Pełnia modlitwy
Jacek Woroniecki OP



SZTUKA MODLITWY
Modlitwa świętych na przykładzie modlitwy św. Dominika

"Chcę tedy, aby mężowie modlili się każdym miejscu, podnosząc czyste ręce, bez gniewu i sporów."
1 TM 2, 8


Najwyższym i niedoścignionym wzorem modlitwy jest sam Bóg-Człowiek, Chrystus Pan, a po Nim — Najświętsza Maryja Panna, która także swoim życiem modlitwy wyniesiona została ponad wszelkie stworzenie. Wskazawszy te najwyższe wzory modlitwy, chcielibyśmy teraz dać obraz jej rozwoju w duszach wielkich świętych Kościoła, z którymi pomimo wysokiej doskonałości, do jakiej doszli, łączy nas wspólność grzechu pierworodnego i wypływających zeń nędz i bied ludzkich. Ale tu kłopot niemały sprawia zagadnienie, co wybrać z tak obfitego materiału, bo przecież modlitwa jest ośrodkiem świętości i głównym jej źródłem ożywczym, toteż nie może jej nie być, tam gdzie jest świętość. Czy przebiec cały szereg postaci i wskazać właściwe każdej cechy modlitwy, czy też zatrzymać się nad jedną wybitniejszą osobistością i jej postarać się wykraść tajemnicę modlitwy świętych?

To drugie wydało mi się odpowiedniejszym i cóż dziwnego, że moja myśl zwróciła się do najdroższej mi postaci — św. Dominika, będącego w mym życiu zakonnym tym kamieniem, z którego sam zostałem wyciosany (por. Iz 51, 1). Przemawiała za tym zresztą jedna ciekawa okoliczność: oto wśród najbliższego otoczenia św. Dominika chęć wykradzenia mu tej tajemnicy modlitwy była bardzo żywa, jak o tym świadczą zeznania braci przed kanonizacją i najstarsze żywoty spisane przez najbliższych jego towarzyszów lub na zasadzie ich opowiadań.

Uderza to szczególnie w żywocie Świętego, pióra Teodoryka z Apoldy, którego ostatni rozdział jest pod tym względem niezmiernie ciekawy. Dowodzi on, że w samej rzeczy św. Dominik, gdy się modlitwie oddawał, był podpatrywany, prawie chciałoby się powiedzieć — szpiegowany przez braci tak gorąco pragnących przeniknąć wielką tajemnicę modlitwy świętych. Z podpatrywań tych powstał osobny rozdział — tak prosty i naiwny, a tak pouczający zarazem, że trudno się oprzeć pokusie, aby go niemal w całości nie przytoczyć. Dodajmy, że w rękopisie autora tekst był ilustrowany obrazkami mającymi na celu pokazać te różne postawy, jakie św. Dominik przybierał na modlitwie. Mamy tu opowiadanie naocznego świadka (jednego czy kilku) i ono najlepiej dopełni nasze teoretyczne rozważania nad tymi przejawami pełni modlitwy, kiedy całkowicie opanuje ona człowieka i przeniknie do głębi jego ducha.

Oto w swobodnym przekładzie główne ustępy tego ciekawego opowiadania noszącego tytuł: Dziewięć sposobów modlenia się używanych przez św. Dominika i dwa przykłady, które gdzie indziej zostały pominięte:

Ten sposób modlitwy, w którym dusza i ciało nawzajem się podniecają do pobożności, nieraz doprowadzał św. Dominika do łez i taką gorliwość wzbudzał w jego woli, że nie sposób było modlitwy utrzymać w granicach ducha, ale przenikała ona na zewnątrz i przejawiała się w rozmaity sposób w ruchach i postaci ciała. Napięcie rozmodlonego umysłu pociągało i ciało do próśb, błagań i dziękczynień.

