Bp Karol Wojtyła

„Miłość i odpowiedzialność”

Czułość

 Uczuciowość - wrażliwość na całego człowieka...

 Od zmysłowości należy wyraźnie odróżnić uczuciowość. Powiedziano już poprzednio, że w parze z wrażeniem zwykło chodzić wzruszenie, przeżycie emocjonalne. Jakkolwiek wrażenie jest zmysłowe, to jednak wzruszenie może zwracać się do wartości niematerialnej związanej z przedmiotem wrażenia. Bezpośredni kontakt mężczyzny i kobiety niesie z sobą zawsze jakieś wrażenie, z którym w parze może iść wzruszenie. Kiedy wzruszenie to ma za przedmiot wartość seksualną związaną z samym „ciałem" jako „możliwym przedmiotem użycia", wówczas jest ono przejawem zmysłowości. Jednakże wartość seksualna będąca przedmiotem wzruszenia bynajmniej nie musi być związana z samym „ciałem" jako „możliwym przedmiotem użycia". Może ona być związana z całym „człowiekiem drugiej płci". Wówczas przedmiotem przeżycia emocjonalnego dla kobiety będzie wartość „męskości", a dla mężczyzny wartość „kobiecości". Pierwsza może się kojarzyć np. z wrażeniem „siły", druga z wrażeniem „wdzięku", obie zaś łączą się z całym człowiekiem drugiej płci, a nie tylko z jego „ciałem". Otóż uczuciowością tutaj należałoby nazwać tę szczególną wrażliwość (nie pobudliwość) na wartość seksualną związaną z całym „człowiekiem drugiej płci", na „kobiecość", na „męskość".

 Wrażliwość ta jest źródłem miłości uczuciowej. Różni się ona bardzo od zmysłowości, nie tyle w swojej podstawie, ile w swojej wewnętrznej treści. Podstawą bowiem tak jednej, jak i drugiej jest ta sama intuicja zmysłowa. Treścią wrażenia jest cały „człowiek drugiej płci", cała „kobieta", cały „mężczyzna". /.../

   

 Czułość jest współ-odczuwaniem i wyrażeniem bliskości.

 Czułość jest nie tylko wewnętrzną zdolnością współ-odczuwania, uczuleniem na cudze przeżycia i stany duszy drugiej osoby. Wszystko to zawiera się w czułości, ale nie stanowi jeszcze jej istoty, w której wyraża się tendencja do objęcia własnym uczuciem tych cudzych przeżyć i stanów duszy drugiej osoby. Tendencja ta wyraża się na zewnątrz, zachodzi bowiem potrzeba zasygnalizowania drugiemu ,,ja" własnego przejęcia się jego przeżyciami czy stanami wewnętrznymi, tak aby ten drugi człowiek odczuł, że ja to wszystko podzielam, że również przeżywam. Czułość, jak widać, wyrasta z odczucia sytuacji wewnętrznej drugiej osoby (a pośrednio także i zewnętrznej, wewnętrzna bowiem wśród niej się kształtuje) i zmierza do czynnego zakomunikowania własnej bliskości względem tamtej osoby oraz jej sytuacji. /.../ Czułość leży w wewnętrznym odniesieniu uczuciowym, a nie w samych przejawach zewnętrznych, te ostatnie bowiem mogą być czymś czysto konwencjonalnym i publicznym. Czułość natomiast jest zawsze czymś osobistym, wewnętrznym, własnym — w pewnej przynajmniej mierze ucieka przed wzrokiem innych, jest wstydliwa. Może się. swobodnie objawić tylko wobec tych, którzy ją właściwie rozumieją i odczuwają.

 

 Czułość jest życzliwa.

 Należy bardzo wyraźnie odgraniczyć czułość i różne formy zewnętrzne czułości od różnych form zaspokajania zmysłowości. Całkowicie różne jest źródło, z którego płyną jedne i drugie, o co innego też w nich chodzi. Zmysłowość z natury jest nastawiona na ,,ciało jako możliwy przedmiot użycia seksualnego" i naturalną drogą zmierza do zaspokojenia tej potrzeby użycia, mówimy wówczas o wyżywaniu się pod względem seksualnym. Czułość natomiast wypływa z uczuciowości i reakcji na „człowieka drugiej płci", która jest dla niej znamienna. Nie wyraża się w niej pożądanie, ale raczej życzliwość i oddanie drugiemu człowiekowi. Oczywiście, że i w niej dochodzi do głosu jakaś potrzeba zaspokojenia uczuciowości, ale potrzeba ta ma zasadniczo inny charakter niż potrzeba zaspokojenia zmysłowości. Uczuciowość jest bardziej skoncentrowana na „człowieku", nie na „ciele i płci", chodzi w niej bezpośrednio nie o  „użycie", lecz o  „przeżycie  bliskości".

