Jan Paweł II

“Mężczyzną i niewiastą
stworzył ich...”

Tom 3.
Chrystus odwołuje się do zmartwychwstania.

Rozdział 2.  O bezżenności dla królestwa Bożego'

A. Słowa Chrystusa z Mt 19,11-12

Chrystus i Maria Magdalena

 

Spis pozostałych dostępnych fragmentów



 

A. Słowa Chrystusa z Mt 19,11-12

Słowa Chrystusa i reguła ich rozumienia

Trzy kategorie “bezżennych” - dlaczego?

Bezżenność dla królestwa niebieskiego a “płodność z Ducha”

Zwrot: “dla królestwa niebieskiego” wskazuje na motywację

Bezżenność a małżeństwo - jako powołanie człowieka “historycznego”

Jak rozumieć”wyższość” bezżenności dla królestwa niebieskiego?

Bezżenność dla królestwa: pomiędzy wyrzeczeniem a miłością

Oblubieńcze znaczenie ciała - u podstaw Chrystusowego wezwania do bezżenności

Wyrzeczenie, które jest afirmacją, służy afirmacji

Przypisy

 


 

Słowa Chrystusa i reguła ich rozumienia

Sprawa bezżenności dla królestwa niebieskiego, czyli powołania do wyłącznego oddania siebie Bogu w dziewictwie i celibacie, wrasta swoimi korzeniami głęboko w cały ewangeliczny grunt teologii ciała. Ażeby ukazać jej właściwe wymiary, trzeba mieć w pamięci owe słowa, w których Chrystus odwołuje się do “początku”, a równocześnie te, w których odwołał się do zmartwychwstania ciał. Jeżeli “w zmartwychwstaniu ani się żenić będą, ani za mąż wychodzić” (por. Mk 12, 25), znaczy, że tam jest jakby ojczyzna owej bezżenności, w której człowiek, mężczyzna i kobieta, znajduje równocześnie pełnię osobowego oddania i pełnię intersubiektywnej komunii osób dzięki uwielbieniu całej swojej duchowo-cielesnej istoty w wiecznym zjednoczeniu z Bogiem. Kiedy wezwanie do bezżenności “dla królestwa niebieskiego” znajduje echo w duszy ludzkiej w warunkach doczesności - a więc w warunkach, w których ludzie zwyczajnie “żenią się i za mąż wychodzą” (Łk 20, 34) - wówczas trudno w tym nie dostrzec szczególnej wrażliwości ducha ludzkiego, która już w warunkach doczesności jakby uprzedzała to, co ma stać się udziałem człowieka w przyszłym zmartwychwstaniu.

O tej sprawie jednakże, o tym szczególnym powołaniu, nie mówił Chrystus w bezpośrednim kontekście swej rozmowy z saduceuszami (por. Mt 22, 23-30; Mk 12, 18-25; Łk 20, 27-36), to znaczy wówczas, gdy odwołał się do zmartwychwstania ciał. Powiedział o tym natomiast jeszcze w kontekście rozmowy z faryzeuszami na temat małżeństwa i podstaw jego nierozerwalności, niejako na przedłużeniu tej rozmowy (por. Mt 19, 3-9). Ostatnie jej słowa odnoszą się do tzw. listu rozwodowego, na który zezwalał Mojżesz w pewnych wypadkach. Chrystus mówi: “Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: kto oddala swoją żonę - chyba w wypadku nierządu - a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo” (Mt 19, 8-9). Wówczas to uczniowie, którzy -jak można wnioskować z kontekstu - przysłuchiwali się tamtej rozmowie, a zwłaszcza ostatnim słowom wypowiedzianym przez Chrystusa, mówią do Niego tak: “Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić” (Mt 19, 10). Na to Chrystus daje im następującą odpowiedź: “Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się narodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 11-12) 18).

Można sobie w związku z tą rozmową - w ujęciu św. Mateusza - stawiać pytanie o to, z jaką myślą uczniowie, wysłuchawszy odpowiedzi Chrystusa danej faryzeuszom na temat małżeństwa i jego nierozerwalności, wypowiadają swoją uwagę: “Jeśli tak się ma sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić”. W każdym razie Chrystus uznał to za chwilę stosowną, ażeby powiedzieć im o dobrowolnej bezżenności dla królestwa niebieskiego. Mówiąc to, Jezus nie ustosunkowuje się wprost do wypowiedzi uczniów, nie pozostaje w linii ich myślenia 19). Nie odpowiada więc ani: “warto się żenić”, ani też: “nie warto się żenić”. Sprawa bezżenności dla królestwa niebieskiego nie zostaje postawiona w kontraście do małżeństwa, nie opiera się na żadnym sądzie negatywnym o jego ważności. Przed chwilą zresztą, odwołując się w sprawie nierozerwalności małżeństwa do “początku” - a więc do tajemnicy stworzenia - Chrystus wskazał na pierwsze i podstawowe źródło jego wartości. Aby więc teraz odpowiedzieć na pytanie uczniów - a raczej: wyjaśnić problem przez nich postawiony - Chrystus sięga do innej zasady. Nie dlatego, że “nie warto się żenić” - czyli nie ze względu na negatywną wartość małżeństwa, pozostają bezżenni ci, którzy takiego dokonują wyboru w życiu “dla królestwa niebieskiego” - ale ze względu na szczególną wartość, która łączy się z tym wyborem, wartość, którą trzeba osobiście odkryć i przyjąć jako swoje powołanie. Stąd też Chrystus mówi: “Kto może pojąć, niech pojmuje!”(Mt 19, 12). Poprzednio zaś powiedział: “Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane” (Mt 19, 11).

Jak widać, Chrystus w swojej odpowiedzi na problem postawiony przez uczniów, bardzo wyraźnie precyzuje regułę rozumienia swoich słów. W nauce Kościoła utrzymuje się przekonanie, że słowa te nie zawierają przykazania, które obowiązuje wszystkich, ale radę, która odnosi się do niektórych 20). Do tych mianowicie, którzy “mogą pojąć”. A “mogą pojąć” ci, “którym to jest dane”. Niniejsze słowa wskazują wyraźnie na moment osobistego wyboru, a równocześnie na moment szczególnej łaski, czyli daru, jaki otrzymuje człowiek, ażeby dokonać takiego właśnie wyboru. Można powiedzieć, iż wybór bezżenności dla królestwa niebieskiego jest jakimś (charyzmatycznym) wyjściem naprzeciw tego eschatologicznego stanu ludzi, w którym oni “nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić” - równocześnie jednak pomiędzy owym stanem człowieka w zmartwychwstaniu ciał a dobrowolnym wyborem bezżenności dla królestwa niebieskiego w życiu doczesnym oraz w historycznym stanie człowieka upadłego i odkupionego zarazem zachodzi zasadnicza różnica. Owa eschatologiczna “bezżenność” będzie “stanem”, czyli właściwym i podstawowym sposobem bytowania ludzi: mężczyzn i kobiet w ich ciałach uwielbionych. Bezżenność dla królestwa niebieskiego jako owoc charyzmatycznego wyboru jest wyjątkiem na gruncie innego stanu - tego mianowicie, który stał się udziałem człowieka “od początku” i pozostaje udziałem człowieka w ciągu całej jego ziemskiej historii.

Jest bardzo znamienne, że Chrystus swojej wypowiedzi na temat bezżenności dla królestwa niebieskiego nie wiąże bezpośrednio z zapowiedzią “świata przyszłego”, w którym “nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić” (Mk 12, 25). Wypowiedź ta znajduje się, jak już wspomniano, na przedłużeniu rozmowy z faryzeuszami, w której Jezus odwołał się do “początku”, wskazując na ustanowienie małżeństwa przez Stwórcę i przypominając nierozerwalny charakter, jaki w zamierzeniu Bożym odpowiada małżeńskiej jedności mężczyzny i kobiety. Rada, a z kolei charyzmatyczny wybór bezżenności dla królestwa niebieskiego, związane są w słowach Chrystusa z najpełniejszym uznaniem tego “historycznego” porządku bytowania człowieka co do duszy i ciała. Na podstawie bezpośredniego kontekstu słów o bezżenności dla królestwa niebieskiego w doczesnym życiu człowieka trzeba widzieć w powołaniu do takiej bezżenności pewnego rodzaju wyjątek od tego, co jest raczej powszechną regułą życia. Chrystus to przede wszystkim akcentuje. Że ten wyjątek zawiera w sobie antycypację owej eschatologicznej bezżenności w warunkach “świata przyszłego” (to znaczy “w królestwie niebieskim”), o tym tutaj wprost nie mówi. Chodzi bowiem nie o bezżenność w królestwie niebieskim - ale o bezżenność “dla królestwa niebieskiego”. Idea dziewictwa czy też celibatu jako antycypacji i znaku eschatologicznego 21) pochodzi ze skojarzenia słów tutaj wypowiedzianych ze słowami, które Jezus wypowie przy innej sposobności - mianowicie w rozmowie z saduceuszami, głosząc przyszłe zmartwychwstanie ciał.

 

 

Trzy kategorie “bezżennych” - dlaczego?

W bezpośrednim kontekście słów o bezżenności dla królestwa niebieskiego Chrystus dokonuje znamiennego zestawienia które tym bardziej umacnia nas w przekonaniu, że pragnie powołanie do takiej bezżenności osadzić mocno w rzeczywistości życia doczesnego, trafiając przy tym do umysłowości swoich słuchaczy. Wymienia mianowicie trzy rodzaje bezżennych. Warto tutaj dodać, że o ile tłumaczenie Biblii Tysiąclecia posługuje się wyrazem “bezżenni” - o tyle dawniejsze tłumaczenia (choćby przekład ks. E. Dąbrowskiego) stosują staropolskie słowo “trzebieńcy”, odpowiednik greckiego “eunouchos”. Słowo to mówi o brakach fizycznych uniemożliwiających płodność małżeństwa. Takimi właśnie brakami tłumaczą się dwa pierwsze rodzaje - chodzi mianowicie o braki wrodzone (“trzebieńcy, którzy takimi się z żywota matki narodzili”) lub też nabyte, spowodowane przez człowieka (“trzebieńcy, których takimi ludzie uczynili”)- W obu wypadkach chodzi więc o stan niejako przymusowy, nie dobrowolny. Jeśli Chrystus w tym zestawieniu mówi z kolei o “trzebieńcach dla królestwa niebieskiego” jako o trzecim rodzaju, to zapewne w tym celu, ażeby odróżniając, uwydatnić tym bardziej dobrowolny i nadprzyrodzony charakter takiego stanu. Dobrowolny, gdyż bezżenni tej kategorii sami się takimi uczynili 22). Nadprzyrodzony zaś, gdyż uczynili to “dla królestwa niebieskiego”.