Poza zwykłymi sposobami modlitwy, tj. poza mszą świętą i śpiewem Psalmów czy to w chórze w czasie oficjum, czy to w drodze, które to praktyki św. Dominik odprawiał z największą pobożnością i w czasie których nieraz wychodził z siebie i zdało się, że z Bogiem i aniołami rozmawia, miał on jeszcze następujące sposoby modlenia się:

Najpierw pochylał się pokornie przed ołtarzem; jakby Chrystus, którego ołtarz przedstawia, był tam nie tylko wyobrażony, ale rzeczywiście i osobiście obecny i czynił to w myśl słów Eklezjastyka Modlitwa korzącego się przeniknie obłoki (Syr 35, 17). Nieraz przypominał braciom, czy to powiedzenie Judyty, że modlitwa pokornych i cichych zawsze się Panu podobała (por. Jdt 9, 11n), czy to, że pokorą zdobyła niewiasta kananejska to, o co prosiła, podobnie jak i syn marnotrawny. Mawiał też wtedy nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój (Mt 8, 8) lub też: Uniżaj bardzo, Panie, ducha mego (Syr 7, 17), albowiem całkowicie upokorzony jestem przed tobą, o Panie (Ps 119, 107). W ten sposób stojąc przed Chrystusem, Święty skłaniał przed Nim głowę oraz całą postać swoją i w rozważaniu swego poddaństwa i doskonałości Chrystusowej cały rozpływał się w czołobitności przed Nim. I uczył braci, aby to czynili za każdym razem, kiedy przechodzić będą przed wizerunkiem krzyża, na to, aby Chrystus, który tak bardzo się upokorzył dla nas, widział też nas często upokarzających się przed Jego Majestatem. Tak samo powiedział braciom, aby się upokarzali przed całą Trójcą Świętą, pochylając głowę przy wymawianiu ŤChwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemuť. Od tej postawy głębokiego pochylenia, jak to jest przedstawione na obrazku, zaczynał zawsze św. Dominik swe modlitwy.

Modlił się też często, leżąc krzyżem na ziemi i kruszył się i kajał sam w sobie, mówiąc tak głośno, iż można było go słyszeć, te słowa Ewangelii: Panie, bądź miłości mnie grzesznemu (Łk 18, 13). Z wielkim też przejęciem i głębokim wstydem powtarzał wtedy słowa Dawida Jam jest, który zgrzeszył, jam, jest, który źle uczynił (1 Kr 21, 17). I płakał a łkał mocno, po czym znowu mówił: Panie, nie jestem godzien oglądać wysokości nieba z powodu tak ciężkich nieprawości moich, gdyż przebudziłem gniew Twój i zło przed Twym obliczem uczyniłem. Zaś z Psalmu, rozpoczynającego się od słów: Boże, słyszeliśmy na własne uszy, z wielką mocą i przejęciem wymawiał te słowa: Bo aż w proch pochyliła się dusza moja, a żywot mój przylgnął do ziemi (Ps 43, 26), albo też Pochyliła się aż do ziemi dusza moja, ale ty ożyw mnie według słowa twego (Ps 119, 25.

Albo też stojąc przed ołtarzem, albo w kapitularzu przed krzyżem wzrok swój w nim zatapiał i raz po raz uginał kolana, czasem i do stu razy. Nieraz nawet od komplety do północy spędzał czas na modlitwie, już to wstając, już to klękając na wzór św. Jakuba Apostoła lub na wzór tego trędowatego z Ewangelii, który padłszy na kolana wołał: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8, 2), lub wreszcie na wzór św. Szczepana modlącego się na kolanach wielkim głosem: Panie, nie poczytuj im tego grzechu (Dz 7, 60). I powstała wtedy w Świętym Ojcu wielka ufność w miłosierdzie Boże i dla niego samego, i dla grzeszników, i dla nowicjuszów, których pragnął utrzymać w zakonie i których już posyłał do prac kaznodziejskich. I nie mógł nieraz powstrzymać głosu, tak iż bracia słyszeli, jak mówił Do Ciebie wołam ja, o Panie Boże mój, nie milczże na wołanie moje, abym gdy będziesz milczał na mój głos, nie stał się podobnym do zstępujących do grobu (Ps 27, 1).

