Notatki z homilii paschalnej o krzyżu i zmartwychstaniu

Wlk. Piątek, Ewangelia: J 18 oraz 19;
Niedziela, Msza w dzień, Dz 34a.37-43; Kol 3,1-3; J 20,1-9.




Foto. Krzysztof Szybiak OP


Wielki Piątek 2014 r., kościół dominikanów we Wrocławiu


Kiedy wczoraj wchodziliśmy na rozpoczęcie Mszy Wieczerzy Pańskiej i zobaczyłem was zgromadzonych tak licznie, wobec perspektywy mówienia dzisiejszej homilii – zadrżałem. Mówić kazanie o Krzyżu nie jest łatwo. Mimo 23 lat kapłaństwa i głoszenia w ciągu tych lat w różnych językach: po japońsku, ukraińsku, rosyjsku, angielsku. A zdarzyło się też, że w Afryce głosiłem z tłumaczeniem na język zambijski ki-Bemba, a w Tanzanii na ki-Suahili.

Wobec Krzyża piękne słowa tracą swoją moc przekonywania. Pewna siostra urszulanka, z którą się przyjaźnię bardzo lubi moje kazania i konferencje rekolekcyjne. Kiedy dowiedziała się, po kolejnej sesji terapeutycznej raka piersi, że ma przerzuty do mózgu, doznała takiego wstrząsu, że przez parę tygodni nie odbierałą żadnych telefonów, także ode mnie. Później powiedziała mi, że doznała takiego przytłaczającego uczucia grozy, że nie była w stanie kontaktować się z ludźmi. Dziś rozmawiałem z jej przełożoną w Krakowie, która mówi, że siostry są zbudowane jej wiarą. Już nie wstaje z łożka. Lekarze dziwią się, że nie czuje bólu.

Nie jest łatwo mówić o Krzyżu także dlatego, że zmieniamy się. Staliśmy się pokoleniem w pewnym stopniu wirtualnym. Inaczej się głosiło 20 lat temu, gdy zaczynałem posługę kaznodziejską. Era komputerów była dopiero w fazie początkowej i nie było jeszcze internetu. Stajemy się coraz bardziej pokoleniem wirtualnym.

Krzyż Chrystusa jest czymś realnym, nie wirualnym – tak jak realny jest krzyż małego niemowlęcia, dziecka pewnego małżeństwa. Rozmawiałem z nimi kilka tygodni temu. W ciągu 6 miesięcy życia na tym świecie maleństwo przeszło 12 operacji... „Dlaczego spotkało to nasze dziecko?” – pytali z bólem.

Dlaczego adorujemy krzyż Chrystusa?

Czy jesteśmy cierpiętnikami i czynimy cierpienie treścią swego życia? A może czynimy to z litości? Czy też dlatego, że wzrusza nas Jego cierpienie?

Adorowanie krzyża jest głupotą dla pogan, zgorszeniem dla Żydów.... (1 Kor 1,23).

Dlaczego adorujemy Krzyż? Dlatego że mamy w sobie Ducha Świętego zgodnie ze słowami proroka Zachariasza:

"Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym" (12,10).

Duch Święty daje nam patrzeć z czcią na Ukrzyżowanego, jak na Misterium, z którego można zaczerpnąć Mądrość życia. Czerpała z Niego wrocławianka, Edyta Stein, która przyjęła w Karmelu imię Teresa Benedykta od Krzyża i została zagazowana wraz ze swymi rodakami w obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Czerpał z niej o. Pio, nosząc przez 50 lat rany Ukrzyżowanego na swoim ciele, czerpał z niej nasz bł. Czesław, który zrezygnował z kariery i przyjął w Rzymie pokorny habit dominikański, czerpał z niej Karol Wojtyła – za niedługo św. Jan Paweł II. Zaczerpnijmy i my.

Co to za mądrość? Mądrość życia według ducha.

Bo można być człowiekiem cielesnym, żyjącym "według ciała", żyjącym tak, jak dyktuje ciało. A można być człowiekiem duchowym, żyć pod przewodnictwem Ducha Świętego. (por. Rz 8,1-14).