Odróżnienie jest bardzo wyraźne i bardzo mocne. Nie mniej mocne i wymowne jest zestawienie. Chrystus przemawia do ludzi, którzy z tradycji Starego Przymierza nie przejęli ideału bezżenności czy dziewictwa. Małżeństwo było tak powszechne, że wyjątek od niego stanowić mogła właściwie tylko niezdolność fizyczna. Odpowiedź udzielona uczniom w Mt 19, 10-12 jest równocześnie odpowiedzią udzieloną poniekąd całej tradycji Starego Testamentu w tej dziedzinie. Niech powie o niej jeden tylko przykład z Księgi Sędziów, do którego odwołujemy się tutaj nie tyle ze względu na przebieg wydarzenia, ile ze względu na znamienne słowa, które temu wydarzeniu towarzyszą. “Pozwól mi [...] opłakać moje dziewictwo” (Sdz 11, 37) - mówi córka Jeftego do swego ojca, gdy od tegoż ojca dowiaduje się, że została przeznaczona na całopalną ofiarę dla Jahwe. (W tekście Księgi znajdziemy wyjaśnienie, w jaki sposób do tego doszło). “I pozwolił jej” - czytamy dalej. “Poszła więc ona i towarzyszki jej i na górach opłakiwała swoje dziewictwo. Minęły dwa miesiące i wróciła do swego ojca, który wypełnił na niej swój ślub i tak nie poznała pożycia z mężem”(Sdz 11, 38-39).

W tradycji Starego Testamentu nie znajdujemy niejako miejsca dla tego sensu ciała, który teraz Chrystus chciał ukazać i objawić swoim uczniom, mówiąc o bezżenności dla królestwa Bożego. Wśród znanych nam postaci duchowych przywódców ludu Starego Przymierza nie znajdujemy żadnej, która głosiłaby słowem lub postępowaniem taką bezżenność 23). Małżeństwo było nie tylko stanem zwyczajnym, ale - co więcej - nabrało w tej tradycji znaczenia uświęconego obietnicą Jahwe daną Abrahamowi: “Oto moje przymierze z tobą: staniesz się ojcem mnóstwa narodów [...] Sprawię, że będziesz niezmiernie płodny, tak że staniesz się ojcem narodów i pochodzić będą od ciebie królowie. Przymierze moje, które zawieram pomiędzy Mną a tobą oraz twoim potomstwem, będzie trwało z pokolenia w pokolenie jako przymierze wieczne, abym był Bogiem twoim, a potem twego potomstwa” (Rdz 17, 4.6-7). Stąd też w tradycji Starego Zakonu małżeństwo jako źródło płodności i prokreacji, małżeństwo ze względu na potomstwo, było stanem religijnie uprzywilejowanym: uprzywilejowanym poprzez samo objawienie. Trudno było na tle tej tradycji, wedle której Mesjasz miał być “potomkiem Dawida” (por. Mt 20, 30), zrozumieć ideał bezżenności. Wszystko przemawiało za małżeństwem - nie tylko racje natury ludzkiej, ale także racje królestwa Bożego (jeśli tak można się wyrazić) 24).

Słowa Chrystusa dokonują w tej dziedzinie zasadniczego przełomu. Kiedy mówi swoim uczniom po raz pierwszy o bezżenności dla królestwa niebieskiego, jakby wyraźnie zdawał sobie sprawę z tego, że oni, jako synowie tradycji Starego Przymierza, muszą skojarzyć tę bezżenność z upośledzającą sytuacją takich jednostek, w szczególności mężczyzn, którzy z powodu braków natury fizycznej nie mogą się żenić (“trzebieńcy”) - i dlatego do nich wprost nawiązuje. Nawiązanie to posiada olbrzymi podtekst, zarówno historyczny, jak psychologiczny, zarówno etyczny, jak religijny. Jezus tym nawiązaniem dotyka tych wszystkich poniekąd podtekstów, jakby chciał rzec: wiem, że to, co powiem wam teraz, musi natrafić w waszej świadomości, w waszym poczuciu sensu ciała, na wielką trudność - powiem wam bowiem o bezżeństwie, a to skojarzy się wam nieodzownie z sytuacją upośledzenia fizycznego, bądź wrodzonego, bądź też nabytego za sprawą człowieka. Ja zaś pragnę wam powiedzieć, że bezżeństwo może być także dobrowolne i wybrane przez człowieka “dla królestwa niebieskiego”.

Mt 19 nie notuje żadnej bezpośredniej reakcji uczniów na te słowa. Spotykamy się z nią dopiero w pismach apostolskich, a zwłaszcza u Pawła 25). Jest to dowód, że zapadły one w świadomość pierwszego pokolenia uczniów

Chrystusa, a potem owocowały wielokrotnie i wielorako w życiu całych pokoleń Jego wyznawców w Kościele (a może nawet i poza Kościołem). Z punktu widzenia więc teologii, czyli objawienia sensu ciała, który był całkowicie nowy w stosunku do całej tradycji Starego Testamentu, są to słowa przełomowe. Analiza ich wykazuje, jak bardzo są one przy całej swojej zwięzłości precyzyjne i zasadnicze. (Zobaczymy to jeszcze lepiej przy sposobności analizy tekstu Pawłowego z 1 Kor 7). Chrystus mówi o bezżenności “dla” królestwa niebieskiego. W ten sposób pragnie określić, że stan ten, świadomie wybierany przez człowieka w warunkach doczesności, w których ludzie zwyczajnie “żenią się i za mąż wychodzą”, posiada szczególną celowość nadprzyrodzoną. Bezżenność nawet świadomie wybrana i osobiście zadecydowana, ale bez tej celowości, nie wchodzi w przedmiot powyższej wypowiedzi Chrystusa. Mówiąc o tych, którzy wybrali świadomie bezżenność dla królestwa niebieskiego, iż “sami na to się skazali”, Chrystus przynajmniej pośrednio podkreśla, że wybór ten związany jest w warunkach życia doczesnego z wyrzeczeniem, a także pewnym duchowym trudem.

Sama celowość nadprzyrodzona - owo “dla królestwa niebieskiego” - przyjmuje cały szereg bardziej szczegółowych interpretacji, których Chrystus w tym miejscu nie wyróżnia.

 

 

Bezżenność dla królestwa niebieskiego a “płodność z Ducha”

Można natomiast powiedzieć, że poprzez tę lapidarną formułę, której używa, wskazuje pośrednio na wszystko to, co w Objawieniu, w Biblii i Tradycji, zostało na ten temat powiedziane: na wszystko, co stało się duchowym bogactwem doświadczenia Kościoła, w którym bezżenność dla królestwa niebieskiego zaowocowała wielorako w całych pokoleniach uczniów i naśladowców Pana.

Bezżenność dla królestwa niebieskiego pozostaje z pewnością w związku z objawieniem bezżenności w królestwie niebieskim na zasadzie znaku charyzmatycznego. Żywy człowiek, mężczyzna lub kobieta, który w sytuacji doczesnej, gdzie zwyczajną rzeczą jest “żenić się i za mąż wychodzić”, wybiera dobrowolną bezżenność, czyniąc tak właśnie “dla królestwa niebieskiego”, wskazuje na to, że w tym królestwie, które jest “przyszłym światem” zmartwychwstania, “nie będą się żenić, ani za mąż wychodzić”, gdyż Bóg będzie “wszystkim we wszystkich” (l Kor 15, 28). Człowiek taki, mężczyzna lub kobieta, wskazuje więc na tę eschatologiczną “dziewiczość” człowieka zmartwychwstałego, w której objawi się niejako absolutne i wieczne poczucie oblubieńczego sensu ciała uwielbionego w zjednoczeniu z Bogiem sa-mym poprzez widzenie Go “twarzą w twarz” - uwielbionego również i przez tę więź doskonałej intersubiektywności, która połączy wszystkich “uczestników świata przyszłego”, mężczyzn i kobiety, w tajemnicy świętych obcowania. Ziemska bezżenność dla królestwa Bożego jest z pewnością znakiem wskazującym ku tej prawdzie i ku tej rzeczywistości. Jest znakiem ciała, które nie zatrzymując się przy śmierci, dąży do uwielbienia, a przez to jest już niejako pośród ludzi uprzedzającym świadectwem przyszłego zmartwychwstania. Jednakże ten charyzmatyczny znak “świata przyszłego” posiada najbardziej autentyczną wymowę i dynamikę tajemnicy “odkupienia ciała” - tajemnicy, która w ziemską historię człowieka została wpisana przez Chrystusa i w tej historii została przez Niego gruntownie osadzona. Tak więc bezżenność dla królestwa niebieskiego nosi na sobie nade wszystko rys podobieństwa do Chrystusa, który w dziele odkupienia sam przede wszystkim pozostał “bezżenny dla królestwa niebieskiego”.