Czasem zaś modlił się w duchu tak cicho, że nic zupełnie nie było słychać, i nieraz stał długo, trwał na klęczkach nieruchomy, jakby w zachwycie. Widać też nieraz było z wyrazu twarzy, że duch jego przeniknął niebo, bo oto twarz rozjaśniała się radością i łzy tryskały mu z oczu. I widać było, że czegoś gorąco pożąda, tak jak człowiek spragniony wody, gdy się zbliża do źródła, lub jak podróżnik, gdy już jest blisko swej ojczyzny. Wtedy zdawał się zmagać ze sobą i jakby nabierał mocy i szybko zaczynał się poruszać już to wstając, już to znowu klękając. Zachowywał jednak przy tym wielką godność ruchów. I tak już był przyzwyczajony do klęczącej postawy, że często w zajazdach w czasie podróży po trudach dnia czy nawet w drodze rad do niej powracał jako do najmilszego sposobu ofiarowywania swej służby Bogu. Zachęcał też do tego braci, więcej jednak przykładem niż słowem.

Zdarzało się także, że gdy święty Ojciec Dominik był w jakimś konwencie, stawał wyprostowany przed ołtarzem nie oparty o nic ani nawet nie dotykając się niczego i nieraz przy tym trzymał przed sobą dłonie, jakby coś przed Bogiem czytał z wielkim szacunkiem i pobożnością. Zdało się, że rozmyśla jakieś słowa Boże i że je sobie ze słodyczą powtarza. Przyjął zaś ten zwyczaj modlenia się zapewne za przykładem Zbawiciela, o którym pisze św. Łukasz (4, 16), że jak to miał we zwyczaju, wszedł w dzień szabatu do synagogi i wstał, aby czytać. Podobnie też i w Psalmie powiedziane jest Powstał Pinchas i zaczął się modlić, i ustała plaga (Ps 105, 30).

Niekiedy raptownie zamykał, klaszcząc, dłonie przed oczami lub też załamywał je. Kiedy indziej znowu rozkrzyżował ramiona, tak jak to kapłan czyni we mszy świętej, i zdało się, że całą uwagę natęża, aby usłyszeć coś, co ktoś do niego mówi. Gdy się go tak widziało stojącego w postawie wyprostowanej i zamodlonego, zdało się, że się ma przed sobą proroka rozmawiającego z aniołami albo z Bogiem, już to mówiącego coś, już to słuchającego, już rozmawiającego o tym, co mu zostało objawione. Kiedy w podróży przychodził czas modlitwy, św. Dominik stawał raptem i całym natężeniem umysłu zwracał się do nieba, i wkrótce można było usłyszeć, jak zaczynał cichutko coś mówić i z dziwną słodyczą wymawiał te lub inne słowa, wyjęte z samego rdzenia Pisma Świętego, zaczerpnięte ze źródeł Zbawiciela. Ten widok Ojca i nauczyciela na modlitwie — silnie działał na braci i nic nie mogło lepiej ich zachęcić do ciągłej i pełnej uszanowania modlitwy wedle tych słów Pisma Świętego: Oto jak oczy sług patrzą na ręce panów swoich, a oczy stużebnicy na ręce pani swojej (Ps 122, 2), jak to na obrazku widać. Mówił mi też ktoś, że na własne oczy widział, że święty Ojciec Dominik modlił się też czasami stojąc prosto, z rękoma rozłożonymi na kształt krzyża, z wielkim napięciem. W ten sposób modlił się, gdy Bóg na jego prośby wskrzesił młodego Napoleona w Rzymie, w kościele św. Sykstusa; najpierw uczynił to w zakrystii, potem w kościele w czasie odprawiania mszy świętej, kiedy widziano, jak się uniósł w górę nad ziemię. Opowiadała mi o tym zacna i świątobliwa siostra Cecylia, która była obecna i widziała to sama wraz z mnóstwem innych ludzi. Podobnie i Eliasz, gdy wskrzesił syna wdowy, rozciągnął się nad nim i jakby zmierzył się z nim. Tak samo modlił się św. Dominik, gdy w okolicach Tuluzy uratował pielgrzymów z Anglii od utonięcia w rzece. W ten sposób modlił się i Zbawiciel na krzyżu, mając ramiona i ręce silnie wyciągnięte z potężnym, wołaniem i łzami, toteż został wysłuchany dla swej uległości (Hbr 5, 7).