 

 Czułość jest bezinteresowna.

 Wszystko to zasługuje jak najbardziej na podkreślenie. Czułość zarówno w swej wewnętrznej orientacji, jak i w zewnętrznych przejawach różni się od zmysłowości i od użycia zmysłowego tak, że nie można jednej do drugiej sprowadzać i jednej z drugą utożsamiać. Uczynki, zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne, które mają swe źródło w czułości, domagają się zupełnie innej kwalifikacji etycznej niż te, których źródłem jest zmysłowość i wola użycia seksualnego. Czułość w odróżnieniu od nich może być zupełnie bezinteresowna, wówczas gdy przede wszystkim zaznacza się w niej wzgląd na drugiego człowieka, na jego sytuację wewnętrzną. Bezinteresowność ta ustępuje, w miarę jak różne przejawy czułości służą przede wszystkim potrzebie zaspokojenia własnej uczuciowości. Ale i to ostatnie może być jeszcze wartościowe, o ile przynosi z sobą przeżycie bliskości człowieka w stosunku do człowieka, zwłaszcza gdy ta bliskość jest potrzebna jednemu i drugiemu. Pewna „interesowność" mieści się w ludzkiej miłości, nie przekreślając zresztą w niczym jej właściwego charakteru, jak wykazała to jej analiza metafizyczna. Człowiek każdy jest dobrem ograniczonym i dlatego też zdolnym do ograniczonej tylko bezinteresowności.

 

Wychowanie czułości.

 Istnieje zatem problem wychowania czułości, i to jako część problemu wychowania miłości ,,w" mężczyźnie i kobiecie, a w konsekwencji „miedzy" nimi. Problem ten mieści się w granicach problematyki wstrzemięźliwości. Czułość bowiem domaga się pewnej czujności zwróconej ku temu, aby różnorodne jej przejawy nie nabrały innego znaczenia, nie stały się tylko formami zaspokajania zmysłowości i wyżycia seksualnego. Dlatego czułość nie obejdzie się bez wyrobionego opanowania wewnętrznego, które w tym ujęciu staje się wykładnikiem wewnętrznej subtelności i delikatności względem osoby drugiej płci. Podczas gdy sama zmysłowość pcha w stronę użycia, a człowiek wyłącznie nią opanowany nie widzi nawet, że może być jakiś inny sens i inny „styl" obcowania mężczyzny i kobiety, czułość objawia niejako ten sens i umożliwia „styl" wzajemnego obcowania, a z kolei czuwa nad tym, aby go nie zagubić.

 

 Miłość łączy czułość i „twardość”.

 Czy można mówić o „prawie do czułości"? Wyrażenie to trzeba rozumieć z jednej strony jako prawo do odbierania czułości, z drugiej zaś — jako prawo do jej okazywania. Tendencyjnie i w tym drugim wypadku mówimy o „prawie", a nie o obowiązku, choć nie ulega wątpliwości, że istnieje czasem również pewnego rodzaju obowiązek okazywania czułości drugiemu człowiekowi. I tak prawo do czułości mają ci wszyscy ludzie, którym jest ona szczególnie potrzebna, np. słabi, chorzy, cierpiący w jakikolwiek sposób, również moralnie. Zdaje się, że szczególne prawo do czułości mają dzieci, dla których (zresztą nie tylko dla nich) czułość jest naturalnym sposobem objawiania miłości. Ale dlatego też trzeba w te — zewnętrzne zwłaszcza — przejawy czułości wprowadzić jedną jedyną miarę, mianowicie miarę miłości osoby. Istnieje bowiem również niebezpieczeństwo podsycenia egoizmu tą drogą. Może się do tego przyczynić przesadna czułość, czułość, która osobie okazującej ją służy przede wszystkim do zaspokojenia własnej uczuciowości, a nie liczy się z obiektywną potrzebą i dobrem drugiego człowieka. Dlatego prawdziwa ludzka miłość, miłość „do" osoby i miłość „pomiędzy" osobami, musi łączyć w sobie dwa momenty: czułości i pewnej twardości. W przeciwnym razie zatraci swój zdrowy i jędrny profil wewnętrzny, zamieni się w bezowocne rozczulenie i miękkość. Nie wolno zapominać, że miłość człowieka musi zawierać w sobie również pewne elementy walki — walki o tego właśnie człowieka, o jego prawdziwe dobro.

  

 Odpowiedzialność w czułości.

