duchowości powołania i życia małżeńskiego, a zarazem rodzicielskiego i rodzinnego. Można też powiedzieć, że encyklika zakłada całą tradycję tejże duchowości sięgającej swymi korzeniami przeanalizowanych uprzednio źródeł biblijnych, dając sposobność do przemyślenia ich na nowo i zbudowania odpowiedniej syntezy. Wypada w tym miejscu przypomnieć to, co uprzednio powiedziano o organicznym związku pomiędzy teologią ciała a pedagogią ciała. Otóż taka “teologia - pedagogia” jest równocześnie zarysem duchowości małżeńskiej. Na to też wskazują przytoczone ostatnio zdania z encykliki. Z pewnością błędnie odczytywałby i błędnie interpretował encyklikę Humanae vitae ktoś, kto znajdowałby w niej tylko redukcję odpowiedzialnego rodzicielstwa do samych biologicznych “cyklów” ludzkiej płodności. Autor encykliki zastrzega się przeciw każdej formie rozumienia redukującego (i w tym znaczeniu “cząstkowego”), postuluje natomiast rozumienie integralne. Odpowiedzialne rodzicielstwo rozumiane integralnie nie jest zaś niczym innym, jak ważnym elementem składowym całej duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej, czyli zarazem tego powołania, o jakim mówi przytoczony tekst HV 25, stwierdzając, że powołanie to winni małżonkowie “doprowadzać do właściwej mu doskonałości”. Do tego celu sakrament małżeństwa “daje im moc i niejako ich konsekruje” (HV 25). Wypada, abyśmy w świetle nauki zawartej w encyklice Humanae vitae zdali sobie pełniej sprawę z owej właśnie “mocy”, jaka związana jest z sui generis “konsekracją” sakramentu małżeństwa. O ile analiza problematyki etycznej dokumentu Pawła VI była skoncentrowana przede wszystkim na sprawie słuszności odnośnej normy, o tyle zarys duchowości małżeńskiej, który tam znajdujemy, winien zmierzać do uwydatnienia właśnie owych “mocy”, które umożliwiają autentycznie chrześcijańskie świadectwo życia małżeńskiego. “Nie zamierzamy tu bynajmniej przemilczać trudności, niejednokrotnie poważnych, na które napotyka życie chrześcijańskich małżonków. Dla nich bowiem, jak i dla każdego z nas, «ciasna jest brama i wąska jest droga, która prowadzi do żywota» (por. Mt 7,14). Jednakże niech nadzieja tego żywota niby najjaśniejsze światło, oświeca im drogę, gdy mężnie decydują się na to, by na tym świecie żyć «w trzeźwości, sprawiedliwości i pobożności, świadomi w pełni, iż «przemija postać tego świata»” (HV 25). Spojrzenie na życie małżeńskie nacechowane jest w encyklice na każdym kroku chrześcijańskim realizmem - i to właśnie tym bardziej pomaga dotrzeć do owych “mocy”, które pozwalają w duchu autentycznej pedagogii serca i ciała kształtować duchowość małżeńską i rodzicielską. Sama świadomość “życia przyszłego” otwiera jakby szeroki horyzont tych mocy, które mają prowadzić po “wąskiej drodze” i przeprowadzać przez “ciasną bramę” ewangelicznego powołania. Autor encykliki pisze: “Niechże więc małżonkowie ochotnie podejmą wyznaczone im zadania, wspierani przez wiarę i nadzieję, która nie zawodzi - «ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany» (Rz 5,5)” (HV 25). Oto jest “moc” zasadnicza i podstawowa: miłość, zaszczepiona w sercu (“rozlana w sercach”) przez Ducha Świętego. W dalszym ciągu Autor encykliki wskazuje na to, jak małżonkowie mają tę główną “moc” i wszelkie potrzebne “pomoce” wypraszać sobie przez modlitwę, jak mają czerpać “łaskę i miłość z niewysychającego źródła, którym jest Eucharystia”, jak mają “z pokorą i wytrwałością” przezwyciężać swe słabości i grzechy poprzez sakrament pokuty (por. HV 25). To wszystko środki - niezawodne, ale i nieodzowne - w kształtowaniu chrześcijańskiej duchowości życia małżeńskiego i rodzicielskiego. Poprzez nie dociera do ludzkich serc i zarazem do ludzkich ciał w ich podmiotowej męskości i kobiecości owa zasadnicza i duchowo twórcza “moc” miłości. Ona to właśnie pozwala budować całe życie i współżycie małżonków wedle owej “prawdy znaku”, poprzez którą konstytuuje się małżeństwo w swej sakramentalnej godności, jak to encyklika uwydatnia w swym punkcie centralnym (por. HV 12). Wedle nauki zawartej w encyklice, zgodnie z wymową źródeł biblijnych oraz całej Tradycji, miłość jest - podmiotowo ujmując - “mocą”, czyli sprawnością ducha ludzkiego, o charakterze “teologicznym” (czy raczej: “te-ologalnym”). Jest to więc dana człowiekowi moc uczestniczenia w tej miłości, jaką miłuje sam Bóg w tajemnicy stworzenia i odkupienia. Jest to owa miłość, która “raduje się z prawdy” (por. l Kor 13,6), czyli w której wyraża się duchowa radość (augustyńskie “frui”) z każdej prawdziwej wartości: radość na podobieństwo radości samego Stwórcy, który na początku widział, że “wszystko było bardzo dobre” (Rdz 1,31). O ile moce pożądliwości usiłują oderwać ludzką “mowę ciała” od tej prawdy, o tyle moc miłości umacnia ją w tej prawdzie na nowo. W ten sposób owocuje w niej tajemnica odkupienia ciała. Ta sama miłość, która umożliwia i sprawia, że dialog małżeński dokonuje się i urzeczywistnia wedle nie-rozdwojonej wewnętrznie “prawdy znaku”, jest bowiem równocześnie mocą, czyli sprawnością o charakterze moralnym, nastawioną czynnie na pełnię dobra, a tym samym na każde prawdziwe dobro. I dlatego też jej zadaniem jest łączyć prawidłowo ową “podwójną funkcję znaku”, o jakiej mowa w encyklice (por. HV 12), czyli zabezpieczać zarówno wartość prawdziwej jedności małżonków (to jest zjednoczenia osobowego), jak też wartość odpowiedzialnego rodzicielstwa (czyli rodzicielstwa w postaci dojrzałej i godnej człowieka). Mówiąc językiem tradycyjnym, miłość jako nadrzędna “moc” koordynuje działania osób, męża i żony, w zakresie celów małżeństwa. Chociaż ani Konstytucja soborowa ani encyklika nie przemawia tradycyjnym językiem (określając hierarchię celów: “procreatio mutuum adiutorium”, “remedium concupiscentiae”), to jednakże zarówno jeden, jak i drugi dokument współczesnego nauczania Kościoła dotyczy tego, do czego odnoszą się owe tradycyjne określenia. Miłość jako nadrzędna moc, którą mężczyzna i kobieta otrzymują od Boga wraz ze swoistą “konsekracją” sakramentu małżeństwa, niesie z sobą prawidłową koordynację tych celów, wedle których w tradycyjnym nauczaniu Kościoła kształtuje się moralny (a raczej “teologalno-moralny”) ład życia małżeńskiego. Nauka Konstytucji Gaudium et spes jako też encykliki Humanae vitae określa tenże sam ład moralny, odwołując się do miłości jako nadrzędnej mocy, która nadaje właściwą treść i wartość działaniom małżeńskim wedle prawdy znaku. Tradycyjna nauka o celach małżeństwa (ich hierarchia) została w tym nowym ujęciu potwierdzona, a zarazem pogłębiona od strony życia wewnętrznego małżonków, czyli od strony małżeńskiej i rodzicielskiej duchowości.