Nieraz św. Dominik się w ten sposób modlił, lecz tylko wtedy, gdy siłą modlitwy z natchnienia Bożego wiedział, że ma nastąpić coś wielkiego i niezwykłego. Nie zakazywał też braciom tak się modlić ani też ich do tego nie zachęcał. Gdy wskrzesił owego chłopca, modląc się w postawie stojącej z wyciągniętymi na kształt krzyża ramionami i rękoma, nie wiemy nawet, co mówił. Może mówił te słowa Eliasza: Panie, Boże mój, niech się wróci dusza dziecka tego do wnętrza jego (I Krl 17, 21), skoro już sposób modlenia się Eliasza naśladował. Ale ani bracia i siostry, ani kardynałowie, ani inni obecni przy cudzie, mając uwagę zajętą niezwykłym i dziwnym sposobem modlitwy, nie zapamiętali słów, które mówił. I nie wypadało później pytać się o to samego świętego i podziwu godnego Ojca, tym bardziej że zdarzenie to napełniło wszystkich wielką czcią i bojaźnią dla niego.

Słowa zaś Psałterza, które wzmiankują powyższy sposób modlenia się, św. Dominik wymawiał powoli z uwagą i z jakimś głębokim namaszczeniem i przejęciem: Panie, Boże zbawienia mego, wołam we dnie i w nocy jestem przed Tobą... wołam do Ciebie, o Panie, dniami całymi, wyciągam ku Tobie ręce moje. Czyż cuda czynić będziesz umarłym lub może lekarze wskrzeszą ich, by sławili Cię... (Ps 87, 2, 10-11). Albo też: Panie, wysłuchaj modlitwę moją, usłysz błagania mego dla wierności Twojej... Wyciągam ku Tobie ręce moje, dusza moja jako ziemia bez wody ma się ku Tobie (Ps 142, 6). Łatwo będzie teraz każdemu, kto się gorliwie modlitwie oddaje, pojąć naukę, jaka wypływa z tego sposobu modlenia się świętego Ojca i gdy zechce mocą modlitwy w cudowny sposób Boga pobudzić lub raczej gdy poczuje tajemnym natchnieniem, że go Bóg wspaniałomyślnie pobudza do błagania o jakąś cudowną łaskę, czy to dla siebie, czy to dla kogo innego, znajdzie wskazówki w nauce Dawida, w postępowaniu Eliasza, w miłości Chrystusa i w sposobie modlenia się św. Dominika, jak to na obrazku widać.

Poza tym można było nieraz widzieć św. Dominika jak na modlitwie stał wyprostowany na wzór strzały wypuszczonej z łuku w górę do nieba; ręce silnie wyciągnięte nad głową miał zbliżone do siebie i jakby nieco otwarte, tak jak gdyby miał coś w niebie otrzymać. I było ogólne przekonanie, że w takich chwilach szczególnie się w nim łaska wzmagała i że w zachwycie wypraszał wtedy u Boga dla zakonu, który do życia powołał, dary Ducha Świętego. Otrzymywał on wtedy dla siebie i dla braci i te radości, i słodycze związane z ośmiu błogosławieństwami, dzięki którym w najwyższym ubóstwie, w gorzkim płaczu, w ciężkim prześladowaniu, w wielkim głodzie i pragnieniu sprawiedliwości, i w nieukojonej litości każdy może czuć się szczęśliwym. Podobnie i zachowanie przykazań i rad ewangelicznych winno dla dusz Bogu oddanych być źródłem rozkoszy. Zdawało się w takich chwilach, jakoby św. Ojciec wchodził do Świętego Świętych lub porwany był do trzeciego nieba. Toteż po tego rodzaju modlitwie we wszystkim, co robił, czy to w upominaniu, czy w dyspensach, czy to w karaniu kierował się jakimś proroczym duchem, jak to przy cudach było już .wzmiankowane. Ale w tak podniosłym stanie modlitwy św. Ojciec długo nie trwał i powoli przychodził do siebie, jakby z daleka wracając, a sądząc po wyglądzie i sposobie bycia, zdał się pielgrzymem na tym świecie. Nieraz też bracia słyszeli, jak jasno i wyraźnie modlił się słowami Psalmu Króla Proroka: Wysłuchaj, Panie, głosu prośby mojej, gdy się modlę do Ciebie, gdy podnoszę ręce moje ku świętemu przybytkowi Twemu (Ps 27,2). Słowem i przykładem święty nasz Mistrz zachęcał też braci do modlitwy, mówiąc słowa Psalmu: Oto teraz błogosławcie Pana, wszyscy słudzy Pańscy (Ps 133,1). Lub też: Do Ciebie ja wołam, o Panie, wysłuchaj mnie i słuchaj, proszę, głosu mego, gdy wołać będę do Ciebie. Niech wzniesie się modlitwa. moja jako kadzidło przed oblicze Twoje, a wznoszenie rąk moich niech będzie, jako ofiara wieczorna (Ps 140, 1-2). O czym dla lepszego zrozumienia poucza obrazek.