 Owszem, sama czułość zyskuje na wartości przez to, że jest zespolona z pewną twardością i „zasadniczością" w postawie woli. Czułość zbyt łatwa, zwłaszcza tzw. czułostkowość, nie budzi głębokiego zaufania, wręcz przeciwnie, budzi podejrzenie, że człowiek w ten sposób czuły szuka w przejawach czułości samego zaspokojenia swej uczuciowości, a może nawet zmysłowości i chęci użycia. I dlatego też te tylko formy czułości mają swe moralne uzasadnienie, które znajdują pełne, dojrzałe pokrycie w miłości osoby, w tym, co naprawdę łączy człowieka z człowiekiem. To zrozumiałe — czułość ma jedyną rację bytu w miłości. Poza nią nie mamy „prawa" do jej okazywania ani też do jej odbierania, jej przejawy zewnętrzne są wówczas zawieszone w próżni.
Uwagi te mają szczególne zastosowanie, jeśli chodzi o wzajemne odniesienie kobiety i mężczyzny. Tutaj szczególnie trzeba wymagać, aby różne formy czułości miały gruntowne pokrycie w prawdziwej miłości osoby. Należy się bowiem liczyć z tym, że miłość kobiety i mężczyzny kształtuje się w ogromnej mierze z tego potencjału, jaki kryją w sobie zmysłowość i uczuciowość, domagające się zaspokojenia, nasycenia. Stąd różne formy czułości łatwo mogą odbiegać od miłości osoby, a zbliżać się w stronę egoizmu zmysłów czy choćby egoizmu uczucia. Prócz tego zewnętrzne przejawy czułości mogą stwarzać pozory miłości, takiej miłości, jakiej naprawdę nie ma. Mężczyzna uwodziciel posługuje się z reguły różnymi metodami czułości, podobnie jak kobieta kokietka stara się grać na zmysłach, chociaż w jednym i drugim wypadku brak prawdziwej miłości osoby. Abstrahując jednak od faktów jakiejś „zabawy w miłość", która różnie bywa nazywana (flirt, romans itp.), trzeba zwrócić uwagę na to, że każda miłość między kobietą a mężczyzną, również ta, która w intencji obojga ma być prawdziwa i uczciwa, rozwija się na ogół w ten sposób, że jej profil subiektywny narasta szybciej niż obiektywny. Różne elementy jej psychologicznej struktury niejako wcześniej kiełkują, podczas gdy sama jej etyczna istota musi dojrzewać stopniowo i z wolna. Wiele zależy tutaj również od wieku i od temperamentu. U ludzi młodych rozbieżność tych dwóch procesów wewnętrznych jest na ogół większa niż u starszych i ogólnie dojrzałych. U ludzi obdarzonych temperamentem żywym i zapalnym (np. u sangwiników) miłość jako przeżycie, jako uczucie, wybucha gwałtownie i z mocą, natomiast cnota musi być tym bardziej wychowywana i kształtowana z wewnętrznym trudem.

 Zgodnie z tym należy odwoływać się do tym większej odpowiedzialności w przyznawaniu kobiecie i mężczyźnie „prawa do czułości", zarówno do jej doznawania, jak i do jej okazywania. Na pewno istnieje tendencja — zwłaszcza u niektórych ludzi — do rozszerzenia tych praw, do przedwczesnego korzystania z nich wówczas, gdy mamy do czynienia u obojga tylko z rozbudzeniem uczuciowości, a wraz z nią zmysłowości, ale gdy brak jeszcze obiektywnego profilu miłości i zjednoczenia osób. Taka przedwczesna czułość w obcowaniu mężczyzna—kobieta niejednokrotnie nawet niszczy miłość albo przynajmniej nie pozwala jej się rozwijać w całej pełni, w całej wewnętrznej i obiektywnej zarazem prawdzie.

 

 Czułość w małżeństwie.