Co więcej, całe życie Chrystusa od samego początku było dyskretnym, niemniej bardzo wyraźnym odejściem od tego, co tak głęboko zdecydowało o poczuciu sensu ciała w Starym Przymierzu. Chrystus - jakby wbrew oczekiwaniom całej starotestamentowej tradycji - narodził się z Maryi, która w chwili zwiastowania wyraźnie mówi o sobie: “Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” (Łk l, 34), a więc wyznaje swoje dziewictwo. A chociaż rodzi się z Niej, tak jak każdy człowiek, jako dziecko ze swojej matki, chociaż temu Jego przyjściu na świat towarzyszy również mężczyzna, który jest oblubieńcem Maryi i wobec prawa i ludzi Jej małżonkiem, to przecież macierzyństwo Maryi jest dziewicze - a temu dziewiczemu macierzyństwu Maryi odpowiada dziewicza również tajemnica Józefa, który idąc za głosem z wysokości, nie zawahał się “wziąć do siebie Maryi [...] albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (Mt l, 20). Chociaż więc to dziewicze poczęcie i narodzenie na świat Jezusa Chrystusa było wobec ludzi zakryte, chociaż w oczach swoich ziomków w Nazarecie uchodził On za “syna cieśli” (Mt 13, 55); “ut putabatur filius Joseph” (Łk 3, 23) - to przecież sama rzeczywistość oraz istotna prawda Jego poczęcia i narodzin odbiega sama w sobie od tego, co w tradycji Starego Przymierza przemawiało wyłącznie za małżeństwem, co bezżenność czyniło niezrozumiałą i społecznie upośledzoną. Czyż mogła być zrozumiała “bezżenność dla królestwa Bożego”, skoro oczekiwany od Boga Mesjasz miał być “potomkiem Dawida” -jak mniemano: miał być synem pokolenia królewskiego “wedle ciała”? Dopiero Maryja i Józef, którzy doznali tajemnicy Jego poczęcia i narodzin, stali się pierwszymi świadkami innej niż cielesna płodności - płodności z Ducha: “co się w Niej poczęło, z Ducha Świętego jest”.

Historia narodzenia Jezusa leży z pewnością na linii objawienia owej “bezżenności dla królestwa niebieskiego”, o której kiedyś Chrystus powie swoim uczniom. Jest to jednakże wydarzenie ukryte wobec ludzi ówczesnych, również wobec uczniów. Stopniowo dopiero wydarzenie to na podstawie świadectw i zapisów Ewangelii Mateusza i Łukasza odsłoni się przed oczyma Kościoła. Małżeństwo Maryi z Józefem (w którym Kościół czci Józefa jako oblubieńca Maryi, a Maryję jako jego oblubienicę) kryje w sobie równocześnie tajemnicę doskonałej komunii osób, mężczyzny i niewiasty w przymierzu małżeńskim, a zarazem tajemnicę owej szczególnej “bezżenności dla królestwa Bożego” - bezżenności, która służyła najdoskonalszej w dziejach zbawienia “płodności w Duchu Świętym”, owszem, była poniekąd absolutną pełnią tej duchowej płodności, skoro właśnie w nazaretańskich warunkach owego przymierza Maryi i Józefa, w małżeństwie-bezżenności, urzeczywistnił się dar wcielenia Słowa Przedwiecznego: Syn Boży współ-istotny Ojcu począł się i narodził jako Człowiek z łona Dziewicy. Łaska unii hipostatycznej łączy się z tą właśnie poniekąd absolutną pełnią nadprzyrodzonej płodności, płodności w Duchu Świętym, jaka stała się udziałem człowieka - Maryi w porządku “bezżenności dla królestwa Bożego”. Boskie macierzyństwo Dziewicy jest też niejako ponadobfitym objawieniem owej płodności w Duchu Świętym, której człowiek poddaje swojego ducha wówczas, gdy dobrowolnie wybiera “co do ciała” bezżenność: właśnie bezżenność “dla królestwa niebieskiego”.

Ten obraz musiał stopniowo odsłaniać się wobec świadomości Kościoła w coraz to nowych pokoleniach wyznawców Chrystusa wówczas, gdy gruntowała się w nich - wraz z Ewangelią dziecięctwa - pewność Boskiego macierzyństwa Dziewicy, która “poczęła z Ducha Świętego”. Jeśli nawet w sposób tylko pośredni - to tym niemniej w sposób bardzo istotny i zasadniczy -pewność ta musiała dopomagać z jednej strony w zrozumieniu świętości małżeństwa, równocześnie zaś w zrozumieniu owej “bezżenności dla królestwa niebieskiego”, o jakiej Chrystus powiedział swoim uczniom. Wówczas jednakże, kiedy Chrystus powiedział im to po raz pierwszy (jak świadczy ewangelista Mateusz w 19, 10-12), ta wielka tajemnica Jego poczęcia i narodzin była im całkowicie nieznana, pozostawała ukryta przed nimi tak, jak była ukryta przed wszystkimi słuchaczami i rozmówcami Jezusa z Nazaretu. Kiedy Chrystus mówił o bezżennych, “którzy się sami na to skazali dla królestwa niebieskiego” (por. Mt 19, 12), uczniowie (Apostołowie) mogli to zrozumieć tylko na Jego własnym przykładzie. Bezżenność taka musiała się utrwalić w ich świadomości jako szczególny rys podobieństwa do Chrystusa, który najwyraźniej sam pozostawał “bezżenny dla królestwa niebieskiego”. Oderwanie się od tradycji Starego Przymierza, w którym małżeństwo i prokreacyjna płodność “co do ciała” były wyłącznie stanem religijnie uprzywilejowanym, musiało dokonywać się przede wszystkim w oparciu o wzór samego Chrystusa. Stopniowo też tylko mogło uświadamiać się to, że “dla królestwa niebieskiego” posiada szczególne znaczenie owa duchowa i nadprzyrodzona płodność człowieka, która pochodzi od Ducha Świętego (Bożego), a której w szczególnym znaczeniu i określonych wypadkach (u określonych ludzi) służy właśnie bezżenność - i że to jest owa bezżenność “dla królestwa niebieskiego”.

 

 

Zwrot: “dla królestwa niebieskiego” wskazuje na motywację

Te wszystkie mniej więcej elementy ewangelicznej (tj. właściwej dla Nowego Przymierza w Chrystusie) świadomości na ten temat odnajdujemy już u Pawła, jak to za chwilę postaramy się wykazać.

Mówiąc o bezżenności dla królestwa niebieskiego i opierając tę bezżenność na osobistym wzorze swojego życia, Chrystus na pewno pragnął, ażeby uczniowie Jego zrozumieli ją nade wszystko ze względu na to “królestwo”, które przyszedł zapowiedzieć i do którego wskazywał właściwe drogi. Bezżenność, o jakiej mówił, jest właśnie taką drogą, i to - jak widać już w kontekście słów Mateuszowej Ewangelii - drogą szczególnie potrzebną i uprzywilejowaną. Właśnie to uprzywilejowanie bezżenności “dla królestwa” było absolutną nowością w stosunku do tradycji Starego Przymierza. Posiadało też przełomowe znaczenie zarówno dla etosu, jak i dla teologii ciała.

Chrystus w swojej wypowiedzi akcentuje nade wszystko celowość. Mówi, że droga tej bezżenności, o której On sam świadczy również swoim życiem, nie tylko istnieje, nie tylko jest możliwa, ale także - iż jest ona “dla królestwa niebieskiego” szczególnie ważna i doniosła. Musi być taka, skoro Chrystus sam ją właśnie wybrał. Skoro zaś jest to droga tak ważna i doniosła, zatem owej bezżenności dla królestwa niebieskiego musi przysługiwać szczególna wartość. Jak już wspomnieliśmy uprzednio, Chrystus nie podjął problemu na tej płaszczyźnie i w tej linii rozumowania, w jakiej postawili go uczniowie mówiąc: “w takim razie nie warto się żenić” (por. Mt 19, 10). Słowa te kryły w sobie podtekst pewnego utylitaryzmu. Natomiast odpowiadając tak, jak odpowiedział, Chrystus pośrednio wskazał, że - o ile małżeństwo wierne pierwotnemu ustanowieniu Stwórcy (pamiętamy, że Nauczyciel tu właśnie odwołał się do “początku”) posiada swą pełną godziwość, a zarazem wartość dla królestwa Bożego (niebieskiego), wartość podstawową, powszechną i “zwyczajną” - to bezżenność natomiast posiada dla tego królestwa wartość szczególną i “wyjątkową”. Oczywiście chodzi o bezżenność świadomie wybraną z motywów nadprzyrodzonych.

Jeśli Chrystus w swej wypowiedzi uwydatnia nade wszystko celowość nadprzyrodzoną owej bezżenności, to w znaczeniu nie tylko przedmiotowym (obiektywnym), ale także bardzo wyraźnie podmiotowym - wskazuje więc na potrzebę takiej motywacji, która tej przedmiotowej celowości, o jakiej świadczy zwrot “dla królestwa niebieskiego”, właściwie i w pełni odpowiada. Ażeby urzeczywistnić cel, o który chodzi - ażeby w bezżenności odnaleźć ową szczególną duchową płodność, która pochodzi od Ducha Świętego - trzeba chcieć owej bezżenności i wybierać ją z motywu głębokiej wiary, która nie tylko ukazuje nam królestwo Boże w jego przyszłym spełnieniu (a więc jako “królestwo niebieskie”), ale która pozwala nam i umożliwia w szczególny sposób utożsamić się z prawdą i rzeczywistością tego królestwa tak, jak zostało ono objawione przez Chrystusa słowem Ewangelii, a nadewszystko osobistym wzorem Jego życia i postępowania. Dlatego też powiedziano powyżej, iż bezżenność dla królestwa niebieskiego, będąc niewątpliwie znakiem “świata przyszłego”, nosi w sobie nade wszystko wewnętrzny dynamizm tajemnicy odkupienia ciała (por. Łk 20, 35) - i w tym znaczeniu posiada też rys szczególnego podobieństwa do Chrystusa. Kto świadomie wybiera taką bezżenność, wybiera szczególny niejako udział w tajemnicy odkupienia (ciała), w szczególny sposób pragnie ją niejako “dopełnić w swoim ciele” (por. Koi l, 24), znajdując w tym rys szczególnego również podobieństwa do Chrystusa.