Analiza cnoty wstrzemięźliwości Zadaniem miłości, która “rozlana jest w sercach” (Rz 5, 5) oblubieńców jako zasadnicza duchowa moc ich małżeńskiego przymierza, jest - jak powiedziano - zabezpieczać zarówno wartość prawdziwego zjednoczenia małżonków, jak też wartość rodzicielstwa, w szczególności rodzicielstwa odpowiedzialnego. Moc miłości: autentyczna w znaczeniu teologicznym i etycznym, wyraża się w tym, że miłość łączy prawidłowo ową “podwójną funkcję znaku” (por. HV 12), wykluczając nie tyko w teorii, ale nade wszystko w praktyce, zachodzącą w tej dziedzinie “sprzeczność”. “Sprzeczność” tę zarzuca się najczęściej encyklice Humanae vitae oraz nauczaniu Kościoła. Potrzeba bardzo gruntownej analizy nie tylko teologicznej, ale także antropologicznej (staraliśmy się przeprowadzić ją w całym niniejszym studium), aby wykazać, że nie należy tutaj mówić o “sprzeczności”, ale tylko o “trudności”. Owszem, encyklika sama podkreśla tę “trudność” na wielu miejscach. Trudność pochodzi stąd, że moc miłości zostaje zaszczepiona w człowieku pożądliwości: miłość napotyka w ludzkich podmiotach na troistą pożądliwość (por. l J 2,16), w szczególności na pożądliwość ciała, która zniekształca prawdę “mowy ciała”. I dlatego też miłość nie może się urzeczywistniać w prawdzie “mowy ciała” inaczej, jak tylko przezwyciężając pożądliwość i przetwarzając ją. Jeśli elementem kluczowym duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej -ową główną “mocą”, jaką małżonkowie mają stale czerpać z sakramentalnej “konsekracji” - jest miłość, to miłość ta, jak wynika z tekstu encykliki (por. HV 20), pozostaje organicznie sprzymierzona z czystością, która przejawia się jako opanowanie, czyli wstrzemięźliwość. Między innymi także jako tzw. wstrzemięźliwość okresowa. W języku biblijnym na to zdaje się wskazywać Autor Listu do Efezjan, gdy w swym “klasycznym” tekście wzywa małżonków, aby byli “sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (Ef 5, 21). Można powiedzieć, iż encyklika Humanae vitae jest rozwinięciem tej właśnie biblijnej prawdy o chrześcijańskiej duchowości małżeńskiej i rodzinnej. Aby to jednak stało się bardziej oczywiste, trzeba podjąć gruntowniej-szą analizę cnoty wstrzemięźliwości, czyli opanowania (łac. “temperantia”) oraz jej szczególnego znaczenia dla prawdziwości wzajemnej “mowy ciała” w obcowaniu małżeńskim i (pośrednio) w całej rozległej sferze wzajemnych odniesień pomiędzy mężczyzną a kobietą. Obie używane przez nas nazwy: “wstrzemięźliwość” i “opanowanie” (podobnie jak łac. “temperantia”) wskazują w różny sposób na zdolność stawiania oporu pożądliwości ciała i jej skutkom w całej psychosomatycznej podmiotowości człowieka. Zdolność ta, jako stała sprawność, zasługuje na miano cnoty. Z dawniejszych już analiz wiemy, że pożądliwość ciała, a na jej gruncie pożądanie o charakterze seksualnym, wyraża się swoistym naporem w sferze reaktywności somatycznej, jak też psychoemotywnym poruszeniem namiętności zmysłowej. Podmiot osobowy zdolny jest przeciwstawić się temu naporowi i poruszeniu w oparciu o siłę wartości i norm oraz związanych z nimi przekonań, jeśli przekonaniom tym towarzyszy odpowiednia sprawność woli, czyli cnota. Jest to właśnie cnota wstrzemięźliwości (opanowania), która staje się podstawowym warunkiem wzajemnego wypowiadania “mowy ciała” w wewnętrznej prawdzie - równocześnie zaś warunkiem tego, ażeby małżonkowie byli “sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” wedle słów biblijnych (Ef 5, 21). Owo “wzajemne poddanie” oznacza obopólną troskę o prawdę “mowy ciała” - a “poddanie w bojaźni Chrystusowej” wskazuje także na dar czci religijnej (dar Ducha Świętego), jaki towarzyszy cnocie opanowania, czyli wstrzemięźliwości. Jest to bardzo ważne dla właściwego, czyli pełnego zrozumienia cnoty wstrzemięźliwości w ogóle, w szczególności zaś dla zrozumienia tzw. wstrzemięźliwości okresowej, o której mowa w encyklice. Przeświadczenie, że cnota wstrzemięźliwości, czyli opanowania, tylko i wyłącznie “stawia opór” pożądliwości ciała, jest słuszne, ale nie jest jeszcze zupełne. Nie jest zupełne, zwłaszcza gdy uwzględnimy fakt, że cnota ta nie występuje i nie działa w oderwaniu, ale w powiązaniu z innymi (“nexus virtutum”) - a więc w powiązaniu z roztropnością, sprawiedliwością, męstwem, a nade wszystko - z miłością. Biorąc to wszystko pod uwagę, łatwo zrozumieć, że wstrzemięźliwość, czyli opanowanie, nie ogranicza się tylko do stawiania oporu pożądliwości ciała, ale poprzez ten opór równocześnie otwiera się na te - głębsze i dojrzalsze - wartości, które łączą się z oblubieńczym znaczeniem ciała w jego kobiecości czy męskości, jak też z prawdziwą wolnością daru we wzajemnym odniesieniu osób. Sama pożądliwość ciała, szukając przede wszystkim cielesnego i zmysłowego zaspokojenia, pozostawia człowieka jak gdyby ślepym i niewrażliwym na te głębsze