Pełnia modlitwy
Jacek Woroniecki OP



SZTUKA MODLITWY
Duch modlitwy

"Chodź przede Mną i bądź doskonały, a uczynię przymierze moje między Mną a tobą."
Rdz 17, 1


Te wypowiedziane do Abrahama słowa Boże wskazują na związek między modlitwą a życiem. Jest on podstawą naszego związku z Bogiem: Bóg z tym tylko zawiera przymierze na stałe, kto chodzi przed Nim, to znaczy, kto stara się myślą i modlitwą żyć wciąż w Jego obecności i doskonale wypełniać Jego przykazania. Wówczas te dwa składniki doskonałości chrześcijańskiej coraz bardziej przenikają się nawzajem, coraz bardziej stają się czymś jednym. Modlitwa, w miarę jak nas trzyma przed Majestatem Bożym, przejmuje nas też coraz większą czcią dla Mądrości i Świętości Boga, której przykazania są wyrazem, i przez to zachęca do coraz wierniejszego ich zachowania. Ale i odwrotnie: życie doskonałe, wedle przykazań, usuwa przeszkody modlitwy i sprawia, że coraz łatwiej wznosi się ona do Boga, coraz bardziej rządzi całym naszym postępowaniem. Schodzą się one, modlitwa i życie, w tym, że są pełnieniem woli Bożej i to im daje całą ich wartość, bo i dla nas, podobnie jak i dla Jezusa, jedynym prawdziwym pokarmem duszy, zdolnym ją nasycić, jest pełnienie woli Tego, który nas posłał na ten świat, abyśmy wykonali Jego dzieło (por. J 4, 34).

Modlitwa, gdy dusza jest jej przez dłuższy czas wierna, winna w niej zrodzić to, co można nazwać duchem modlitwy, przez co rozumie się wewnętrzny nastrój, dzięki któremu człowiek łatwo i sprawnie przechodzi od każdej innej czynności do modlitwy. Ledwo myśl jego opuści zajęcie, któremu się dotąd oddawała, nie błąka się, nie szuka rozrywki, ale wnet z całą swobodą zwraca się do Boga, jak ten balonik, który gdy przeciąć nitkę trzymającą go na uwięzi, od razu samorzutnie wznosi się do nieba. Duch modlitwy nie jest przeto niczym innym, jak tą sprawnością zwracania się w duchu do Boga w myśl słów Zbawiciela: gdzie skarb twój, tam i serce twoje (Mt 6, 21). Źródłem jego jest więc głęboka miłość Boga, gorliwość o Jego chwałę i chęć przyczyniania się w każdej chwili do szerzenia jej na ziemi.

Można wskazać dwa praktyczne środki, które mogą pomóc w nabyciu ducha modlitwy. Po pierwsze, warto przyzwyczajać się do zaczynania każdej pracy od krótkiej modlitwy poświęcającej ją Panu Bogu. Po drugie, dobrze jest nauczyć się wykorzystywać na modlitwę te chwile wolne, których nigdy w ciągu dnia nie brak. I najbardziej zatrudnieni ludzie zawsze mają takie chwile przechodzenia od jednego zajęcia do drugiego lub z jednego miejsca na drugie, czekania na coś lub kogoś i jeśli nabiorą zwyczaju nie tracić tego czasu na marne, nie .pozwalać bujać myślom na wszystkie strony, ale zwracać je do Boga, to powoli powstanie w nich prawdziwa sprawność pod tym względem, którą właśnie nazywamy duchem modlitwy. Nawet we władzach zmysłowych pamięci i wyobraźni powstaną wówczas pewne stałe nawyki. Ale ponad tę sprawność przyrodzoną spłyną do duszy obfite sprawności nadprzyrodzone, z którymi Bóg czeka tylko na to; aby duszę, odpowiadającą tak chętnie Jego wezwaniom, złączyć z sobą coraz silniejszymi więzami. W ten sposób utrwala się w duszy pamięć na obecność Bożą, którą Pismo Święte nazywa chodzeniem przed Panem. Staje się ona potężną dźwignią na drodze świętości.