To wszystko zaś mówi o motywacji wyboru (czyli zarazem o jego celowości w znaczeniu podmiotowym): wybierając bezżenność dla królestwa niebieskiego, człowiek “winien” kierować się taką właśnie motywacją. Chrystus w danym wypadku nie mówi “winien” (powinien) - (w każdym razie na pewno nie chodzi o powinność wynikającą z przykazania) - niewątpliwie jednak Jego zwięzłe słowa o bezżenności dla królestwa niebieskiego bardzo mocno uwydatniają właśnie motywację. Uwydatniają one motywację (czyli celowość podmiotowo uświadomioną) zarówno w pierwszej części całej wypowiedzi, jak też i drugiej, wskazując, że chodzi tu o szczególny wybór: o wybór wyjątkowego (raczej niż powszechnego i zwyczajnego) powołania. Naprzód, w pierwszej części swej wypowiedzi, Chrystus mówi o pojmowaniu (“nie wszyscy pojmują tę naukę, tylko ci, którym jest dane”; por. Mt 19, 11) - chodzi zaś nie o “pojmowanie” in abstracto, ale o takie, które ma wpływ na decyzję, na osobiste rozstrzygnięcie: w rozstrzygnięciu tym “dar”, czyli łaska, musi znaleźć właściwy oddźwięk w woli ludzkiej. Takie “pojmowanie” wskazuje więc na motywację. Z kolei zaś motywacja wpływa na wybór takiej bezżenności, którą przyjmuje się, pojąwszy, czym ona jest “dla królestwa niebieskiego”. Chrystus więc mówi w drugiej części swej wypowiedzi, iż człowiek poniekąd “skazuje się” na bezżenność wówczas, kiedy dla królestwa niebieskiego ją wybrał i uczynił zasadniczą sytuacją - czyli stanem całego swojego życia na ziemi. W tak ustalonej decyzji trwa w dalszym ciągu owa nadprzyrodzona motywacja, jaka ją zrodziła. Trwa, niejako stale się odnawiając.

Zwróciliśmy już uprzednio uwagę na szczególną wymowę tego ostatniego zwrotu. Skoro Chrystus mówi w danym wypadku o wyborze 26) bezżenności, nie tylko uwydatnia ciężar gatunkowy tej decyzji, która tłumaczy się motywacją zrodzoną z głębokiej wiary, ale także stara się nie ukrywać owej uciążliwości, jaką decyzja taka oraz jej trwałe konsekwencje mogą mieć dla człowieka, dla zwyczajnych (i przecież skądinąd szlachetnych) skłonności jego natury. Odwołanie się w sprawach małżeństwa do “początku” pozwoliło nam odsłonić całe to pierwotne piękno tamtego powołania człowieka jako mężczyzny i kobiety - powołania, które pochodzi od Boga i odpowiada dwoistej konstytucji człowieczeństwa oraz wezwaniu do “komunii osób”. Chrystus, głosząc bezżenność dla królestwa Bożego, nie tylko wypowiada się wbrew całej tradycji Starego Przymierza, w której małżeństwo i prokreacja były - jak powiedzieliśmy - religijnie uprzywilejowane, ale wypowiada się poniekąd w kontraście do tego “początku”, do którego sam przed chwilą się odwołał. (Może również dlatego swoją wypowiedź obwarowuje ową szczególną “regułą rozumienia”, o jakiej wspomnieliśmy uprzednio). Analiza “początku” (zwłaszcza w oparciu o tekst jahwistyczny) wykazała, że jakkolwiek człowieka można pojąć samotnym wobec Boga - to jednakże sam Bóg wyprowadza go z tej “samotności”, mówiąc: “nie jest dobrze, ażeby człowiek był sam, uczyńmy mu pomoc jemu podobną” (por. Rdz 2, 18).

Tak więc owa męsko-kobieca dwoistość samej konstytucji człowieczeństwa, i oparta na niej jedność dwojga, pozostaje “od początku”, czyli do samej ontycznej głębi, dziełem Boga. I Chrystus, mówiąc o bezżenności dla królestwa niebieskiego, ma tę rzeczywistość przed oczyma. Nie bez powodu mówi o niej (wedle Mateusza) w najbliższym kontekście odwołania się właśnie do “początku”: do Boskiego początku małżeństwa w samej konstytucji człowieka.

Można powiedzieć - na tle słów Chrystusa - że nie tylko małżeństwo pomaga nam w zrozumieniu bezżenności dla królestwa niebieskiego, ale także ta właśnie bezżenność rzuca szczególne światło na małżeństwo w tajemnicy stworzenia i odkupienia.

 

 

Bezżenność a małżeństwo - jako powołanie człowieka “historycznego”

Głosząc bezżenność “dla królestwa niebieskiego”, Chrystus akceptuje w pełni to, co od początku jest dziełem i ustanowieniem Stwórcy. Jeśli owa bezżenność ma w konsekwencji ukazać, że człowiek w swojej najgłębszej konstytucji jest nie tylko “dwoisty”, ale także i (w tej dwoistości) “samotny” wobec Boga i z Bogiem, to jednakże to, co w wezwaniu do bezżenności dla królestwa niebieskiego jest wezwaniem do samotności dla Boga, respektuje równocześnie i “dwoistość człowieczeństwa” (czyli jego męskość i kobiecość), i także wymiar komunijny bytowania właściwy dla osoby. Ten, kto zgodnie ze słowami Chrystusa właściwie “pojmuje” owo wezwanie do bezżenności dla królestwa, idzie ku niej poprzez integralną prawdę swojego człowieczeństwa, nie gubiąc po drodze żadnego z istotnych elementów powołania osoby stworzonej “na obraz i podobieństwo Boże”. Jest to ważne dla samej idei - czy raczej dla ideału owej bezżenności, czyli dla tej obiektywnej treści, która jako radykalna nowość pojawia się w nauczaniu Chrystusa. Jest równie ważne dla realizacji tego ideału, czyli dla pełnego autentyzmu motywacji konkretnego rozstrzygnięcia, jakiego dokonuje człowiek, który decyduje się żyć w bezżenności dla królestwa Bożego (który “skazuje się” na taką bezżenność).

Z kontekstu Ewangelii Mateusza (19, 10-12) wynika dość wyraźnie, że nie chodzi tutaj ani o pomniejszenie małżeństwa na rzecz takiej bezżenności ani nawet o przesłonięcie jednej wartości przez drugą - chodzi natomiast o w pełni świadome wyjście z tego, co w człowieku z woli samego Stwórcy przemawia za małżeństwem, ku bezżeństwu, które odsłania się przed konkretnym człowiekiem, mężczyzną lub kobietą, jako wezwanie i dar o szczególnej wymowie i szczególnym znaczeniu “dla królestwa niebieskiego”. Słowa Chrystusa (Mt 19, 11-12) wychodzą od całego realizmu sytuacji człowieka - i z takim samym też realizmem wyprowadzają go w tej sytuacji ku powołaniu, w którym w sposób nowy, pozostając z natury “dwoistym” (to znaczy jako mężczyzna skierowany ku kobiecie, jako kobieta ku mężczyźnie), może on w tej samotności, która nie przestaje być osobowym wymiarem “dwoistości” każdego, odszukać nowy i nawet pełniejszy jeszcze kształt intersubiektywnej komunii z drugim. O tym kierunku wezwania wyraźnie mówi zwrot: “dla królestwa niebieskiego”, realizacja bowiem tego królestwa musi leżeć na linii autentycznego rozwoju obrazu i podobieństwa do Boga w jego znaczeniu trynitarnym, czyli właśnie “komunijnym”. Człowiek, wybierając bezżenność dla królestwa niebieskiego, czyni to ze świadomością, że w ten sposób może “inaczej” niż w małżeństwie, a poniekąd nawet “bardziej” niż w małżeństwie, urzeczywistnić siebie, stając się “bezinteresownym darem dla drugich” (por. KDK, 24).

Poprzez słowa zapisane w Mt 19, 11-12, Chrystus wystarczająco daje poznać, że owo wyjście ku bezżenności dla królestwa niebieskiego jest połączone z dobrowolnym wyrzeczeniem się małżeństwa, czyli tego stanu, w którym mężczyzna i kobieta (wedle znaczenia, jakie Stwórca nadał ich jedności “na początku”) stają się wzajemnym darem dla siebie przez samą swoją męskość i kobiecość w zjednoczeniu cielesnym. Bezżenność oznacza świadome i dobrowolne wyrzeczenie się takiego zjednoczenia i wszystkiego, co z tym się łączy w szerokim wymiarze życia i współżycia ludzi. Człowiek, który rezygnuje z małżeństwa, rezygnuje przez to samo z rodzicielstwa jako podstawy wspólnoty rodzinnej, jaką tworzą rodzice i dzieci. Słowa Chrystusa, do których się odwołujemy, wskazują niewątpliwie na ten cały zakres wyrzeczenia, choć szczegółowo o tym nie mówią. Sposób zaś, w jaki słowa te zostały wypowiedziane, pozwala domniemywać, iż Chrystus rozumie wagę tego wyrzeczenia - i to nie tylko ze względu na panujące wśród ówczesnego społeczeństwa izraelskiego poglądy na ten temat. Chrystus rozumie wagę tego wyrzeczenia ze względu na dobro, jakie małżeństwo i rodzina stanowią same w sobie z ustanowienia Boga. Daje przeto poznać samym sposobem Wypowiedzenia odnośnych słów, iż owo wyjście z kręgu tego dobra, do jakiego On sam wzywa “dla królestwa niebieskiego”, łączy się z pewną ofiarą z samego siebie. Staje się ono także początkiem dalszych wyrzeczeń i dobrowolnych ofiar z samego siebie, które są nieodzowne, jeśli pierwszy i podstawowy wybór ma być konsekwentny w wymiarze całego życia ziemskiego, a tylko dzięki takiej konsekwencji wybór ów jest wewnętrznie sensowny i niesprzeczny.