Kim jest człowiek cielesny, człowiek żyjący według ciała? To człowiek, który ulega potocznej "zewnętrzności", nieświadomy swej wewnętrznej prawdy. To człowiek, dla którego rzeczy duchowe są czymś nieznanym, nie ma w nich upodobania. Ma natomiast upodobanie w rzeczach doczesnych tego świata, które często stanowią w jego życiu konkurencję dla rzeczy duchowych. Niedzielna msza św. np. jest dla niego obowiązkiem, a nie świętem, który przegrywa z innymi aktywnościami życiowymi lub po prostu wygodą.

Dla człowieka żyjącego „według ciała” Chrystus, Bóg ma służyć szczęśliwemu życiu na tym świecie – ze wszystkim, co jest konieczne do tego: zdrowie, rodzina, dobra praca, „kościółek”, wakacje, udane pożycie seksualne itp. Chrystus ma zapewnić pomyślność w tym wszystkim.

U człowieka duchowego jest odwrotnie: wartości doczesne jak szczęśliwe życie, zdrowie, rodzina, dobra praca, "kościółek", wakacje, udane pożycie seksualne itp. mają służyć Chrystusowi i prowadzić do życia wiecznego.

Małżonkowie katoliccy, którzy żyją "według ciała", przeżywają swoje życie rodzinne w domu z dala od życia duchowego. Modlą się jedynie w kościele. Dom nie jest dla nich miejscem wspólnej modlitwy. Modlą się jedynie tyle, co konieczne. Modlitwa u nich ma cechy bardziej zewnętrzne i schematyczne. A już na pewno nie wpuszczają jej do swego pożycia intymnego, nie chcąc psuć sobie spontaniczności. Nie modlą się przed stosunkiem seksualnym, nie uświadamiają sobie tego, że sakrament małżeństwa uświęcił także ten wymiar ich małżeństwa, przez który Bóg jednoczy ich oraz powołuje do życia potomstwo, które stanie się w przyszłości Jego dziećmi.

W Ewangelii służąca pyta się Piotra, "czy i ty nie jesteś jednym z uczniów Jezusa". Piotr mówi: „nie jestem”. Bo wobec krzyża nie chce być więcej uczniem. Małżonkowie żyjący "według ciała" podobnie jak Piotr nie chcą podejmować cierpienia. Gdy nadchodzi cierpienie, np. ryzyko utraty zdrowia, albo zagrożenie pracy itp. wolą raczej przestać być uczniami niż narazić się na to ryzyko.



Foto. Krzysztof Szybiak OP

Patrzymy na krzyż i adorujemy go, aby zyskać mądrość, wiedzieć jak przejść wewnętrzą przemianę – by z ludzi żyjących „według ciała” stać się ludźmi duchowymi. Po to, jak mówi prorok Zachariasz, jest nam dany duch pobożności, abyśmy patrzyli na tego, którego przebili... Prorok Joel również prorokował o tym wylaniu Ducha w ostatnich czasach:

"I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starcy wasi będą śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia. Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach. I uczynię znaki na niebie i na ziemi: krew i ogień, i słupy dymne. Słońce zmieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim przyjdzie dzień Pański, dzień wielki i straszny. Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony, bo na górze Syjon [i w Jeruzalem] będzie wybawienie, jak przepowiedział Pan, i wśród ocalałych będą ci, których wezwał Pan. (Jl 3, 1-5; por. Dz 2, 16-21)".

To, że tu jesteśmy jest wypełnieniem tego proroctwa. Żyjemy w czasach ostatecznych. Został nam dany duch pobożności. Tu jest nasza góra Syjon, kto wezwie imienia Pana wobec Ukrzyżowanego będzie zbawiony. Potwierdzeniem tego, że żyjemy w czasach, gdy spełnia się to proroctwo są też znaki na słońcu i księżycu. We wtorek w Stanach przez 75 minut obserwowano zaćmienie księżyca, który przybrał krwisty wygląd. Zdjęcia można obejrzeć w portalu wiadomości BBC. „Słońce zmieni się w ciemność, a księżyc w krew, zanim przyjdzie dzień Pański”. (BBC News:'Blood moon' eclipse seen over Americas)

Nasza adoracja Krzyża niech będzie aktem wiary w zbawczą moc cierpień Chrystusa bardziej niż wzruszeniem z ich powodu. Przyjrzyjmy się chwilę jednemu z tak licznych cierpień i upokorzeń, które zniósł. Gdy Chrystus odpowiedział w czasie przesłuchania Arcykapłanowi, jeden ze sług obok stojących spoliczkował Jezusa, mówiąc: „Tak odpowiadasz arcykapłanowi?” Odrzekł mu Jezus: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,22-23)