Miał św. Ojciec Dominik jeszcze jeden sposób modlenia się, bardzo piękny, pobożny i miły: po odmówieniu godzin kanonicznych i po dziękczynieniu mającym miejsce na zakończenie posiłków, św. Ojciec, chociaż posilony skromnie, był już jakby namaszczony duchem modlitwy, zaczerpniętym ze słów natchnionych, które śpiewano w chórze i refektarzu: szybko udawał się na jakieś odosobnione miejsce w celi czy gdzie indziej, aby czytać i modlić się, skupiwszy się w sobie w obecności Bożej. Siadał wtedy spokojnie, otwierał przed sobą jakąś książkę i uczyniwszy znak krzyża św., czytał i odczuwał w duchu wielką słodycz, tak jakby samego Boga mówiącego słyszał, w myśl tych słów Psalmisty: Będę słuchał, co mi Pan Bóg powie, głosi On pokój ludowi swemu i świętym swoim, i tym, którzy z serca nawracają się do Niego (Ps 84, 9). I jakby z drugą jakąś osobą dyskutując, już to zdawało się z ruchów i wyrazu twarzy, że się niecierpliwi, już to że spokojnie słucha, co mu mówią, i dyskutuje, przeciwstawiając swoje zdanie, już to że uśmiecha się lub płacze, to znów wpatruje się w coś lub opuszcza oczy, albo zaczyna coś szeptem mówić i bije się w piersi.

Gdy ktoś przez ciekawość chciał się z ukrycia św. Dominikowi przyjrzeć, zdał mu się jako Mojżesz, który wszedł w głąb pustyni i zobaczył tam krzak gorejący, i usłyszał Boga mówiącego i zniżającego się do niego. Miał bowiem mąż Boży tę zwykłą prorokom łatwość przechodzenia raptem od czytania do modlitwy i od rozmyślania do kontemplacji. I gdy tak czytał w samotności, rad okazywał cześć książce, którą czytał, pochylał się przed nią i całował ją, szczególnie gdy był to rękopis Ewangelii lub gdy czytał słowa, które z ust Chrystusa wyszły. Czasem zaś, ukrywszy twarz w dłonie, odwracał się od książki i przykrywał sobie twarz kapturem i nieraz wtedy płakał pełen jakiegoś lęku i tęsknoty. Albo też jakby chciał podziękować komuś wyższemu od siebie za doznane dobrodziejstwa, podnosił się z lekka i kłaniał się z szacunkiem, a następnie już uciszony wewnętrznie i uspokojony, dalej czytał zaczętą książkę.

Te sposoby modlenia się św. Ojciec zachowywał nawet w podróży; wędrując z jednej miejscowości do drugiej, gdy znalazł się w jakimś ustroniu, wnet zaczynał bawić się modlitwą i kontemplacją. Nieraz też mawiał towarzyszom podróży: Oto napisane jest u Ozeasza: Zawiodę ją na pustynię i będę mówił do serca jej (2, 16). Toteż nieraz oddalał się od towarzysza podróży, i wyprzedzając go albo częściej pozostając w tyle i idąc osobno modlił się i chodził przed Panem, a rozmyślanie rozpalało ogień w jego sercu. Robił przy tym taki ruch ręką, jakby kurz lub muchy odgarniał przed twarzą, a także raz po raz czynił na sobie znak krzyża. Bracia zaś byli przekonani, że tymi sposobami modlitwy święty mąż zdobył i tę pełnię znajomości Pisma Świętego, i to przenikanie głębi objawienia Bożego, i tę moc odważnego, a gorącego nauczania kaznodziejskiego, i tę ukrytą poufność z Duchem Świętym, dającą mu znajomość rzeczy tajemnych.>





Spis treści