W ten sposób uwydatnia się w wezwaniu do bezżenności, tak jak ono zostało przez Chrystusa wypowiedziane - zwięźle, a zarazem niesłychanie precyzyjnie - ów profil i zarazem dynamizm tajemnicy odkupienia, jak to już poprzednio zostało zauważone. Jest to ten sam profil, w którym Jezus wypowiedział w Kazaniu na górze słowa o konieczności czuwania nad pożądliwością ciała, nad pożądaniem, które rozpoczyna się od “patrzenia” i staje się już wówczas “cudzołożeniem w sercu”. Poza słowami z Mt 19, 11-12 i z Mt 5, 27-28 stoi ta sama antropologia i ten sam etos. W zaproszeniu do dobrowolnej bezżenności dla królestwa niebieskiego perspektywy tego etosu zostają rozszerzone: na horyzoncie słów z Kazania na górze znajduje się antropologia człowieka “historycznego” - na horyzoncie słów o dobrowolnej bezżenności - zasadniczo ta sama antropologia, prześwietlona jednakże perspektywą “królestwa niebieskiego”, czyli zarazem przyszłą antropologią zmartwychwstania. Jednakże na drogach tej dobrowolnej bezżenności w życiu doczesnym antropologia zmartwychwstania nie zastępuje antropologii człowieka “historycznego”. To właśnie ten człowiek, w każdym wypadku ten “historyczny” człowiek, w którym trwa równocześnie dziedzictwo trojakiej pożądliwości, dziedzictwo grzechu, a zarazem dziedzictwo odkupienia, podejmuje decyzję bezżenności dla królestwa niebieskiego - a urzeczywistniać ją musi, poddając grzeszność swego człowieczeństwa siłom płynącym z tajemnicy odkupienia ciała. Musi to czynić tak samo jak każdy inny człowiek, który nie podejmuje takiej decyzji, którego drogą pozostaje małżeństwo - tylko rodzaj odpowiedzialności za dobro wybrane jest inny, tak jak inny jest rodzaj samego dobra, jakie człowiek wybrał.

 

 

Jak rozumieć ”wyższość” bezżenności dla królestwa niebieskiego?

Czy Chrystus akcentuje w swej wypowiedzi wyższość bezżenności dla królestwa niebieskiego nad małżeństwem? Na pewno mówi, że jest to powołanie “wyjątkowe”, a nie zwyczajne. Mówi też, iż jest ono dla królestwa niebieskiego szczególnie ważne i szczególnie potrzebne. Jeśli w tym znaczeniu rozumieć “wyższość” nad małżeństwem, to musimy przyjąć, że Chrystus na nią pośrednio wskazuje. Jednakże wprost tego nie wyraża. Dopiero Paweł powie o tych, którzy wybierają małżeństwo, że “dobrze” czynią, o gotowych zaś żyć w dobrowolnym bezżeństwie powie, że “lepiej” czynią (por. l Kor 7, 38).

I takie jest też stanowisko całej tradycji, zarówno doktrynalnej, jak i pastoralnej. Owa “wyższość” bezżenności w stosunku do małżeństwa nie oznacza nigdy w autentycznej Tradycji Kościoła jakiegoś upośledzenia małżeństwa czy pomniejszenia jego istotnej wartości. Nie oznacza też żadną miarą jakiegoś pośredniego bodaj przejścia na pozycje manichejskie czy poparcia dla takich sposobów wartościowania lub działania, które mają swą podstawę w manichejskim rozumieniu ciała i płci, małżeństwa i rodzicielstwa. Ewangeliczna i autentycznie chrześcijańska wyższość dziewictwa, bezżenności, jest konsekwentnie podyktowana względem na królestwo niebieskie. Do uznania takiej tylko wyższości znajdujemy pełną podstawę w słowach Chrystusa z Mt 19, 11-12, natomiast nie znajdujemy tam podstaw do jakiejkolwiek deprecjacji małżeństwa, która miałaby zawierać się w uznaniu tej wyższości.

Powiedzmy raz jeszcze, że słowa te są przy całej swojej zwięzłości zdumiewająco bogate i precyzyjne. Są bogate całym szeregiem implikacji, zarówno doktrynalnej, jak i pastoralnej natury, i również w stosunku do wszystkich tych implikacji słowa te zakreślają słuszną granicę. Tak więc jakakolwiek interpretacja manicheistyczna pozostaje bezwzględnie poza tą granicą, jak pozostaje też poza granicą tego, co Chrystus powiedział w Kazaniu na górze na temat pożądania “w sercu” (por. Mt 5, 27-28). W słowach Chrystusa na temat bezżenności dla królestwa niebieskiego nie ma więc mowy “o niższości” małżeństwa ze względu na “ciało” - to znaczy ze względu na to, że do istoty małżeństwa należy, iż mężczyzna i kobieta łączą się w nim z sobą tak ściśle, że stają się “jednym ciałem”. Słowa Chrystusa z Mt 19, 11-12 (ani też późniejsze słowa Pawła z l Kor 7) nie dają podstaw do takiego rozumienia “niższości” małżeństwa - ani też do rozumienia “wyższości” dziewictwa czy celibatu ze względu na to, że one ze swej natury stanowią powstrzymanie się od takiej małżeńskiej “jedności w ciele”. Pod tym względem słowa Chrystusa są bezwzględnie przejrzyste: nie ze względu na “niższość” czy upośledzenie małżeńskiej “jedności w ciele”, ale tylko ze względu na “królestwo niebieskie”, pozostawia On swoim uczniom ideał bezżenności i wezwanie do niej.

W tym świetle jeszcze bardziej potrzebne staje się pełniejsze wyjaśnienie tego właśnie zwrotu: “dla królestwa niebieskiego”, i to postaramy się z kolei bodaj naszkicować. Przedtem jeszcze jednak warto dodać, gdy chodzi o właściwe rozumienie stosunku małżeństwa do bezżenności, o jakiej mówi Chrystus, i o właściwe rozumienie hierarchii, jaką przyjmuje cała tradycja - że owa “wyższość” i “niższość” zawiera się w granicach komplementarności małżeństwa i bezżenności - dla królestwa Bożego. Małżeństwo i owa bezżenność ani nie przeciwstawiają się sobie, ani też same z siebie nie rozdzielają ludzkiej (i chrześcijańskiej) wspólnoty na jakieś dwa obozy (powiedzmy: “doskonałych” ze względu na samą bezżenność i “niedoskonałych” lub “mniej doskonałych” ze względu na sam fakt życia w małżeństwie) - ale obie te sytuacje zasadnicze, czyli jak się przywykło mówić: “stany”, poniekąd wzajemnie się tłumaczą i wzajemnie dopełniają, gdy chodzi o egzystencję i życie (chrześcijańskie) tej wspólnoty, które w całości i u wszystkich jej członków urzeczywistnia się w wymiarze królestwa Bożego, posiada właściwą dla królestwa orientację eschatologiczną. Właśnie ze względu na ten wymiar i na tę orientację, w której przez wiarę ma uczestniczyć cała wspólnota, wszyscy, którzy do niej przynależą - bezżenność “dla królestwa niebieskiego” posiada szczególne znaczenie i szczególną wymowę właśnie w stosunku do tych, którzy żyją w małżeństwie. Wiadomo, że stanowią oni liczebną większość.

Wydaje się więc, że dla tak rozumianej komplementarności znajdujemy podstawę w słowach Chrystusa z Mt 19, 11-12 (a także później w l Kor 7), nie znajdujemy jej natomiast dla przeciwstawienia, wedle którego bezżenni z racji samej tylko bezżenności stanowiliby klasę “doskonałych”, natomiast żyjący w małżeństwie klasę “niedoskonałych” (lub “mniej doskonałych”). Jeżeli wedle pewnej tradycji teologicznej mówi się o stanie doskonałości (“status perfectionis”), to nie ze względu na samą bezżenność, ale na całokształt życia wedle rad ewangelicznych (czystość, ubóstwo i posłuszeństwo), skoro życie wedle tych rad odpowiada Chrystusowemu wezwaniu do doskonałości (“Jeśli chcesz być doskonały...” Mt 19, 21). Sama natomiast doskonałość życia chrześcijańskiego mierzy się miarą miłości - w związku z czym osoba nie żyjąca w “stanie doskonałości” (tj. w instytucji, która swój plan życia opiera na ślubach czystości, ubóstwa i posłuszeństwa), nie żyjąca “w zakonie”, ale “w świecie”, może osiągnąć de facto większy stopień tej doskonałości, jaka mierzy się miarą samej miłości, niż osoba żyjąca “w stanie doskonałości”. Rady ewangeliczne jednak niewątpliwie dopomagają w osiągnięciu większej miłości - i dlatego każdy, kto ją osiąga, nawet nie żyjąc w (zinstytucjonalizowanym) “stanie doskonałości”, osiąga tę doskonałość płynącą z miłości poprzez wierność duchowi rad - ta zaś jest możliwa i dostępna dla każdego tak “w zakonie”, jak i “w świecie”.

Słowom Chrystusa z Mt 19, 11-12 zdaje się przeto najwłaściwiej odpowiadać komplementarność małżeństwa i bezżenności “dla królestwa niebieskiego” w wielorakim znaczeniu i zasięgu. W życiu autentycznej chrześcijańskiej wspólnoty postawy i wartości właściwe dla jednego i drugiego “stanu” - czyli dla jednego lub drugiego wyboru zasadniczego, nacechowanego świadomością powołania w wymiarze całego życia doczesnego i w perspektywie “Kościoła niebieskiego” - wzajemnie się dopełniają, poniekąd nawet wzajemnie przenikają. Doskonała miłość małżeńska musi mieć w sobie coś z tej wierności i z tego oddania jedynemu Oblubieńcowi (a także z wierności i oddania się oblubieńca jedynej oblubienicy), na których jest zbudowana profesja zakonna, a także celibat kapłański. Natura jednej i drugiej miłości jest bowiem ostatecznie “oblubieńcza”, to znaczy wyrażona przez całkowite oddanie siebie. Jedna i druga sięga też do poczucia owego “oblubieńczego” sensu ciała, który “od początku” jest wpisany w samą osobową strukturę człowieka: mężczyzny i kobiety. (Do tej sprawy jeszcze powrócimy).