„Tak odpowiadasz Arcykapłanowi..?”. Moglibyśmy powiedzieć do tego sługi – „tak bronisz brutalnie godności Arcykapłana...?”. Co jak co, ale Jezusa nie możemy podejrzewać o znieważanie dostojnika. Jednak sługa Arcykapłana był o tym przekonany... Możemy tylko powiedzieć, że w tym świecie bywają fałszywe sposoby bronienia godności człowieka, które są faktycznie przemocą wobec niewinnych. Przykładem może być niedawny przypadek usunięcia z pracy jednego z szefów Mozilli Brendana Eicha za popieranie poglądu, że małżeństwo to mąż i żona. Jezus przyjmuje z miłością do atakujących go. Wie że cierpienie zadane przez nich będzie miało dla dla nich zbawienne skutki. Jako uczniowie Jezusa jesteśmy wezwani pójść w Jego ślady. Zamiast chwytać za karabin, jak rewolucjoniści, przyjmujemy ten krzyż.

I jeszcze Nikodem. Jego pojawienie się przy pogrzebie Jezusa, opisane przy końcu dzisiejszej Ewangelii ma szczególną wymowę. Na początku Ewangelii Jana jest on ukazany jako ten, który nie rozumiał nowego życia płynącego z Jezusowej Męki i Zmartwychwstania:

"Nikodem powiedział do Niego: Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się? Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. (J 3,4)

Dzisiejsza Ewangelia mówi:
"Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego ciało.  Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy, i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania" (J 19,38-40).

Obecność Nikodema przy obrzędach pogrzebu Jezusa jest świadectwem jego wiary, że oto dokonuje się to, o czym mówił mu Zbawiciel tamtej nocy. Oczami wiary, namaszczając wonnościami niepodddające się zepsuciu Ciało Jezusa, wpatrywał się w przyszłe życie, które zajaśnieje wraz ze zmartwychwstaniem:

Pragnę na koniec przytoczyć fragment prawosławnego hymnu, będącego medytacją dzisiejszej Ewangelii:

Ciebie przyodzianego światłem jak płaszczem
zdjął z Drzewa Józef z Nikodemem,
A widząc martwego, obnażonego, niepochowanego,
zapłaczmy serdecznie, wołając słowami:

(...)

Jaki pogrzeb Tobie Boże mój [zgotuję],
lub w jaki całun zawinę?
Jakimi rękami dotknę się
Twego ciała niepoddającego się zepsuciu?
Albo jakie pieśni zaśpiewam
na Twoje odejście, O Szczodry...

(zob. Tebe odejuszczagosja)

Adorujmy Ciało Ukrzyżowanego Pana razem z Nikodemem i wszystkimi chrześcijanami na całym świecie, którzy oczami wiary widzą nowe życie w martwym, ukrzyżowanym Ciele Pana. Czas się wypełnił, naracajcie się, bliskie jest już Królestwo niebieskie (por. Mk 1,14). Krzyż otwiera nam bramy Królestwa.

* * *


Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego 2014 r., kaplica ss. urszulanek we Wrocławiu.

Św. Paweł mówi, że jeśli umarli nie zmartwychwstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał, a jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara (por. 1 Kor 15,13n). Zmartwychwstanie jest więc treścią zasadniczą wiary chrześcijańskiej.

Jeżeli Duch Święty jest konieczny, by patrzeć się z wiarą na Ukrzyżowanego, by nie koncentrować się na czysto ludzkim wymiarze cierpień Chrystusa, lecz na tym, że w Krzyżu przełamane zostaje żądło śmierci i grzechu. Tak samo konieczny jest Duch Święty, „w tych ostatnich dniach wylany na wszelkie ciało” (por Dz 2,17), by wierzyć w zmartwychwstanie. Nie chodzi o czysto ludzką wiarę w to, że po prostu coś takiego się wydarzyło. Duch Święty pozwala, by wierząc w zmartwychwstanie wyznawać, że Chrystus powstawszy z martwych w ciele przemienionym, niepodlegającym już cierpieniom, jest Panem i Zbawicielem. Wiara w zmartwychwstanie sprawia, że zmartwychwstanie zaczyna działać w nas. Sami stajemy się Ciałem zmartwychwstałego! Stąd św. Paweł może powiedzieć o chrześcijanach, że zmartwychwstali z Chrystusem... "Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych..." (Kol 2,1).