Nieraz warunki życia tak się złożą, że czasu specjalnie modlitwie poświęconego będzie w ciągu dnia mniej niż dawniej. Otóż tam gdzie duch modlitwy mocno jest w duszy ugruntowany, nie poniesie ona z tego powodu żadnej straty, bo dzięki niemu wszystko będzie dla niej modlitwą. Pośrodku najbardziej pochłaniających zajęć, nawet walk i zmagań, wciąż odzywać się będzie w niej gdzieś w głębi ta miłosna uwaga na Boga, w której jakeśmy widzieli, św. Jan od Krzyża upatruje główny czynnik kontemplacji i ona to będzie nadawała całej działalności, nawet zewnętrznej, jakiś wyższy ton nadprzyrodzony.

O św. Franciszku Salezym opowiadają, że w ostatnich latach życia tak był porwany przez pracę apostolską, w szczególności przez kierowanie duszami, że zmuszało go to do poświęcenia modlitwie mniejszej ilości czasu niż dawniej. Zapytany o to przez kogoś, komu to się wydawało dziwnym, odpowiedział, że teraz wszystko jest dla niego modlitwą.

Podkreślmy jednak i to, że cały ten wysiłek, aby chodzić przed Panem, nie inną powinien iść drogą do Boga, jak tylko przez Chrystusa. On dla nas jest drogą, prawdą, i życiem (J 14, 6). Toteż i Kościół, chcąc w nas utrwalić to przekonanie, że innej drogi do Boga nie mamy, wszystkie swe oficjalne modlitwy kończy tymi słowami: Przez Chrystusa, Pana naszego. Wszak , jednym z celów wcielenia było zbliżyć nam Boga i ułatwić obcowanie z Nim. Dla istot złożonych z duszy i ciała utrzymywać stały stosunek z Bogiem, który jest czystym duchem, niemałą stanowi trudność; one wszystkie swe procesy myślowe zmuszone są opierać na wyobrażeniach czerpanych z otaczającego ich świata, który świadczy wprawdzie o istnieniu Boga, ale bardzo dalekie i niedokładne daje o Nim pojęcie. Jakże ułatwia nam ten stosunek z Bogiem postać Chrystusa, który będąc sam Bogiem współistotnym Ojcu, przyjął na siebie naszą naturę ludzką, złożoną z duszy i ciała, przez co stał się widoczny naszym oczom i bliski naszemu sercu ludzkiemu. Mówi o tym prefacja Bożego Narodzenia: Albowiem przez tajemnicę Wcielonego Słowa zajaśniał oczom naszej duszy nowy blask Twojej światłości: abyśmy, poznając Boga w widzialnej postaci, zostali przezeń porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych.

Widzieliśmy powyżej, że wiedza i miłość Chrystusowa już od początków Jego ziemskiego bytowania obejmowała nas bez reszty i do dziś czuwa nad nami. Toteż winniśmy nieustannie się do Niego zwracać i żyć pod Jego okiem, tak jak żyjemy pod okiem Opatrzności, której On jest dla nas narzędziem zbawienia. Myśl na obecność Bożą winna więc w naszych sercach łączyć się z myślą o nieustającej nigdy opiece Chrystusa Pana nad nami, przenikającej do najdrobniejszych szczegółów naszego życia i wiążącej nas z Nim w żywy organizm mistyczny, święty Kościół katolicki.

Zejdźmy teraz z tych wyżyn i przyjrzyjmy się niektórym praktykom modlitewnym, które w szczególny sposób mogą się przyczynić do wychowania w nas tego ducha modlitwy, mającego nas utrzymać w ciągłej łączności z Chrystusem. Nie idzie nam tu o podstawowe nabożeństwa z Najświętszą Ofiarą na czele, o których jużeśmy osobno mówili, ale o inne, dodatkowe, które z biegiem wieków geniusz religijny świata chrześcijańskiego wysunął na pierwszy plan. Mam tu przede wszystkim na myśli Różaniec Najświętszej Maryi Panny i Drogę Krzyżową.