wartości, które wypływają z miłości i równocześnie konstytuują miłość we właściwej jej prawdzie wewnętrznej. Na tej drodze ujawnia się też istotny charakter czystości małżeńskiej i rodzicielskiej w jej organicznym przymierzu z “mocą” miłości, która zaszczepiona jest w sercach oblubieńców wraz z “konsekracją” sakramentu małżeństwa. Ujawnia się zarazem, iż skierowane do małżonków wezwanie, aby byli “sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (Ef 5, 21), służy niejako do otwarcia tej wewnętrznej przestrzeni, w której oboje stają się coraz bardziej wrażliwi na owe głębsze i dojrzalsze wartości, które łączą się z oblubieńczym znaczeniem ciała i prawdziwą wolnością daru. Jeżeli czystość małżeńska (i w ogóle: czystość) przejawia się naprzód jako zdolność stawiania oporu pożądliwości ciała, to stopniowo okazuje się ona szczególną umiejętnością dostrzegania i tworzenia takich znaczeń “mowy ciała”, które dla samej pożądliwości pozostają całkowicie nieznane, a które stopniowo wzbogacają cały dialog oblubieńczy małżonków, oczyszczając go, a równocześnie pogłębiając i upraszczając. Tak więc owa asceza opanowania i wstrzemięźliwości, o jakiej mówi encyklika (HV 21), nie przynosi z sobą zubożenia “znaków miłości”, ale wręcz przeciwnie: ich duchową intensyfikację, czyli wzbogacenie. Analizując w ten sposób wstrzemięźliwość, czyli opanowanie, we właściwej dla tej cnoty dynamice (antropologicznej, etycznej i teologicznej), musimy dostrzec, że wraz z poznaniem tej dynamiki zanika owa pozorna “sprzeczność”, którą często zarzuca się encyklice Humanae vitae oraz nauce Kościoła na temat moralności małżeńskiej i rodzicielskiej. “Sprzeczność” ta ma zachodzić pomiędzy dwoistym znaczeniem aktu małżeńskiego (por. HV 12). Jeśli nie można oderwać od siebie tych dwóch znaczeń: znaczenia jednoczącego i znaczenia rodzicielskiego, zatem małżonkowie zostają pozbawieni prawa do zjednoczenia małżeńskiego, jeśli nie chcą przyjąć zarazem rodzicielstwa. Na tę właśnie pozorną “sprzeczność” daje odpowiedź encyklika Humanae vitae, o ile zostanie gruntownie przemyślana. Autor bowiem encykliki stwierdza, że nie ma takiej “sprzeczności” - jest tylko “trudność” związana z całą sytuacją wewnętrzną “człowieka pożądliwości”. Natomiast w “trudności” tej - czyli zarazem w trudzie wewnętrznym, w ascezie - zostaje zadany małżonkom prawdziwy ład współżycia małżeńskiego, do którego sakrament małżeństwa “daje im moc i niejako ich konsekruje” (HV 25). Ów ład współżycia małżeńskiego oznacza podmiotową również harmonię pomiędzy rodzicielstwem (odpowiedzialnym) a zjednoczeniem osobowym, które płynie z czystości małżeńskiej, w niej bowiem dojrzewają wewnętrzne owoce wstrzemięźliwości, czyli opanowania. Poprzez to wewnętrzne dojrzewanie nabiera właściwej sobie ważności i godności sam akt małżeński w swoim znaczeniu potencjalnie rodzicielskim, równocześnie zaś nabierają odpowiedniego znaczenia wszelkie “znaki miłości” (HV 21), które służą jako wyraz osobowego zjednoczenia małżonków proporcjonalnie do całego podmiotowego bogactwa kobiecości i męskości. Encyklika stwierdza - zgodnie z całym doświadczeniem i tradycją - że akt małżeński jest także “znakiem miłości” (por. HV 16), ale “znakiem miłości” szczególnym: gdyż ma równocześnie znaczenie potencjalnie rodzicielskie. A więc: służy także wyrażeniu zjednoczenia osobowego, ale nie służy tylko wyrażeniu tego zjednoczenia. Równocześnie zaś encyklika wskazuje (przynajmniej pośrednio) na wielorakie “znaki miłości”, które służą wyłącznie wyrażeniu zjednoczenia osobowego małżonków. Zadaniem czystości małżeńskiej, a jeszcze szczegółowiej: zadaniem wstrzemięźliwości, czyli opanowania, jest nie tylko: zabezpieczyć ważność i godność aktu małżeńskiego ze względu na jego znaczenie potencjalnie rodzicielskie - ale jest również tym zadaniem: zabezpieczyć właściwą ważność i godność aktu małżeńskiego, odsłaniając w świadomości oraz w doświadczeniu małżonków wszystkie inne możliwe “znaki miłości”, które wyrażają zjednoczenie osobowe małżonków. Chodzi bowiem o to, ażeby zjednoczenie małżonków nie doznawało strat wówczas, gdy słuszne racje przemawiają za powstrzymaniem się od aktu małżeńskiego. Chodzi bardziej jeszcze o to, ażeby to zjednoczenie, budowane stale i na co dzień przez stosowne “znaki miłości”, stanowiło jakby szerokie podłoże, na którym w odpowiednich warunkach dojrzewa decyzja aktu małżeńskiego w jego znaczeniu autentycznym, to jest potencjalnie rodzicielskim. Uważa się często, że wstrzemięźliwość wywołuje napięcia wewnętrzne, od których należy uwalniać człowieka. W świetle przeprowadzanej analizy, właśnie integralnie rozumiana wstrzemięźliwość jest jedyną drogą do uwalniania człowieka od tych napięć. Oznacza ona jedynie duchowy wysiłek zmierzający do wypowiadania “mowy ciała” nie tylko w prawdzie, ale także w autentycznym bogactwie “znaków miłości”.