Dzięki wierze zmartwychwstanie oczyszcza nas z grzechów. Wiara w zmartwychwstanie sprawia, że działa ono także na nasze fizyczne ciała i emocje. Ludzie, którzy cierpią na depresję, gdyż nie mogą sprostać życiu w tym świecie noszącym przekleństwo grzechu pierworodnego (Por. Rdz 3,17-19; Rz 8, 22-23), wychodzą z niej. Zdarza się też, że osoby chore na raka w ostatnim stadium w dziwny sposób zachowane są od bólu, który normalnie występuje... Spotkałem osobiście dwie takie chore osoby.

Wiara w zmartwychwstałego przynosi zbawienie, bo za darmo, bez rozliczania z grzechów, wskrzesza nas z naszej śmierci, którą te grzechy przyniosły. Wiara w zmartwychwstanie jest więc spotkaniem w miłosierdziu Bożym. Ta wiara usprawiedliwia, a z niej rodzą się uczynki, bez których nie można się zbawić. Bo wiara bez uczynków jest próżna, nawet demony wierzą i drżą (Jk 2,18-19).

Niestety tak wiele osób nie wierzy w zmartwychwstanie. Według badań duża grupa katolików w Polsce nie wierzy w ogóle w życie wieczne. Jeszcze większa – według tego, co usłyszałem w osobistych rozmowach – nie wierzy, że zmartwychwstanie oddziałuje duchowo na osobę. Po prostu nie wiedzą o tym, więc też nie mogą wierzyć. Bo jak można wierzyć w coś, o czym się nawet nie słyszało? Zamiast tego wierzy się w ludzkie siły moralne. Ludzie, zwłaszcza mężczyźni, często wierzą w siebie, w swoje siły, w swoją zdolność do poprawy. Nie w zmartwychwstanie Chrystusa działające w nich.

Nic dziwnego, skoro w pedagogice wiary Kościoła w okresie przed Soborem (1963-1965) prawda o zmartwychwstaniu nie była zbyt wyeksponowana. Na przykład nie jest ona wyraźnie wymieniona w tzw. Głównych prawdach wiary. Spróbujcie znaleźć wzmiankę o zmartwychwstaniu w poniższym zestawieniu:

1. Jest jeden Bóg.
2. Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze.
3. Są trzy Osoby Boskie: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.
4. Syn Boży stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.
5. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.
6. Łaska Boska jest do zbawienia koniecznie potrzebna.

Czyżby zmartwychwstanie nie było główną prawdą wiary? Gdy się uważnie przyjrzymy tej liście, będziemy jednak w stanie dostrzec pośrednie odniesienie do zmartwychwstania. Zostało ono ukryte w ostatnim, szóstym punkcie. Bo przecież „Łaska Boska ... do zbawienia koniecznie potrzebna” to nie co innego niż Życie zmartwychwstałego udzielane przez wiarę... Niewielu jednak katolików skojarzy łaskę Boską ze Zmartwychwstałym Chrystusem... Lista ta jest pewnym zapisem wiedzy intelektualnej na temat „wiary katolickiej” (doktryna) bardziej, niż głoszeniem, wzywaniem do mawrócenia i przyjęcia łaski zbawienia przez wiarę (wyznanie).

Brak tu kerygmatycznego odniesienia do Zmartwychwstania, które znajduje się w tradycyjnych, patrystycznych wyznaniach wiary. Ujęte jest w Credo Apostolskim: „trzeciego dnia zmartwychwstał”, także w Nicejsko-konstantynopolitańskim: „I zmartwychwstał trzeciego dnia, jak oznajmia Pismo”.

Gdy celebrujemy Eucharystię Wielkanocną z wiarą daną nam przez Ducha Świętego, sami stajemy się zmartwychwstaniem. Stajemy się Ciałem Chrystusa zmartwychwstałego... Składając paschalną ofiarę chwały, Baranka paschalnego, Jezusa Chrystusa, sami także włączamy się w tę ofiarę. Stajemy się ofiarą paschalną dla Boga... oby ta ofiara realizowała się w naszym codziennym życiu.

Krzysztof op