Że w okresie zobojętnienia wiary panowało wielkie uprzedzenie do różańca, nikogo nie powinno dziwić. Widziano w nim tylko składnik jego materialny, tj. paciorki, które palce przesuwają i zdrowaśki, które wymawiają usta, a nie dostrzegano czynnika duchowego, który wszystko ożywia, tj. tajemnic życia, śmierci i zmartwychwstania Zbawiciela. One to mają naszą myśl i serce regularnie karmić rozważaniem Jego życia i przez to wytworzyć w nich zespoły wyobraźni i myśli, które by się stale w duszy odzywały. (...) Tym się też tłumaczy, że to nabożeństwo, którego początki sięgają średniowiecza, z biegiem wieków coraz bardziej się rozpowszechniło i dziś wysunęło się na czoło wszystkich dodatkowych nabożeństw chrześcijańskich.

Gdy zastosujemy do niego wszystko, co wyżej powiedzieliśmy o udziale duszy i ciała na modlitwie, o rozmyślaniu i kontemplacji, łatwo zrozumiemy, że paciorki i zdrowaśki są tu tylko niejako zewnętrzną oprawą, mającą służyć za oparcie rozważań tajemnic ewangelicznych. Zaś te ostatnie z początku rozważane drogą rozmyślania, z czasem, gdy się je dobrze już przeżuje, winny się stać przedmiotem prostej i cichej kontemplacji. Można być pewnym, że u wielu osób uprawiających regularnie to nabożeństwo, ma ono naprawdę już cechę modlitwy kontemplacyjnej: dusza wpatruje się w skupieniu w te podstawowe wydarzenia zbawcze, które nigdy nie przestaną jej zachwycać.

Odprawiany publicznie i uroczyście w naszych kościołach różaniec może nam jednak równie dobrze służyć jako prywatna modlitwa na każdą chwilę. Noszony w kieszeni może nam pomóc zająć naszą myśl modlitwą i skierować ją do Boga w ciągu tych tak licznych chwil straconych, kiedy umysł nasz nie ma się czym zająć. W ten sposób staje się różaniec bardzo cennym środkiem do nabycia tej umiejętności chodzenia przed Panem i trwania w Jego obecności.

To, co powiedzieliśmy o różańcu, odnosi się, choć w mniejszym nieco stopniu, i do drugiego umiłowanego przez wiernych nabożeństwa, do Drogi Krzyżowej. Stawia ona przed oczami naszej duszy to, co w różańcu jest treścią tylko jednej części, a nawet tylko dwóch ostatnich jego tajemnic, mianowicie mękę krzyżową i już nie w dwóch, ale w czternastu scenach rozwija jej główne zdarzenia, rozpoczynając od chwili, kiedy Zbawiciel zostaje skazany przez Piłata na śmierć. Moment to w życiu Zbawiciela najważniejszy, toteż nigdy myśl ludzka nie przestanie nim się zajmować i nigdy serce chrześcijanina nie nasyci się skarbami miłości, które stacje Drogi Krzyżowej w sobie zawierają. Również więc Droga Krzyżowa, jeśli się ją częściej odprawia, udziela duszy jakby jakiegoś głębszego rezonansu na wszystko, co się odnosi do Męki Chrystusa Pana. Człowiek staje się coraz czulszy na cierpienia Mistycznego Ciała Chrystusowego w otaczających go bliźnich, coraz bardziej gotowy swoją cząstką dopełnić, czego nie dostawa utrapieniom Chrystusowym. (...)

Tak więc duch modlitwy, w miarę jak przeniknie nasze życie, nada mu głęboką wewnętrzną jedność. Łączyć on nas będzie nieustannie z Bogiem i z ludźmi, a to przez Chrystusa, który w swej dwoistej naturze tak cudownie połączył z sobą to, co Boskie, z tym, co ludzkie. Stąd i nasza modlitwa, im bardziej nas będzie łączyć z Chrystusem, tym więcej nas będzie też jednoczyć z jednej strony z Bogiem Ojcem, którego On jest odblaskiem chwały i wyrazem istoty (Hbr 1, 3), a z drugiej i z bliźnimi, dla których przeznaczony został, aby był pierworodnym między wielu braćmi (Rz 8, 29).





Spis treści