XXX Niedziela Zwykła, C. Czytania: Syr 35,12-14.16-18; 2 Tm 4, 6-9; Łk 18, 9-14


Dwóch ludzi przyszło się modlić do Świątyni...

Notatki z niedzielnej homilii

24 października 2004 r.

- Parafia św. Tomasza na Ursynowie w Warszawie (eucharystia parafialnych wspólnot neokatechumenalnych).
- Klasztor sióstr dominikanek, Radonie k. Grodziska Mazowieckiego.


 

Widząc tego malca baraszkującego na środku, chciałoby się przywołać jeszcze jeden fragment Ewangelii, obok tego, który właśnie przeczytaliśmy. Jezus wziął dziecko, postawił je na środku zgromadzenia i powiedział: 'jeżeli nie staniecie się jak jedno z tych najmniejszych, nie wejdziecie do Królestwa Bożego'. Kto z nas czuje się tak swobodnie, tak ufnie tutaj w domu Ojca jak to dziecko?

Słyszymy dzisiaj o dwóch ludziach, którzy przyszli się modlić do świątyni. Zobaczmy czy nie odnajdujemy się, choć po części, w którymś z nich.

Pierwszy to faryzeusz. Człowiek pobożny, pragnący służyć Bogu we wszystkim. Człowiek z natury skłonny do zachowywania przykazań. Na początku Ewangelii św. Łukasza spotykamy małżeństwo Elżbiety i Zachariasza, o których jest napisane, że byli sprawiedliwi i wypełniali wszystkie nakazy i wszystkie przepisy Prawa Bożego. Są tacy ludzie - obok większości z nas, mających trudności z wypełnieniem przykazań - którzy jakby w sposób naturalny są sprawiedliwi, wypełniają wszystkie nakazy Prawa Bożego.

Ale i w przypadku tego rodzaju prawych ludzi istnieje granica ich sprawiedliwości. U Zachariasza,objawiło się ona, gdy przyszedł Anioł zwiastujący mu, że Elżbieta w podeszłym wieku pocznie syna. Nie uwierzył mu. Zawiodła jego naturalna prawość, w jakimś sensie zgrzeszył niewiarą.1

Podobnie jest z naszym sprawiedliwym, kochanym przez Boga faryzeuszem w świątyni. Był człowiekiem pobożnym i sprawiedliwym. I Pan Bóg go bardzo kochał, chociaż obszedł się z nim bez litości. Wystawił jego naturalną sprawiedliwość na śmiech ludzki. Bo Pan chłoszcze każdego, kogo za syna przyjmuje, i karci kogo miłuje (por. Hebr 12,6). Faryzeusz nie sprostał próbie wierności Bogu, uległ ukrytej pod pobożnością pysze. Nie sądźmy go, bo nikt na świecie nie może być sam z siebie prawy do końca. Św. Paweł powie, że Bóg poddał wszystkich pod władzę grzechu, aby wszystkim okazać miłosierdzie. Dlatego nie jest ważna nasza ludzka tylko sprawiedliwość, nasze gromadzone naturalne zasługi, którymi chcielibyśmy sobie kupić niebo. Bogu nie są one potrzebne. Bo Bóg nie jest daleko, nie jest chłodnym ojcem siedzącym na tronie i rachującym różańce, które odmówimy. On jest tym, jak powie św. Paweł na Aeropagu, w którym żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28). On jest blisko, aby każdemu okazać miłosierdzie i uczynić, aby nasza sprawiedliwość była większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszy ( Mt 5,20).

Spójrzmy na drugiego człowieka, który przychodzi dziś, aby się modlić. Ewangelia nazywa go 'celnikiem'. Dziś powiedzielibyśmy, że jest to typ człowieka zakochanego w robieniu - nie zawsze czystymi sposobami - pieniędzy. Człowiek, który nigdy nie miał pociągu do modlitwy. Zupełnie nie zna się na tych sprawach. Jest za to bardzo obrotny, wie jak zakręcić się wokół spraw swoich i swojej rodziny. Wie jakie są notowania na giełdzie. Ale gdy wejdzie do świątyni nie umie się nawet porządnie przeżegnać. Dotknie się tylko czoła i poklepie po piersi.