Wstrzemięźliwość - pomiędzy “podnieceniem” a “wzruszeniem” Czy wysiłek ten jest możliwy? Jest to - w innych słowach (i w innym aspekcie) postawione - pytanie o “wykonalność” normy moralnej przypomnianej i potwierdzonej w encyklice Humanae vitae. Jest to równocześnie jedno z najbardziej istotnych (a współcześnie najbardziej natarczywych) pytań z zakresu duchowości małżeńskiej. Kościół w całej pełni jest przeświadczony o słuszności odpowiedzialnego rodzicielstwa, i to nie tylko ze względów “demograficznych”, ale ze względów ściśle “merytorycznych”: odpowiedzialnym nazywamy takie rodzicielstwo, które odpowiada osobowej godności małżonków jako rodziców. Stąd właśnie ścisły i bezpośredni związek tak pojętego rodzicielstwa z całą duchowością małżeńską. Paweł VI, jako Autor Humanae vitae, dał wyraz temu (co skądinąd potwierdził np. Gandhi 3), a prócz tego stale potwierdza wiele autorytetów moralnych i naukowych) 4): że mianowicie w tej tak dogłębnie i zasadniczo ludzkiej i osobowej dziedzinie trzeba przede wszystkim odwoływać się do człowieka jako osoby, do stanowiącego o sobie podmiotu - nie zaś do “metod”, które go czynią “przedmiotem” (manipulacji) oraz “depersonalizują”. Chodzi tu zatem o prawdziwie “humanistyczny” sens postępu i rozwoju ludzkiej cywilizacji. Czy wysiłek ten jest możliwy? Cała problematyka encykliki Humanae vitae sięga nie tylko w sam biologiczny wymiar ludzkiej płodności (sprawa “cyklu płodności”) - ale sięga równocześnie w całą podmiotowość człowieka jako osobowego “ja”, które jest mężczyzną lub kobietą. Już w czasie dyskusji na Soborze Watykańskim II, w związku z rozdziałem o małżeństwie i rodzinie (w przygotowywanej Konstytucji pastoralnej Gaudium et spes), padały głosy o potrzebie ściślejszego przebadania owych reakcji (a więc także: emocji), które wiążą się z wzajemnym oddziaływaniem na siebie męskości i kobiecości ludzkiego podmiotu 5). Zagadnienie to należy nie tyle do biologii, ile do psychologii: z biologii i psychologii trafia ono z kolei do studium duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej. Tutaj zaś pozostaje ono w bliskim związku ze sposobem rozumienia cnoty “tempe-rantia”, czyli opanowania i wstrzemięźliwości, m.in. wstrzemięźliwości okresowej . Wnikliwa analiza odnośnej dziedziny (która równocześnie jest podmiotową autoanalizą, a z kolei staje się dostępną dla ludzkiej wiedzy analizą “przedmiotu”) pozwala dojść do pewnych bardzo istotnych stwierdzeń. Oto w kontaktach międzyosobowych, w których dochodzi do głosu wzajemne oddziaływanie na siebie męskości i kobiecości, wyzwala się w psychoemoty-wnym podmiocie, w ludzkim “ja”, nie tylko taka reakcja, którą należy określić nazwą “podniecenie”, ale także taka, którą można i należy określić nazwą “wzruszenie”. Bez względu na to, czy te dwa rodzaje reakcji występują łącznie, można je doświadczalnie rozróżnić, a także treściowo (czyli “przedmiotowo”) “rozdzielić” 6). Różnica przedmiotowa pomiędzy jednym a drugim polega na tym, że podniecenie jest nade wszystko “cielesne” i w tym sensie “seksualne”, wzruszenie natomiast - jakkolwiek również jest wywołane oddziaływaniem wzajemnym męskości i kobiecości - odnosi się przede wszystkim do “całego” drugiego człowieka. Można powiedzieć, że jest to “wzruszenie osobą” ze względu na jej kobiecość lub męskość. Niniejsze stwierdzenie z dziedziny psychologii wzajemnych oddziaływań męskości i kobiecości dopomaga w zrozumieniu owej funkcji cnoty opanowania, czyli wstrzemięźliwości, o jakiej była mowa powyżej. Wstrzemięźliwość jest nie tylko - i nie tyle - zdolnością “powstrzymywania”, czyli opanowywania różnorodnych reakcji, jakie łączą się z wzajemnym oddziaływaniem na siebie męskości i kobiecości. Tę funkcję można by określić jako “negatywną”. Równocześnie jednak istnieje inna (rzecz można “pozytywna”) funkcja opanowania, czyli wstrzemięźliwości, a tą jest umiejętność sterowania odnośnymi reakcjami, zarówno pod kątem ich treści, jak też związanego z nią charakteru reakcji. Powiedziano uprzednio, że w dziedzinie wzajemnych oddziaływań na siebie męskości i kobiecości “podniecenie” i “wzruszenie” występują nie tylko jako dwa odrębne i różne przeżycia ludzkiego “ja”, ale bardzo często występują łącznie w obrębie jednego i tego samego przeżycia jakby dwie różne jego komponenty. Od różnych okoliczności natury wewnętrznej, a także zewnętrznej zależy, w jakiej wzajemnej proporcji obie te komponenty ujawniają się w danym przeżyciu. Czasem przewaga jednej jest wyraźna, kiedy indziej zachodzi raczej równowaga. Otóż wstrzemięźliwość, jako umiejętność sterowania “podnieceniem” i “wzruszeniem” w sferze wzajemnego oddziaływania męskości i kobiecości, powinna spełnić istotne i kluczowe zadanie dla utrzymania równowagi pomiędzy takim zjednoczeniem, w którym małżonkowie chcą wyrazić sobie wzajemnie tylko swoją bliskość i jedność, a takim, w którym przyjmują (bodaj pośrednio) odpowiedzialność