Z drugiej strony zaś owa miłość oblubieńcza, która znajduje swój wyraz w bezżenności dla królestwa niebieskiego, w swoim prawidłowym rozwoju musi prowadzić do “ojcostwa” czy “macierzyństwa” w znaczeniu duchowym (czyli właśnie do owej “płodności z Ducha Świętego”, o której już była mowa), jakby przez analogię miłości małżeńskiej, która dojrzewa w ojcostwie i macierzyństwie co do ciała i w nim się potwierdza właśnie jako miłość oblubieńcza. Ze swej strony także i rodzicielstwo co do ciała tylko wówczas odpowiada w pełni swemu znaczeniu, gdy zostaje dopełnione ojcostwem i macierzyństwem co do ducha, czego szczególnym wyrazem i owocem jest całe dzieło wychowania przez rodziców dzieci zrodzonych z ich małżeńskiej wspólnoty co do ciała.

Liczne są, jak widać, aspekty i zakresy komplementarności pomiędzy powołaniem w znaczeniu ewangelicznym tych, którzy “żenią się i za mąż wychodzą” (Łk 20, 34), a tych, którzy świadomie i dobrowolnie wybierają bezżenność “dla królestwa niebieskiego” (Mt 19, 12).

 

 

Bezżenność dla królestwa: pomiędzy wyrzeczeniem a miłością

Nie można w całej pełni rozumieć znaczenia i charakteru owej bezżenności, jeśli nie wypełni się właściwą i konkretną treścią obiektywną owego ostatniego zwrotu. Powiedzieliśmy już uprzednio, że ów zwrot: “dla królestwa niebieskiego” wyraża motywację, czyli uwydatnia niejako celowość podmiotową Chrystusowego wezwania do bezżenności. Sam jednak zwrot posiada charakter przedmiotowy, wskazuje na pewną przedmiotową rzeczywistość, dla której poszczególni ludzie, mężczyźni lub kobiety, mogą “skazywać się” na bezżenność. Rzeczywistość “królestwa” w wypowiedzi Chrystusa wedle Mt 19, 11-12 została określona w sposób całościowy i zarazem ogólny -czyli taki, który gotów jest przyjąć wszystkie właściwe dla siebie określenia i znaczenia bardziej szczegółowe.

“Królestwo niebieskie” to tyle, co “królestwo Boże” - to królestwo, które głosił Chrystus, w jego ostatecznym, czyli eschatologicznym wypełnieniu. Chrystus równocześnie głosił to królestwo w jego doczesnym urzeczywistnieniu - i zapowiadał je w jego eschatologicznym wypełnieniu. Doczesne urzeczywistnienie królestwa Bożego jest równocześnie jego zapoczątkowaniem i przygotowaniem do ostatecznego wypełnienia. Chrystus do tego królestwa wzywa (poniekąd zaprasza, por. przypowieść o zaproszonych na gody: Mt 22, 1-14) wszystkich. Jeśli niektórych wzywa do bezżenności “dla królestwa niebieskiego”, to z samej treści tego zwrotu wynika, że wzywa ich do szczególnego udziału w tym urzeczywistnianiu królestwa Bożego na ziemi, przez które zapoczątkowuje się i przygotowuje “królestwo niebieskie”.

W tym znaczeniu powiedzieliśmy, iż to wezwanie nosi na sobie szczególne znamię dynamizmu właściwego dla tajemnicy odkupienia ciała. Tak więc w bezżenności dla królestwa Bożego uwydatnia się, jak już wspominaliśmy, owo “zaparcie się samego siebie, branie krzyża swego na każdy dzień i naśladowanie Chrystusa” (por. Łk 9, 23), jakie niesie z sobą rezygnacja z małżeństwa i posiadania własnej rodziny. Wszystko to zaś wynika z przeświadczenia, iż w ten sposób można szczególnie się przysłużyć realizacji królestwa Bożego w jego ziemskim wymiarze z perspektywą eschatologicznego wypełnienia (“królestwo niebieskie”). Chrystus w swej wypowiedzi wedle Mt 19, 11-12 z pewnością mówi w sposób ogólny o tym, że dobrowolna rezygnacja z małżeństwa posiada taką celowość - natomiast nie uszczegóławia tego twierdzenia. Nie podaje jeszcze w swej pierwszej na ten temat wypowiedzi, dla jakich konkretnych zadań w urzeczywistnianiu królestwa Bożego na ziemi i przygotowaniu królestwa niebieskiego taka dobrowolna bezżenność jest potrzebna czy też konieczna. Nieco więcej usłyszymy w tej sprawie od Pawła z Tarsu (l Kor 7), a reszty dopełni życie Kościoła w swym dziejowym rozwoju niesionym nurtem autentycznej Tradycji.

Nie znajdujemy również w wypowiedzi Chrystusa na temat bezżenności dla królestwa niebieskiego żadnego bardziej szczegółowego wskaźnika odnośnie do tego, jak rozumieć samo to “królestwo”, zarówno w jego ziemskim urzeczywistnieniu, jak też w ostatecznym dopełnieniu w tej specyficznej, “wyjątkowej” relacji, w jakiej pozostają do niego ci, którzy “skazują się” na dobrowolną bezżenność “dla królestwa niebieskiego”. Przez jakiś szczególny aspekt tej rzeczywistości, jaką królestwo to stanowi, pozostają z nim związani owi “bezżenni”. Wiadomo przecież, że jest ono dla wszystkich: pozostają w relacji do niego na ziemi (i w niebie) ci, którzy “żenią się i za mąż wychodzą”. Dla wszystkich jest ono “winnicą Pańską”, w której tu na ziemi mają pracować - jest z kolei “domem Ojca”, w którym w wieczności mają się odnaleźć. Czym w szczególności królestwo to jest dla tych, którzy ze względu na nie wybierają dobrowolną bezżenność?

Na te pytania nie znajdujemy na razie w słowach Chrystusa z Mt 19, 11-12 żadnej odpowiedzi. Wydaje się to zgodne z charakterem całej tej wypowiedzi. Chrystus odpowiada swoim uczniom tak, ażeby nie pozostać w linii ich myślenia i wartościowania, w którym kryje się przynajmniej pośrednio utylitarystyczny stosunek do małżeństwa (“w takim razie nie warto się żenić...”, por. Mt 19, 10). Nauczyciel odrywa się bardzo wyraźnie od takiego sposobu postawienia sprawy - i dlatego też, mówiąc o bezżenności dla królestwa niebieskiego, nie wskazuje, dlaczego warto pozostać w ten sposób bezżennym - ażeby i to “warto” nie zabrzmiało jakimś podtekstem utylitarystycznym w uszach uczniów. Mówi więc tylko, że bezżenność taka jest czasem potrzebna, a nawet konieczna dla królestwa Bożego. Przez to samo wskazuje, że stanowi ona w tym królestwie, jakie Chrystus głosi i do jakiego wzywa, szczególną wartość sama w sobie. Ci, którzy będą ją dobrowolnie wybierać, powinni wybierać ze względu na samą tę wartość - nie zaś w wyniku jakichkolwiek innych rachub (“czy warto?”).

Ten merytoryczny ton odpowiedzi Chrystusa, która bezpośrednio odnosi się do samej bezżenności “dla królestwa niebieskiego”; można pośrednio odnieść i do poprzedniego problemu małżeństwa (por. Mt 19, 3-9). Biorąc więc pod uwagę całość wypowiedzi (Mt 19, 3-11) wedle podstawowej intencji odpowiadającego, Chrystus powiedziałby tak: jeśli ktoś wybiera małżeństwo, powinien wybrać je tak, jak zostało ono ustanowione przez Stwórcę od początku”, powinien szukać w nim tych wartości, które odpowiadają zamierzeniu Boga samego - jeśli zaś ktoś zdecyduje się na bezżenność dla królestwa niebieskiego, niech szuka wartości właściwych dla tego powołania. Innymi słowy: niech działa zgodnie z prawdą powołania, jakie wybiera.

“Królestwo niebieskie” jest z pewnością ostatecznym spełnieniem dążeń wszystkich ludzi, do których Chrystus skierowuje swe orędzie: jest pełnią dobra, jakiego pragnie serce człowiecze poza granicami wszystkiego, co może stać się jego udziałem w życiu doczesnym, jest ostateczną pełnią obdarowania człowieka ze strony samego Boga. W rozmowie z saduceuszami (Mt 22, 24-30; Mk 12, 18-27; Łk 20, 27-40), którą uprzednio poddaliśmy naszej analizie, znajdujemy więcej szczegółów na temat tego królestwa, czyli “świata przyszłego”. Jeszcze więcej znajdziemy w całym Nowym Testamencie. Wydaje się jednakże, iż dla wyjaśnienia, czym królestwo niebieskie jest dla tych, którzy ze względu na nie wybierają dobrowolną bezżenność, szczególne znaczenie posiada objawienie oblubieńczego stosunku Chrystusa do Kościoła, a więc m.in. tekst Ef 5, 25-33, na którym wypadnie nam nade wszystko oprzeć się wówczas, gdy będziemy rozważali problem sakramentalności małżeństwa. Tekst ów jest równie ważny dla teologii małżeństwa, jak i dla teologii bezżenności “dla królestwa”, dla teologii dziewictwa czy celibatu. Wydaje się, iż właśnie w tym tekście znajdujemy jakby wypełnienie konkretną treścią tego, co Chrystus powiedział swym uczniom, wzywając do dobrowolnej bezżenności “dla królestwa niebieskiego”.