 Nie myślimy w tej chwili o różnych formach poufałości, które należą do innego jeszcze rzędu faktów w zakresie obcowania mężczyzny i kobiety; nadmierna poufałość to forma nieodpowiedzialnego użycia seksualnego, poza tym może to być również przejaw prostactwa czy zwyczajny nietakt. Chodzi jednak tylko o czułość. Bez cnoty umiarkowania, bez czystości i opanowania nie sposób wychować jej i tak rozwinąć w człowieku, aby nie przeszkadzała miłości, lecz jej służyła. Zachodzi bowiem poważne niebezpieczeństwo jakiegoś płytkiego, powierzchownego przeżycia — i zarazem „zużycia" miłości (tj. zużycia tego „tworzywa", z którego ona się kształtuje w kobiecie i mężczyźnie) — w granicach takiego przeżycia oboje nie dopracują się jej obiektywnego profilu i właściwego dobra, lecz pozostaną przy czysto subiektywnych przejawach czerpiąc z nich tylko doraźną przyjemność. Wówczas miłość, zamiast wciąż się zaczynać na nowo i wciąż narastać pomiędzy nimi, wręcz przeciwnie — wciąż się niejako kończy i urywa. Dodajmy, że miedzy innymi bardzo wiele zależy tutaj od prawidłowego wychowania czułości, od odpowiedzialności za jej przejawy.
Trzeba bowiem raz jeszcze podkreślić, że jest ona ważnym współczynnikiem miłości. Nie sposób kwestionować prawdy, że miłość mężczyzny i kobiety w ogromnej mierze opiera się na uczuciu — jest to tworzywo, którego winna stale dostarczać naturalna uczuciowość, ażeby obiektywny profil miłości był gruntownie zespolony z subiektywnym. Chodzi zaś nie tyle o te „pierwsze" uniesienia uczuciowości, które w pewnym sensie „sztucznie" potęgują wartość osoby umiłowanej nawiązując do przeżycia „kobiecości" czy „męskości". Chodzi daleko bardziej o stały udział uczucia, o stałe jego zaangażowanie w miłości, ono bowiem czyni kobietę i mężczyznę bliskimi sobie, ono stwarza wewnętrzną atmosferę komunikatywności i wzajemnego porozumienia. Na takim podłożu czułość jest czymś naturalnym i prawdziwym, autentycznym. Takiej czułości ogromnie wiele potrzeba w małżeństwie, w całym tym wspólnym życiu, gdzie przecież nie tylko „ciało" potrzebuje „ciała", ale przede wszystkim człowiek potrzebuje człowieka. Ma tutaj czułość ogromną rolę do spełnienia. Gruntownie zespolona z prawdziwą miłością osoby, bezinteresowna, zdolna jest ona wyprowadzić miłość z różnych niebezpieczeństw egoizmu zmysłów, z niebezpieczeństw postawy użycia. Czułość to zdolność odczuwania całego człowieka, całej osoby, we wszystkich najbardziej ukrytych nawet drgnieniach jej duszy, a zawsze z myślą o prawdziwym dobru tej osoby.

 Takiej czułości kobieta oczekuje od mężczyzny, ma ona do niej szczególne prawo w małżeństwie, w którym oddaje siebie mężczyźnie, gdzie przeżywa te niesłychanie ważne i trudne dla siebie momenty i okresy, takie jak ciąża, poród i wszystko to, co się z nimi wiąże. Jej życie uczuciowe jest przy tym na ogół bogatsze i stąd również większe zapotrzebowanie na czułość. Mężczyzna potrzebuje jej również, choć w innej mierze i w innej postaci. Tak u kobiety, jak i u mężczyzny czułość wywołuje to przeświadczenie, że nie jest się samemu, że to wszystko, czym żyje, jest również treścią życia drugiej, najbliższej osoby. Przeświadczenie takie ogromnie pomaga i podtrzymuje świadomość zjednoczenia.

 

 Kto chce iść za Chrystusem, niech się zaprze samego siebie...

/.../ Nie może być prawdziwej czułości bez dojrzałej powściągliwości, która ma swe źródło w woli gotowej zawsze miłować i konsekwentnie przezwyciężającej postawę użycia narzucaną przez zmysłowość i pożądliwość ciała. Bez takiej powściągliwości naturalne energie zmysłowości oraz wciągnięte w ich orbitę energie uczuciowości staną się tylko „tworzywem" egoizmu zmysłów, ewentualnie egoizmu uczucia. Trzeba to bardzo jasno i wyraźnie stwierdzić. Życie uczy tego na każdym kroku. Ludzie wierzący wiedzą, że kryje się za tym tajemnica grzechu pierworodnego, którego następstwa ciążą w jakiś specjalny sposób nad dziedziną sexus i zagrażają osobie, największemu wśród dóbr stworzonego wszechświata. Niebezpieczeństwo to zaś niejako graniczy z miłością: opierając się na tym samym „tworzywie" może się wszak rozwinąć prawdziwa miłość — zjednoczenie osób, równie dobrze jak „miłość" pozorna, która jest tylko osłoną dla wewnętrznej postawy użycia, dla egoizmu sprzecznego z miłością. Jakże ogromną i w rezultacie pozytywną rolę spełnia tutaj wstrzemięźliwość, która uwalnia od tej postawy i od egoizmu, a przez to samo pośrednio kształtuje miłość. Miłości kobiety i mężczyzny nie można zbudować inaczej jak na drodze pewnej ofiary i zaparcia się siebie. Formułę tego zaparcia znajdujemy w Ewangelii, w słowach Chrystusa: „Kto chce iść za mną, niech zaprze się samego siebie [...]". Ewangelia uczy wstrzemięźliwości jako sposobu miłowania.


 

 

Klasycy      Strona główna      Miłość i odpowiedzialność