rodzicielską. Albowiem “podniecenie” i “wzruszenie” przesądzają od strony podmiotu o kierunku i charakterze całej wzajemnej “mowy ciała”. Podniecenie zasadniczo szuka ujścia w postaci zmysłowo-cielesnego zaspokojenia kobiecości przez męskość, czyli zmierza do aktu małżeńskiego, który (w zależności od “cyklu biologicznego”) niesie w sobie możliwość rodzicielstwa. Natomiast samo wzruszenie drugim człowiekiem jako osobą, również wówczas, gdy jest ono w swej emocjonalnej treści uwarunkowane kobiecością lub męskością tego “drugiego”, samo z siebie nie zmierza do aktu małżeńskiego, zatrzymuje się natomiast przy innych “znakach miłości”, w których wyraża się znaczenie oblubieńcze ciała, natomiast nie zawiera się jego znaczenie (potencjalnie) rodzicielskie. Wypada przypomnieć, że wielcy klasycy myśli etycznej (i antropologicznej), zarówno przedchrześcijańscy (np. Arystoteles), jak i chrześcijańscy (np. Tomasz z Akwinu), widzą w cnocie wstrzemięźliwości, czyli opanowania, nie tylko sprawność “powstrzymywania” reakcji cielesno-zmysłowych, ale bardziej jeszcze umiejętność sterowania całą sferą zmysłowo-emocjonal-ną w człowieku. W danym wypadku chodzi o umiejętność sterowania bądź po linii podniecenia (i w kierunku jego prawidłowego rozwoju), bądź też po linii samego wzruszenia: w kierunku pogłębienia i wewnętrznej intensyfikacji jego “czystego” (poniekąd “bezinteresownego”) charakteru. Rozróżnienie to nie jest przeciwstawieniem. Nie oznacza ono też, że akt małżeński jako skutek podniecenia nie zawiera w sobie równoczesnego wzruszenia drugą osobą. Z pewnością jest - a w każdym razie powinno być inaczej. Zjednoczenie w akcie małżeńskim powinno nieść w sobie szczególne nasilenie wzruszenia, więcej: przejęcia drugą osobą. (I to także zawiera się w wezwaniu z Listu do Efezjan 5, 21 skierowanym do małżonków: “Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!”). Uwydatnione w tej analizie rozróżnienie “podniecenia” i “wzruszenia” świadczy tylko o podmiotowym bogactwie reaktywno-emotywnym ludzkiego “ja”: bogactwo to wyklucza jakąś jednokierunkową determinację i sprawia, że cnota wstrzemięźliwości może się urzeczywistniać jako umiejętność sterowania tym, co przy wzajemnym oddziaływaniu męskości i kobiecości niesie z sobą zarówno podniecenie, jak i wzruszenie. Tak pojęta cnota wstrzemięźliwości, czyli opanowania, posiada kluczowe znaczenie dla zachowania wewnętrznej równowagi pomiędzy “dwoistą funkcją znaku” (por. HV 12) w zjednoczeniu małżeńskim, gdy chodzi o gruntownie rozumianą praktykę odpowiedzialnego rodzicielstwa. Encyklika Humanae vitae poświęca odpowiednią uwagę biologicznej stronie zagadnienia, tj. cyklicznemu charakterowi ludzkiej płodności. Jakkolwiek “cykliczność” tę można w świetle encykliki nazwać “opatrznościowym wskaźnikiem” dla odpowiedzialnego rodzicielstwa - to przecież nie na tym tylko poziomie rozwiązuje się sprawa, która posiada tak dogłębnie per-sonalistyczne i sakramentalne (teologiczne) znaczenie. Encyklika uczy o odpowiedzialnym rodzicielstwie jako o sprawdzianie dojrzałej miłości małżeńskiej i dlatego jest w niej zawarta nie tylko odpowiedź na konkretne pytanie z zakresu etyki życia małżeńskiego, ale, jak powiedziano, jest w niej zawarty zarys małżeńskiej i rodzicielskiej duchowości, który tutaj pragniemy odtworzyć bodaj w zarysie. Właściwy sposób rozumienia i praktykowania wstrzemięźliwości okresowej jako cnoty (czyli - wedle słów HV 21: “panowania nad sobą”) decyduje też zasadniczo o “naturalności” metody, która wszak nosi również nazwę “metody naturalnej”: jest to “naturalność” na poziomie osoby. Nie można więc myśleć o jakiejś mechanicznej aplikacji prawideł biologicznych. Sama znajomość “cyklów płodności” - chociaż jest nieodzowna - nie stwarza jeszcze owej wewnętrznej wolności daru, która jest ściśle duchowej natury i zależy od dojrzałości człowieka wewnętrznego. Wolność ta zależy od takiej umiejętności sterowania zmysł o wo-uczuci owymi reakcjami, która umożliwia dawanie siebie drugiemu “ja” w oparciu o dojrzałe posiadanie swojego własnego “ja” w jego cielesnej i emotywnej podmiotowości. Jak wiadomo z przeprowadzonych uprzednio analiz biblijno-teologicznych, ciało ludzkie w swej męskości i kobiecości ma służyć zjednoczeniu osób (communio personarum). Na tym polega jego znaczenie oblubieńcze. Właśnie to oblubieńcze znaczenie ciała zostało niejako u podstaw zniekształcone przez pożądliwość (pożądliwość ciała w obrębie “troistej pożądliwości”). Cnota opanowania, czyli wstrzemięźliwość, w swej dojrzałej postaci odsłania stopniowo “czysty” kształt oblubieńczego znaczenia ciała. I w ten sposób rozwija ona osobowe zjednoczenie mężczyzny i kobiety, które na gruncie samej tylko pożądliwości nie może się ukształtować i rozwinąć w pełnej prawdzie swych możliwości. To właśnie głosi encyklika Humanae vitae. Prawda ta ma swój podwójny wymiar: personalistyczny i teologiczny.