Już dostatecznie zwrócono uwagę w tej analizie na to, że słowa Chrystusa - przy swej ogromnej zwięzłości - są nade wszystko merytoryczne, pełne najistotniejszej treści, prócz tego nacechowane pewną surowością. Chrystus niewątpliwie wypowiada swoje wezwanie do bezżenności w perspektywie “świata przyszłego”, ale akcentuje w nim to wszystko, w czym wyraża się doczesny realizm decyzji na taką bezżenność, związanej z wolą uczestniczenia w Chrystusowym dziele odkupienia. Tak więc w świetle odnośnych słów Chrystusa z Mt 19, 11-12 uwydatnia się nade wszystko głębia i powaga decyzji życia w bezżenności “dla królestwa”, wyraża się moment wyrzeczenia w decyzji takiej zawarty. Niewątpliwie - poprzez to wszystko, poprzez powagę i głębię decyzji, poprzez jej surowość i odpowiedzialność, przebija i prześwieca miłość: miłość jako gotowość wyłącznego oddania siebie “dla królestwa Bożego”. Jednakże owa miłość w słowach Chrystusa jest jakby ukryta w cieniu wszystkiego, co zostało uwydatnione na pierwszym planie. Chrystus nie tai przed swymi uczniami, że wybór bezżenności “dla królestwa niebieskiego” jest w kategoriach doczesności - wyrzeczeniem. Ten sposób przemawiania do uczniów, jasno formułujący prawdę Jego nauki i zawartych w niej wymagań, jest znamienny dla całej Ewangelii; właśnie on nadaje jej m.in. tak przekonywającą moc i charakter.

Prawem serca ludzkiego jest przyjmować trudne nawet wymagania w imię miłości ideału, a nade wszystko w imię miłości osoby (miłość bowiem z istoty zorientowana jest osobowo). I stąd w owym wezwaniu do bezżeństwa “dla królestwa niebieskiego” naprzód sami uczniowie, a później cała żywa Tradycja, szybko dokonają odkrycia tej miłości, która odnosi się do samego Chrystusa jako Oblubieńca Kościoła - Oblubieńca dusz, którym oddał siebie do końca w tajemnicy swej Paschy i Eucharystii. W ten sposób bezżenność “dla królestwa niebieskiego”, wybór dziewictwa lub celibatu na całe życie, stawał się w doświadczeniu uczniów i naśladowców Chrystusa aktem szczególnej odpowiedzi na miłość Boskiego Oblubieńca - i przez to nabrał sam znaczenia aktu oblubieńczej miłości: oblubieńcze oddanie siebie, aby odwzajemnić w sposób szczególny oblubieńczą miłość Odkupiciela. Oddanie siebie poprzez wyrzeczenie, ale nade wszystko z miłości.

 

 

Oblubieńcze znaczenie ciała - u podstaw Chrystusowego wezwania do bezżenności

Po wydobyciu ze zwięzłej, a równocześnie tak bardzo głębokiej wypowiedzi Chrystusa na temat bezżenności dla królestwa niebieskiego całego owego bogactwa treści, jaką jest ona nabrzmiała, wypada nam zwrócić się jeszcze w kierunku znaczenia, jakie słowa te posiadają dla teologii ciała - tak jak staramy się “od początku” odtwarzać i odbudowywać same jej biblijne zręby. Właśnie analiza owego biblijnego “początku”, do którego odwołał się Chrystus w rozmowie z faryzeuszami na temat małżeństwa, jego ; jedności i nierozerwalności (por. Mt 19, 3-9) - tuż przed wypowiedzeniem j do swych uczniów słów o bezżenności “dla królestwa niebieskiego” (Mt 19,1 10-12) - pozwala nam przypomnieć sobie głęboką prawdę o oblubieńczymi znaczeniu ciała ludzkiego w jego męskości i kobiecości, tak jak prawdę tej wydobyliśmy w swoim czasie z analizy pierwszych rozdziałów Genesis, zwłaszcza Rdz 2, 23-25. Właśnie tak trzeba było sformułować, tak nazwać to, co znajdujemy w tych archaicznych tekstach.

Umysłowość współczesna przywykła myśleć i mówić nade wszystko o popędzie seksualnym, przenosząc na grunt rzeczywistości człowieka to, co jest właściwością świata istot żyjących, “animalia”. Otóż gruntowne wmyślenie się w zwięzły tekst Rdz l, a z kolei Rdz 2, pozwala nam z całą pewnością i przekonaniem ustalić, że “od początku” zostaje w Biblii zarysowana bardzo wyraźna i jednoznaczna granica pomiędzy światem “animalia” a człowiekiem stworzonym na obraz i podobieństwo Boga. W tym stosunkowo bardzo krótkim tekście jest dość miejsca na to, aby ukazać, iż człowiek ma jasną świadomość tego, co go zasadniczo różni od wszystkich “animalia”.

Wobec tego też zastosowanie do człowieka owej kategorii zasadniczo przyrodniczej, jaka wyraża się w pojęciu i słowie “popęd seksualny”, nie jest całkiem właściwe i adekwatne. Oczywiście, że może ono być zaakcentowane na zasadzie pewnej analogii, odrębność bowiem człowieka w stosunku do całego świata istot ożywionych, “animalia”, nie jest taka, ażeby o człowieku rozumianym gatunkowo nie można było zasadnie orzekać również “animal”, ale “animal rationale”. Jednakże, pomimo tej analogii, zastosowanie do człowieka z uwagi na tę dwoistość, w której bytuje on jako mężczyzna lub kobieta, pojęcia “popęd seksualny” - ogromnie ogranicza i poniekąd “zaniża” również to, czym jest sama owa męskość/kobiecość w osobowym wymiarze ludzkiej podmiotowości. Ogranicza i “zaniża” również to, przez co oboje, mężczyzna i kobieta, “łączą się z sobą tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (por. Rdz 2, 24). Aby dać temu wyraz właściwy i adekwatny, trzeba posłużyć się inną analizą niż tylko przyrodniczą. Właśnie studium biblijnego “początku” zobowiązuje do tego w sposób przekonywający. Wydobyta z pierwszych rozdziałów Genesis, zwłaszcza z Rdz 2, 23-25, prawda o oblubieńczym znaczeniu ciała ludzkiego w jego męskości i kobiecości (to jest zarazem odkrycie oblubieńczego sensu ciała w strukturze osobowej podmiotowości mężczyzny i kobiety) wydaje się w tej dziedzinie pojęciem kluczowym, a zarazem jedynie właściwym i adekwatnym.

I otóż właśnie w relacji do tego pojęcia, do tej prawdy o oblubieńczym znaczeniu ciała ludzkiego, należy odczytać i zrozumieć słowa Chrystusa o bezżenności “dla królestwa niebieskiego” wypowiedziane w bliskim kontekście owego odwołania się do “początku”, na którym Chrystus oparł swą naukę o jedności i nierozerwalności małżeństwa. Nie sam “popęd seksualny”, jako kategoria przyrodniczej poniekąd konieczności, stoi u podstaw Chrystusowego wezwania do bezżenności, ale poczucie wolności daru, które łączy się organicznie z głęboką i dojrzałą świadomością oblubieńczego sensu ciała w całej strukturze osobowej podmiotowości mężczyzny i kobiety. Tylko w relacji do takiego znaczenia samej męskości i kobiecości człowieka wezwanie do dobrowolnej bezżenności “dla królestwa niebieskiego” znajduje pełne pokrycie i uzasadnienie. Tylko i wyłącznie. Chrystus mówi: “Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 12) - przez to samo wskazuje, że taka bezżenność, chociaż w każdym wypadku jest nade wszystko “darem”, może jednak być “pojęta”, to znaczy wydobyta i wyprowadzona z pojęcia, jakie człowiek ma o całym swoim duchowo-cielesnym “ja”, w szczególności zaś o męskości i kobiecości tegoż “ja” w tym wzajemnym odniesieniu, które jest niejako “z natury” wpisane w każdą ludzką podmiotowość.

Jak pamiętamy z dawniejszych analiz, przedsięwziętych na gruncie Księgi Rodzaju (2, 23-25), owo wzajemne odniesienie męskości i kobiecości, owo wzajemne “dla” mężczyzny i kobiety, może być właściwie i adekwatnie rozumiane tylko w dynamicznym całokształcie osobowego podmiotu. Słowa Chrystusa z Mt 19, 11-12 wskazują z kolei na to, iż owo “dla”, które “od Początku” stoi u podstaw małżeństwa, może stanąć również u podstaw bezżenności “dla” królestwa niebieskiego! W oparciu o tę samą dyspozycję osobowego podmiotu, dzięki której człowiek “odnajduje się przez bezinteresowny dar z siebie samego” (por. KDK, 24), człowiek: mężczyzna lub kobieta może wybierać osobowe oddanie się drugiemu człowiekowi w przymierzu małżeńskim, w którym stają się oni “jednym ciałem” - i może też dobrowolnie zrezygnować z takiego oddania się drugiemu człowiekowi, ażeby wybierając bezżenność dla królestwa niebieskiego, oddać siebie całkowicie Chrystusowi. Na gruncie tej samej dyspozycji osobowego podmiotu i w oparciu o ten sam oblubieńczy sens bycia co do ciała mężczyzną lub kobietą, może ukształtować się miłość angażująca człowieka w wymiarze całego życia w małżeństwie (por. Mt 19, 3-10) - ale może też ukształtować się miłość angażująca człowieka w wymiarze całego życia w bezżenności “dla królestwa niebieskiego” (por. Mt 19, 11-12). O tym właśnie mówi Chrystus w całokształcie swej wypowiedzi, zwracając się naprzód do faryzeuszów (por. Mt 19, 3-10), a z kolei do uczniów (por. Mt 19, 11-12).

Jest rzeczą jasną, iż wybór małżeństwa, tak jak zostało ono ustanowione przez Stwórcę “od początku”, zakłada uświadomienie sobie i zaakceptowanie w sobie owego oblubieńczego sensu ciała związanego z męskością lub kobiecością człowieka. To właśnie jest zawarte w sposób lapidarny w wersetach Księgi Rodzaju. Słuchając dalszych słów Chrystusa, skierowanych do uczniów na temat bezżenności dla królestwa niebieskiego (por. Mt 19, 11-12), nie możemy sobie wyobrazić, iż ten drugi rodzaj wyboru może być dokonany w sposób świadomy i dobrowolny bez odniesienia do własnej męskości lub kobiecości oraz do tego oblubieńczego sensu, jaki właściwy jest człowiekowi w tej właśnie męskości lub kobiecości jego osobowego podmiotu. Owszem, w świetle słów Chrystusa musimy przyjąć, że ten drugi rodzaj wyboru: bezżenność dla królestwa Bożego - dokonuje się również w odniesieniu do własnej męskości lub kobiecości osoby, która taki wybór podejmuje; dokonuje się na gruncie pełnej świadomości owego oblubieńczego znaczenia i sensu, jakie męskość i kobiecość w sobie zawiera i niesie. Gdyby dokonywała się na drodze jakiegoś sztucznego “pominięcia” tego rzeczywistego bogactwa każdego ludzkiego podmiotu, nie odpowiadałaby w sposób właściwy i adekwatny temu, co zawiera się w słowach Chrystusa z Mt 19, 11-12.