I ten człowiek otrzymał dzisiaj szczególne światło zobaczenia całego swojego życia - że nie ma ono tak naprawdę celu, który by nadawał tej gonitwie za pieniądzem sens. Być może zobaczył pożółkłe liście i zrozumiał, że kiedyś wszystko, co dziś zielone i kwitnące, zwiędnie. Piękno kiedyś dostanie zmarszczek. Zrozumiał, że każdego człowieka prędzej czy później położą w grobie. Słowem, dostał on światło, w którym zobaczył bezsens swojego życia. Ewangelia mówi, że nie wzniósł on nawet oczu w górę ku niebu. To znaczy, że  nawet nie był w stanie czy nie chciał wyobrazić sobie Oblicza Bożego. Nie, on nic nie widział poza bezsensem swojego życia, i tylko westchnął 'Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznym!'

W tej sekundzie takiej bardzo spontanicznej, nie wypracowanej skruchy Bóg popatrzył się na niego z wielkim miłosierdziem. Bo Bóg naprawdę chce okazać nam miłosierdzie. Nie potrzebuje, byśmy zapracowywali sobie na Jego bliskość. Nie potrzebuje naszej naturalnej sprawiedliwości.

On jest naszym Ojcem, który posyła swojego Syna, aby przez mękę Krzyża i zmartwychwstanie dać nam nieporównanie większą sprawiedliwość. Dzisiaj, pierwszy dzień tygodnia. Jezus sadza nas za swoim stołem. Jest to stół Jego Krzyża, miłości która oddaje swoje życie za przyjaciół. Jest to jednocześnie stół Jego zmartwychwstania. Zasiądźmy za tym stołem z wdzięcznością. Weźmy udział w tym krzyżu. Pozwólmy przewartościować nasze myślenie. Przyjąć sprawiedliwość Chrystusa, uznać nasze troski za drugorzędne. Troszyczyć się najpierw o królestwo Boże, a wszystko inne będzie nam dodane.

Bo my tak bardzo zaangażowani jesteśmy w budowanie swojego życia na tym świecie. Troszczymy się o to, za co wyremontujemy samochód albo mieszkanie. A przecież trzeba bardziej troszczyć się o miłość, o naszych braci, którzy giną. Maryja w Fatimie przypomniała nam o tym. Dzieciom pokazała piekło i ludzi, którzy tam szli. I one płakały. I jako odpowiedź na prośbę Maryi ofiarowywały swoje drobne cierpienia za zbawienie ludzi. A nawet dwoje z nich, błogosławieni dziś Franciszek i Hiacynta, świadomie przyjęło chorobę śmiertelną, żeby uratować ludzi idących do piekła.2

To jest właśnie sprawiedliwość, którą chce nam dać Chrystus. Uczestnictwo w Krzyżu Chrystusa. Przyjęcie zaproszenia, by zasiąść przy stole Jego Eucharystii. By stać się królewskim kapłaństwem, ofiarującym cierpienia Chrystusa i swoje za zbawienie świata. I przyjąć moc Jego zmartwychwstania. Niech ta Eucharystia i cały ten dzień będzie wysławianiem Boga, za te wielkie dary.

 


.

Przypisy:

1). Jeden z moich współbraci wyraził następującą opinię wobec tego stwierdzenia:

Nie zgodziłbym się z Tobą, że "Zachariasz zgrzeszył". Nie uwierzyć od razu wobec nowości Objawienia nie musi oznaczać grzechu. Tak działo się z wszystkimi Apostołami -- nie od razu uwierzyli... Zachariasz uwierzył kilka miesięcy później, natomiast fakt, że zaniemówił na te kilka miesięcy miało taki sens, aby pierwsze słowa, które wymówił, miały wartość proroctwa, do którego Bóg go przygotowywał przez okres milczenia.

Odpowiedziałbym tak:

Milczenie Zachariasza było na pewno przygotowaniem do przyjęcia tego niezwykłego dziecka, jakim był Poprzednik Mesjasza, i na wygłoszenie proroctwa o Nim. Nie zaprzecza to jednak temu, że zgodnie ze słowami Ewangelii milczenie było następstwem, swego rodzaju karą za nie uwierzenie Aniołowi. Zobaczmy, że Maryja jeszcze mniej prawdopodobnemu zwiastowaniu przez Anioła Dziewiczego Poczęcia - dała wiarę. Tym - Niepokalana - odróżniła się od grzesznych potomków Adama i Ewy...

2). Zob. Homilia Jana Pawła II w Fatimie w 2000 r.

 

WB01512_.gif (115 bytes) Moje homilie      Strona główna