Elementem podstawowym duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej jest, w świetle encykliki, miłość zaszczepiona w sercach oblubieńców jako dar (“rozlana w sercach... przez Ducha Świętego, który został nam dany”: Rz 5,5); dar ten otrzymują oni w sakramencie wraz ze swoistą “konsekracją”. Miłość jest sprzymierzona z czystością małżeńską, która, przejawiając się jako opanowanie, czyli wstrzemięźliwość, wypracowuje wewnętrzny ład obcowania małżeńskiego. Czystość jest bytowaniem w ładzie serca. Ład ten pozwala rozwijać się “znakom miłości” w ich właściwej proporcji i znaczeniu. W ten sposób też potwierdza się czystość małżeńska jako “życie wedle Ducha” (por. Ga 5, 25), stosownie do wyrażenia św. Pawła. Apostoł miał na myśli nie tylko immanentne energie ducha ludzkiego, ale nade wszystko uświęcający wpływ Ducha Świętego i Jego szczególne dary. W centrum duchowości małżeńskiej leży więc czystość, nie tylko jako cnota moralna (ukształtowana przez miłość), ale zarazem jako cnota zespolona z darami Ducha Świętego - nade wszystko zaś z darem czci. Ów dar ma także na myśli Autor Listu do Efezjan, gdy wzywa małżonków, aby byli “sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (Ef 5, 21). Tak więc wewnętrzny ład całego obcowania małżeńskiego, który pozwala rozwijać się “znakom miłości” w ich właściwej proporcji i znaczeniu, jest nie tylko owocem cnoty, którą małżonkowie w sobie wypracowują, ale także daru Ducha Świętego, z którym współpracują. Encyklika Humanae vitae w poszczególnych fragmentach swego tekstu (zwłaszcza HV 21; 26) - omawiając swoistą ascezę małżeńską, czyli pracę nad cnotą miłości, czystości, opanowania - mówi pośrednio o darach Ducha Świętego, na które małżonkowie stają się wrażliwi w miarę dojrzewania cnót. Odpowiada to odwiecznemu powołaniu człowieka w małżeństwie. Ci “dwoje”, którzy wedle najpierwotniejszego wyrażenia Biblii mają być “jednym ciałem” (Rdz 2, 24), nie mogą w inny sposób urzeczywistnić tej jedności na właściwym dla siebie poziomie osób (communio personarum), jak tylko poprzez siły pochodzące od ducha: w ostatecznej analizie - od Ducha Świętego, który oczyszcza, ożywia, umacnia i doskonali siły ducha ludzkiego. “Duch daje życie, ciało na nic się nie przyda” (J 6, 63). Tak więc zarys duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej jest “od początku” wpisany w biblijną prawdę o małżeństwie. Zarys ten pozostaje też “od początku” otwarty w stronę darów Ducha Świętego. Jeśli encyklika Humanae vitae wzywa małżonków do “wytrwałej modlitwy” oraz do życia sakramentalnego (“niech czerpią łaskę i miłość z niewysychającego źródła, którym jest Eucharystia...”; “niech z pokorą i wytrwałością uciekają się do miłosierdzia Bożego, którego sakrament pokuty obficie udziela...” (HV 26) - to czyni to z myślą o “Duchu, który ożywia” (por. 2 Kor 3,6). Dary Ducha Świętego, a zwłaszcza dar czci (donum pietatis), zdają się tutaj mieć zasadnicze znaczenie. Dar czci podtrzymuje bowiem i rozwija w małżonkach szczególną wrażliwość na wszystko, co w ich powołaniu i obcowaniu nosi na sobie znamię tajemnicy stworzenia i odkupienia - na wszystko, co jest stworzonym odbiciem mądrości i miłości Boga. Dlatego też ten dar wydaje się szczególnie głęboko wprowadzać mężczyznę i kobietę w poszanowanie owej “podwójnej funkcji znaku”, o jakiej mówi encyklika (por. HV 12) w związku z sakramentem małżeństwa. Poszanowanie “podwójnej funkcji znaku” może się w pełni rozwinąć tylko na gruncie głębokiego odniesienia do osobowej godności tego, co w człowieku związane jest z jego męskością i kobiecością - oraz do osobowej godności życia przekazywanego w małżeńskim zjednoczeniu mężczyzny i kobiety. Dar czci wyraża się takim właśnie odniesieniem. Zrodzone z daru czci poszanowanie dla “podwójnej funkcji znaku” w małżeństwie przejawia się również jako zbawcza bojaźń: lęk przed naruszeniem czy poniżeniem tego, co nosi na sobie znamię Boskiej tajemnicy stworzenia i odkupienia. O takiej właśnie bojaźni mówi Autor Listu do Efezjan: “Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!” (5, 21). O ile owa zbawcza bojaźń kojarzy się bezpośrednio z “negatywną” funkcją wstrzemięźliwości (tzn. ze stawianiem oporu pożądliwości ciała) - o tyle równocześnie, a zwłaszcza w miarę wewnętrznego dojrzewania tej cnoty, objawia się ona jako pełna czci wrażliwość na wartości istotne dla zjednoczenia małżeńskiego: dla “podwójnej funkcji znaku” (czy też - mówiąc językiem dawniejszych analiz - dla wewnętrznej prawdy wzajemnej “mowy ciała”). Na gruncie głębokiego odniesienia do tych istotnych wartości to, co “oznacza jedność” małżonków, oraz to, co “oznacza rodzicielstwo”, zostaje podmiotowo zharmonizowane. Dar czci sprawia, że znika w tej dziedzinie pozorna “sprzeczność”, natomiast nieodzowna “trudność”, która jest pochodną pożądliwości, zostaje stopniowo przetworzona dojrzałością cnoty i mocą daru Ducha Świętego. Jeśli chodzi o całą problematykę tzw. wstrzemięźliwości okresowej (czyli “metod naturalnych”), to dar czci w zasadniczej mierze dopomaga pojednać godność osoby z “prawidłowością cyklu płodności”, czyli z biologicznym wymiarem kobiecości i męskości małżonków, który to wymiar posiada również właściwe sobie znaczenie dla prawdziwości wzajemnej “mowy ciała” w obcowaniu małżeńskim. W ten sposób także i to, co - nie tyle w znaczeniu biblijnym, ile wręcz “biologicznym” - odnosi się do małżeńskiej “jedności w ciele”, odnajduje swój po ludzku dojrzały kształt w “życiu wedle Ducha”. Cała praktyka etycznej regulacji poczęć, tak ściśle związana ze sprawą odpowiedzialnego rodzicielstwa, należy do chrześcijańskiej duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej - i tylko poprzez “życie wedle Ducha” staje się wewnętrznie prawdziwa i autentyczna. Dar czci w połączeniu z miłością i