Chrystus wyraźnie żąda tutaj pełnego zrozumienia, gdy mówi: “Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19, 12).

Słowa Chrystusa niewątpliwie świadczą o świadomym i dobrowolnym wyrzeczeniu się małżeństwa. Wyrzeczenie takie możliwe jest tylko wówczas, gdy zakłada autentyczną świadomość wartości, tej wartości, jakiej podstawę stanowi cała owa oblubieńcza dyspozycja męskości i kobiecości zrealizowana w małżeństwie. Aby był w pełni świadom tego, co wybiera (bezżenność dla królestwa), człowiek musi być w pełni świadom również i tego, z czego rezygnuje (chodzi tu właśnie o świadomość wartości w znaczeniu “idealnym” - niemniej jest to świadomość w pełni “realistyczna”). Chrystus z pewnością żąda zatem dojrzałego wyboru; cały sposób, w jaki wezwanie do bezżenności dla królestwa niebieskiego zostało wypowiedziane, wskazuje na to ponad wszelką wątpliwość.

 

 

Wyrzeczenie, które jest afirmacją, służy afirmacji

Nie wystarcza jednak w pełni świadome wyrzeczenie odnośnych wartości.

W świetle słów Chrystusa, a także w świetle całej autentycznej Tradycji chrześcijańskiej, można wnioskować, iż wyrzeczenie to jest zarazem szczególną formą afirmacji tej wartości, której człowiek bezżenny wedle rady ewangelicznej konsekwentnie się wyrzeka. Może to brzmieć jak paradoks. Wiadomo jednak, iż podobny paradoks na wielu miejscach towarzyszy wypowiedziom Ewangelii - i to często tym najwięcej mówiącym, najgłębiej sięgającym wypowiedziom. Przyjmując taki sens wezwania do bezżenności “dla królestwa niebieskiego”, wnioskujemy prawidłowo twierdząc, iż realizacja tego wezwania służy również - i to służy w szczególny sposób - potwierdzeniu oblubieńczego sensu ciała ludzkiego w jego męskości i kobiecości. Wyrzeczenie się małżeństwa dla królestwa Bożego uwydatnia zarazem ten sens w całej jego wewnętrznej prawdzie, w całym osobowym pięknie. Można powiedzieć, iż poniekąd nieodzowne jest takie wyrzeczenie ze strony poszczególnych osób, mężczyzn czy kobiet, ażeby ten sam oblubieńczy sens ciała łatwiej mógł być rozpoznawalny w całym etosie życia ludzkiego, a nade wszystko w etosie życia małżeńskiego i rodzinnego.

Tak więc bezżenność “dla królestwa niebieskiego” (dziewictwo, celibat), chociaż skierowuje życie osób, które dobrowolnie bezżenność taką wybierają, poza zwyczajne drogi życia małżeńskiego i rodzinnego, nie jest bez znaczenia dla tego życia - dla jego stylu, dla jego wartości, dla jego ewangelicznego autentyzmu. Nie zapominajmy, że ostatecznym kluczem do zrozumienia sakramentalności małżeństwa jest oblubieńcza miłość Chrystusa do Kościoła (por. Ef 5, 21-33) - Chrystusa, Syna Dziewicy, który sam był dziewiczy, w najdoskonalszym tego słowa znaczeniu “bezżenny dla królestwa niebieskiego”. Do tej sprawy wypadnie nam jeszcze powrócić na innym miejscu.

Pozostaje u kresu tych rozważań jeden jeszcze problem konkretny: w jaki sposób w człowieku, któremu “jest dane” wezwanie do bezżenności dla królestwa, kształtuje się owa “bezżenność” właśnie na gruncie świadomości oblubieńczego sensu ciała w jego męskości lub kobiecości - co więcej, jako owoc tej świadomości? W jaki sposób się kształtuje, czy może raczej “przekształca”? Jest to pytanie tak samo ważne z punktu widzenia teologii ciała, Jak i z punktu widzenia rozwoju ludzkiej osobowości, rozwoju o charakterze Personalistycznym i charyzmatycznym zarazem. Gdybyśmy chcieli na nie odpowiedzieć w całej pełni, w wymiarze wszystkich konkretnych aspektów i wszystkich konkretnych problemów, jakie w nim się zawierają - trzeba by Podjąć odrębne studium na temat stosunku małżeństwo-dziewictwo, małżeństwo-celibat. To jednakże przekraczałoby ramy niniejszych rozważań.

Pozostając na gruncie słów Chrystusa z Mt 19, 11-12, należy zakończyć niniejsze rozważania, stwierdzając co następuje. Po pierwsze, jeśli bezżenność “dla królestwa niebieskiego” oznacza ponad wszelką wątpliwość wyrzeczenie - to wyrzeczenie to jest równocześnie afirmacją: jest afirmacją płynącą z odkrycia “daru”, czyli zarazem z odkrycia nowej perspektywy osobowego spełnienia siebie poprzez bezinteresowny dar z siebie samego (por. KDK, 24); odkrycie takie pozostaje wtedy w głębokiej wewnętrznej harmonii z całym poczuciem oblubieńczego sensu ciała związanym “od początku” z męskością lub kobiecością człowieka jako osobowego podmiotu. Po drugiej zaś, chociaż bezżenność “dla królestwa niebieskiego” utożsamia się z konsekwentnym wyrzeczeniem się małżeństwa, które w życiu mężczyzny i kobiety daje początek własnej rodzinie - w bezżenności takiej nie można żadną miarą widzieć negacji istotnej wartości małżeństwa; wręcz przeciwnie, pośrednio służy ona uwydatnieniu tego, co w powołaniu małżeńskim jest odwieczne i najgłębiej osobowe, co w wymiarach doczesności (a zarazem w perspektywie “świata przyszłego”) odpowiada godności daru osobowego związanego z oblubieńczym znaczeniem ciała w jego męskości czy kobiecości.

W ten sposób Chrystusowe wezwanie do bezżenności “dla królestwa niebieskiego” (słusznie skojarzone z odwołaniem się do przyszłego zmartwychwstania - por. Mt 22, 23-32; Mk 12, 18-27; Łk 20, 27-40) posiada nie tylko kapitalne znaczenie dla etosu oraz duchowości chrześcijańskiej, ale również dla antropologii i całej teologii ciała, jaką odkrywamy u jej podstaw.

 

 

 

 

Przypisy

18) Tekst w tłumaczeniu ks. E. Dąbrowskiego lepiej oddaje trzykrotne “eunouchos” oryginału.

19) Jeśli chodzi o szczegóły egzegetyczne tego tekstu, zob. np. L. Sabourin, Il Vangelo di Matteo. Teologia e Esegesi, t. II, Ed. Paoline, Roma 1977, s. 834-836; tenże: The Positive Values of Consecrated Celibacy, “The Way. Supplement” 10(1970) s. 51; J. Blinzler, Eisin eunouchoi. Żur Auslegung von Mt 19, 12, “Zeitschrift fiir die Neutestamentliche Wissenschaft” 48 (1957) s. 268 n.

20) “Świętość Kościoła wspierają też w szczególny sposób różne rady, jakie Pan w Ewangelii zalecił wypełniać uczniom swoim. Wśród nich wyróżnia się osobliwie cenny dar łaski Bożej, udzielany przez Ojca niektórym ludziom (por. Mt 19, 11; l Kor 7, 7), aby mianowicie w dziewictwie czy w celibacie łatwiej niepodzielnym sercem (por. l Kor 7, 32-34) poświęcali się samemu tylko Bogu” (Lumen gentium, 42).

21) Por. np. Lumen gentium, 44; Perfectae caritatis, 12.

 

22) Biblia Tysiąclecia tłumaczy: “[...] którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (por. wyd. III, Poznań-Warszawa 1982); ks. E. Dąbrowski: “[...] którzy się sami na to skazali” (por. wydanie Biblii Tysiąclecia, Paris 1964).

23) Wprawdzie na wyraźny rozkaz Jahwe Jeremiasz miał zachować celibat (por. Jr 16, 1-2), ale był to “znak prorocki”, symbolizujący przyszłe opuszczenie i zniszczenie kraju i ludu.

24) Wprawdzie, jak nam wiadomo ze źródeł pozabiblijnych, celibat był praktykowany w okresie między testamentowym w obrębie judaizmu przez niektórych członków sekty Esseńczyków (por. Józef Flawiusz, Bell. Jud. II, 8, 2, s. 120-121; Filon Al., Hypothet. 11, 14), ale działo się to na marginesie judaizmu oficjalnego i prawdopodobnie nie przetrwało poza początek II w.

We wspólnocie Qumran celibat nie obowiązywał wszystkich, ale niektórzy zachowywali go dozgonnie, przenosząc na grunt pokojowego współżycia nakaz Księgi Powtórzonego Prawa (23, 10-14) o czystości rytualnej, wymaganej w czasie świętej wojny. Według wierzeń Oumrańczyków, taka wojna pomiędzy “synami światłości a synami ciemności” trwała nieustannie, stąd celibat był wyrazem gotowości bojowej (por. l Qm 7, 5-7).

25) Por. l Kor 7, 25-40; zob. także Ap 14, 4.

26) “Eunouchisan eautous” (Mt 19, 12) Biblia Tysiąclecia (wyd. III) tłumaczy: “[...] którzy królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni”. Aspekt “uciążliwości” decyzji został uwydatniony w przekładzie ks. E. Dąbrowskiego: “[...] którzy się sami na to skazali dla królestwa niebieskiego”.

 

 

 

 

Wyd. RW KUL, Lublin 2001

 

Do początku Do góry

Spis pozostałych dostępnych fragmentów