czystością pomaga w całokształcie obcowania małżeńskiego głęboko zidentyfikować ów akt, w którym znaczenie oblubieńcze ciała dopełnia się (przynajmniej potencjalnie) znaczeniem rodzicielskim. Pomaga ustalić wśród wszystkich możliwych “znaków miłości” szczególne, wręcz wyjątkowe, znaczenie tego aktu: jego godność i odpowiedzialną doniosłość. Stąd też poniekąd antytezą duchowości małżeńskiej jest podmiotowy brak takiej identyfikacji, związany z praktyką i mentalnością antykoncepcyjną. Jest to (poza wszystkim innym) olbrzymia strata z punktu widzenia wewnętrznej kultury człowieka. Cnota czystości małżeńskiej, a bardziej jeszcze dar czci, kształtuje duchowość małżonków w kierunku zabezpieczenia szczególnej godności tego aktu, tego “znaku miłości”, w którym prawda “mowy ciała” może być wypowiedziana tylko przy uwzględnieniu możliwości rodzicielskich. Odpowiedzialne rodzicielstwo - to nade wszystko duchowa identyfikacja aktu małżeńskiego w świadomości i woli obojga małżonków, którzy w tym “znaku miłości” (przy uwzględnieniu okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych, w szczególności biologicznych) wypowiadają swoją dojrzałą gotowość macierzyństwa i ojcostwa. Dar czci przyczynia się do tego, że akt małżeński nie zostaje pomniejszony i spłycony w całokształcie małżeńskiego obcowania, że nie doznaje “spowszednienia”, że wyraża się w nim stosowna pełnia treści osobowych i etycznych. A także treści religijnych: wzgląd na majestat Stwórcy, wzgląd na oblubieńczą miłość Odkupiciela. To wszystko stwarza i poszerza niejako wewnętrzną przestrzeń wzajemnej wolności daru, w której przejawia się w pełni oblubieńcze znaczenie męskości i kobiecości. Przeciwieństwem tej wolności jest wewnętrzny przymus pożądliwości, skierowany w stronę drugiego “ja” jako przedmiotu użycia. Dar czci wyzwala od tego przymusu, uwalnia od wszystkiego, w czym drugie “ja” pozostaje tylko przedmiotem użycia, umacnia wewnętrzną wolność daru. Nie może się to dokonać inaczej, jak tylko poprzez głęboką identyfikację osobowej godności zarówno kobiecego, jak i męskiego “ja” we wzajemnym obcowaniu. Taka duchowa identyfikacja jest podstawowym owocem daru czci. To z niej właśnie - a więc pośrednio z tego daru - czerpią swoje autentyczne znaczenie oblubieńcze te wszystkie “znaki miłości”, które stanowią osnowę trwania w jedności małżeńskiej. Jedność ta tylko w określonych okolicznościach wyraża się aktem małżeńskim, natomiast stale i na co dzień może i powinna się wyrażać różnymi “znakami miłości”. Stanowi o nich zdolność “bezinteresownego” wzruszenia drugim “ja”, ze względu na jego kobiecość, czy też - z drugiej strony - ze względu na jego męskość. Dar czci posiada ogromne znaczenie dla owych “znaków miłości”, ponieważ w parze z nim idzie zdolność głębokiego upodobania i podziwu, bezinteresownej koncentracji na “widzialnym” i równocześnie “niewidzialnym” pięknie kobiecości czy męskości, wreszcie: głębokie poczucie obdarowania “drugim”. Wszystko to stanowi o duchowej identyfikacji tego, co męskie, co kobiece - co “cielesne”, a równocześnie osobowe. Z tej duchowej identyfikacji wyłania się poczucie zjednoczenia “przez ciało”, przy zachowaniu wewnętrznej wolności daru. Poprzez “znaki miłości” małżonkowie pomagają sobie wzajemnie trwać w zjednoczeniu, a równocześnie “znaki” te zabezpieczają w każdym z osobna ów “pokój głębi”, który jest jakby wewnętrznym rezonansem czystości, kierowanej darem czci. Dar czci niesie z sobą głęboką i wszechstronną koncentrację na osobie - ogarnia tą koncentracją całą osobę w jej kobiecości i męskości - i w ten sposób stwarza wewnętrzny klimat osobowego zjednoczenia. Tylko w takim klimacie osobowego zjednoczenia małżonków dojrzewa prawidłowo ich rodzicielstwo: to rodzicielstwo, które określamy jako “odpowiedzialne”. Encyklika Humanae vitae pozwala nam zbudować zarys duchowości małżeńskiej i rodzicielskiej. Jest to ta duchowość, w której - przez uwzględnienie porządku “biologicznego”, a równocześnie na gruncie czystości wspieranej darem czci - kształtuje się wewnętrzna harmonia małżeństwa, związana z tym, co encyklika określa jako “dwoistą funkcję znaku” (por. HV 12). Harmonia ta oznacza, że małżonkowie obcują z sobą w wewnętrznej prawdzie “mowy ciała”. Encyklika Humanae vitae głosi więź nienaruszalną, jaka zachodzi pomiędzy tą “prawdą” a miłością.
Rozważania przeprowadzone w obu częściach niniejszego całokształtu polegają na podjęciu pytań, wyzwolonych przez encyklikę Humanae vitae. Reakcja, z jaką spotkała się encyklika, świadczy o tym, jak bardzo doniosłe i jak trudne są te pytania. O ich istnieniu świadczą także późniejsze wypowiedzi Pawła VI, w których wskazuje on na możliwość “udoskonalenia” wykładu prawdy chrześcijańskiej w tej dziedzinie 7). Świadczy również adhortacja Familiaris consortio: owoc Synodu Biskupów z 1980 r. “De familiae christianae muneribus in mundo huius temporis”. Dokument zawiera skierowane zwłaszcza do teologów wezwanie do pełniejszego opracowania biblijnych i personalistycznych aspektów nauki zawartej w Humanae vitae 8). Podjęcie pytań, wyzwolonych przez encyklikę, polega równocześnie na ich sformułowaniu - i na szukaniu odpowiedzi w związku z pytaniami odpowiednio sformułowanymi. Wypowiedź zawarta w Familiaris consortio wskazuje na to, że zarówno formułowanie pytań, jak też szukanie właściwych na nie odpowiedzi, winno koncentrować się wokół aspektów biblijnych i personalistycznych. Ta wypowiedź wskazuje równocześnie kierunek rozwoju teologii ciała. Kierunek rozwoju - czy też może kierunek uzupełniania braków? Analiza aspektów biblijnych mówi o sposobie zakorzenienia nauki głoszonej przez Kościół współczesny w źródłach Objawienia. Jest to ważne dla rozwoju teologii. Rozwój bowiem, czyli postęp w teologii dokonuje się poprzez stale na nowo podejmowane badanie owych źródeł. Zakorzenienie nauki głoszonej przez Kościół w całej Tradycji i w samym słowie Bożego Objawienia, jest wciąż otwarte dla pytań stawianych przez człowieka - oraz dla odpowiedzi, szukających zbliżenia do tych źródeł, także za pomocą narzędzi bardziej właściwych dla współczesnej wiedzy i dzisiejszej umysłowoś-ci. Wydaje się, że w tej dziedzinie intensywny rozwój filozoficznej antropologii (zwłaszcza antropologii stojącej u podstaw etyki) bardzo blisko spotyka się z pytaniami, jakie wyzwoliła encyklika Humanae vitae pod adresem teologii - a w szczególności etyki teologicznej. Analiza aspektów personalistycznych zawartej w tymże dokumencie nauki posiada zasadnicze znaczenie dla ustalenia, na czym polega prawdziwy postęp, czyli rozwój człowieka. Istnieje bowiem w całej cywilizacji współczesnej - zwłaszcza zaś w cywilizacji zachodniej “atlantyckiej” - ukryta, choć zarazem dość wyraźna tendencja, ażeby postęp ten mierzyć miarą “rzeczy”, czyli dóbr materialnych. Analiza aspektów personalistycznych nauki Kościoła zawartej w encyklice Pawła VI wskazuje, że jest w niej wyrażone zdecydowane wezwanie, ażeby postęp człowieka mierzyć miarą “osoby”, czyli tego, co jest dobrem człowieka jako człowieka, co odpowiada jego istotnej godności. Analiza aspektów personalistycznych przekonuje, że w encyklice chodzi o sprawę istotną z punktu widzenia prawdziwego rozwoju człowieka, ten bowiem mierzy się zasadniczo miarą etyki, a nie samej “techniki”. Fragment poświęcony encyklice Humanae vitae stanowi tylko część, końcową część, rozważań objętych wspólnym tematem (i tytułem) “Odkupienie ciała - a sakramentalność małżeństwa”. Jeśli w słowie końcowym na tę właśnie część zwracamy szczególną uwagę, to nie tylko dlatego, że jest ona najbliżej związana z naszą współczesnością, ale przede wszystkim dlatego, że z niej pochodzą pytania, które przenikają poniekąd całokształt przeprowadzonych rozważań. Tak więc owa końcowa część nie jest sztucznie dołączona do całości, ale jest z nią zespolona w sposób organiczny i jednorodny. W pewnym sensie zatem owa część, która w układzie całości umieszczona jest na końcu, znajduje się równocześnie na początku tej całości. Jest to ważne z punktu widzenia struktury i metody. Nie bez znaczenia jest może i moment historyczny: rozważania niniejsze rozpoczęły się w okresie przygotowań do Synodu Biskupów 1980 r. na temat małżeństwa i rodziny (“o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym”), kończą się zaś po ogłoszeniu adhortacji Familiaris consortio, w której zawiera się owoc prac tego Synodu. Wszyscy wiedzą, że Synod 1980 r. nawiązywał również do encykliki Humanae vitae. Jednakże najważniejszy wydaje się moment merytoryczny. Otóż, moment merytoryczny w całości przeprowadzonych rozważań można określić jak następuje: ażeby wyjść na spotkanie pytań, jakie wyzwala encyklika Humanae vitae przede wszystkim w teologii, ażeby pytania te formułować i szukać na nie odpowiedzi, trzeba trafić na ten obszar biblijno-teologiczny, o którym mówi tytuł: “Odkupienie ciała - a sakramentalność małżeństwa”. Na tym obszarze znajdują się odpowiedzi na odwieczne pytania ludzi, mężczyzn i kobiet, również i na trudne pytania naszej współczesności w dziedzinie małżeństwa i rodzicielstwa.
1) Por. Wprowadzenie do encykliki “Humanae vitae”, w: Notificationes e Curia Metropolitana Cracoviensi 1969, nr 1-4, s. 85. 2) Encyklika “Mater et magistra”, AAS 53 (1961), s. 447. 3) “Moim zdaniem twierdzenie, jakoby akt płciowy był czynnością samorzutną, podobnie jak sen lub zaspokajanie głodu, jest szczytem ignorancji. Istnienie świata jest uzależnione od aktu rozmnażania się, a wobec tego, że świat jest domeną, którą rządzi Bóg, i stanowi odbicie Jego sławy, więc akt rozmnażania winien podlegać kontroli mającej na celu rozwój życia na ziemi. Człowiek, który to rozumie, za wszelką cenę będzie dążył do panowania nad swoimi zmysłami i uzbroi się w wiedzę, która jest niezbędna dla fizycznego, umysłowego i duchowego rozkwitu jego potomstwa, a owoce tej wiedzy przekaże przyszłości dla jej pożytku”. Wobec propagandy zalecającej środki antykoncepcyjne Gandhi doszedł do przeświadczenia, “iż należy raczej działać za pomocą impulsów wewnętrznych, a nie środków zewnętrznych, jednym słowem posługując się opanowaniem czy też «samokontrolą...»” (M. K. Gandhi, Autobiografia. Dzieje moich poszukiwań prawdy, przeł. Józef Brodzki, Warszawa 1958, s. 242-244). 4) Por. np. deklaracje: Ekumenicznego Związku Ewangelicko-Katolickiego (Bund fur evangelischkatholische Wiedervereinigung) w “L'Osservatore Romano” z 19 IX 1968, s. 3; anglikanina, dr. F. Kinga, w “L'Osservatore Romano” z 5 X 1968 r., s. 3, a także mahometanina, Mahommeda Cherif Zeghoudu (tamże). Znamienny zwłaszcza jest list z dnia 28 listopada 1968 r., skierowany do kard. Cicognani przez teologa protestanckiego, Karla Bartha, który wyraża podziw dla odwagi Pawła VI. 5) Por. interwencje kard. Leo Suenensa w czasie 138 Kongregacji Generalnej Soboru Watykańskiego II, 29 X 1965 r. (Acta Synodalia S. Concilii Oecumenici Vaticani II, t. IV, cz. 3, s. 30). 6) Warto tu przypomnieć subtelną analizę miłości ludzkiej przeprowadzoną przez św. Tomasza z Akwinu w związku z “władzą pożądawczą” (por. STh I-II, q. 26, a. 2). 7) Por. Paweł VI, Przemówienie podczas audiencji ogólnej, 31 lipca 1968 r., Insegnamenti di Paolo VI, VI (1968) 869; przemówienie do uczonych - laureatów Nobla z 27 lutego 1974 r., Insegnamenti di Paolo VI, XII (1974) 207; przemówienie do ginekologów i położnych z 19 listopada 1977 r., AAS LXX (1978), s. 99. 8) Por. “Familiaris consortio”, nr 31.
Wyd. RW KUL, Lublin 2001
Spis pozostałych dostępnych fragmentów
Karol Wojtyła: "Miłość i odpowiedzialność": Osoba a popęd - interpretacja popędu Osoba a miłość - Osoba a czystość
|