![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Jacek Woroniecki OP |
![]() |
SZTUKA MODLITWY
![]() Kontemplacja |
![]() |
"Przeto przynęcę ją, zawiodę ją na pustynię i będę
jej mówił do serca. "
Oz 2, 16 |
![]() |
Kto przeczytał poprzedni rozdział poświęcony rozmyślaniu,
powinien był dojść do przekonania, że zajmuje ono w życiu duchowym
chrześcijan bardzo ważne miejsce i że z rzadkimi wyjątkami każdy,
kto poważnie dąży do doskonałości i któremu warunki życia na to
pozwalają, winien przez tę elementarną szkołę życia duchowego
przejść.
|
![]() |
Ale teraz zjawia się pytanie, czy ma w niej długo pozostawać,
czy też winien raczej po jakimś czasie opuścić ją i przejść
do szkoły wyższego stopnia. Innymi słowy, czy to systematyczne
rozmyślanie, któreśmy dopiero co opisali, ma trwać przez całe
życie, czy też jest ono wstępem i przygotowaniem, które normalnie
prowadzi duszę do wyższych, prostszych form modlitwy.
|
![]() |
Otóż tak jest niewątpliwie. Rozmyślanie nie jest kresem
naszego życia duchowego, ale jest początkiem, i kto wiernie
mu się będzie przez jakiś czas oddawał, ten zacznie postępować
naprzód w umiejętności modlitwy, tak iż z czasem te ramki, które
ono mu zapewniało, aby ułatwić pierwsze kroki na tej drodze,
staną się zbyteczne.
|
![]() |
Zapewne, że są dusze, które się tak do ramek rozmyślania
przyzwyczajają, że nie mogą inaczej modlitwy myślnej
odprawiać. Należy je zostawić w spokoju i nie zmuszać do innych
form modlitwy, które im nie odpowiadają; sumienne, odbywane
przez całe życie rozmyślanie będzie dla nich potężnym czynnikiem
uświęcenia.
|
![]() |
Ale jakże błędnym i dalekim od tradycji chrześcijańskiej i
nauki wielkich jej mistrzów byłoby żądać tego od wszystkich dusz
i zatrzymywać je na tym pierwszym stopniu umiejętności modlitwy,
wtedy gdy dojrzały one już do tego, aby się wznieść wyżej. Są
ludzie, którzy tak słabo nauczyli się czytać, że całe życie
umieją tylko sylabizować i to wodząc palcem po liniach. Nikomu
jednak nie przyjdzie na myśl wszystkim radzić, aby tak czynili
i o większą sprawność w czytaniu się nie starali.
|
![]() |
Umiejętność modlenia się, podobnie jak każda umiejętność
ludzka, podlega rozwojowi i poznać warunki, przejawy
i prawa tego rozwoju jest dla życia duchowego sprawą
pierwszorzędnej doniosłości. Podobnie jak w każdej sprawności,
tak i w umiejętności modlitwy następuje, w miarę jej rozwoju,
uproszczenie. To co na początku wymagało namysłu i zastanowienia,
a więc pewnego dłuższego i krótszego rozumowania, teraz odbywa się
coraz bardziej samorzutnie, bo rozum nabrał już tej sprawności,
która mu pozwala zastąpić rozumowanie intuicją tego, co w danej
chwili trzeba zrobić. I na modlitwie rozumowanie coraz bardziej
zastępuje intuicja, jako prosty wgląd w tyle razy już przemyślane
prawdy i ciche zatrzymanie umysłu na nich. Na tym polega istotna
różnica między rozmyślaniem i kontemplacją; w pierwszym czynnik
intelektualny przejawia się w formie rozumowania, w drugiej -
w formie intuicji, czyli prostego wglądu w prawdy wiary. I
tak pierwsze, aby być modlitwą, winno być przeniknione ze
strony woli miłością, tak samo i kontemplacja winna być takim
miłosnym wglądem w to, co dla człowieka jest najbardziej miłości
godnym. Najpiękniejszą ilustracją tej nauki jest znana odpowiedź,
dana przez owego wieśniaka, gdy go św. Jan Vianney zapytywał,
co ma tak długo do mówienia Panu Jezusowi, gdy klęczy przed
Najświętszym Sakramentem: Ja na Niego spoglądam, a On na
mnie.
|
![]() |
Zdarzają się osoby, u których tego rodzaju modlitwa
kontemplacyjna zjawia się bardzo wcześnie, niemal od dzieciństwa
bez przygotowania przez dłuższy okres rozmyślania. Ma to miejsce
wtedy, gdy dusza od młodości przylgnęła do Boga, przejęła się
prawdami wiary słyszanymi w kościele i z nich uczyniła sobie
stały swój pokarm. Tak musiał dojść do modlitwy kontemplacyjnej
ów wieśniak z Ars. Zwykle jednak dzieje się inaczej i zapewne
większość osób, które dochodzą do modlitwy kontemplacyjnej,
przygotowały się do niej, ćwicząc się przez dłuższy czy też
krótszy czas w rozmyślaniu.
|
![]() |
Jak się odbywa to przejście i po czym poznać, że dusza już
dojrzała do tej wyższej formy modlitwy? Jest to bardzo ważne
zagadnienie, od którego zależy w wysokim stopniu normalny rozwój
życia duchowego. Z jednej strony nic tu nie wolno przyspieszać,
nic sztucznie wywoływać, co by zwolniło od bardziej nieraz
męczącego rozmyślania i wprowadzało do tego pewnego ukojenia,
jakie kontemplacja nieraz daje. Jakże łatwo można tu ulec ułudzie
marzycielstwa, które nic duszy nie da, a tylko cofnie ją w rozwoju
duchowym i wyrządzi wielką krzywdę, pozbawiając nabytej długim
wysiłkiem sprawności systematycznego rozmyślania. Roztropność
nadprzyrodzona wymaga nawet tu raczej pewnego opierania się
pociągowi do kontemplacji i poddania się jej dopiero wtedy,
gdy się oczywistym stanie, że naprawdę przyszedł na nią czas.
|
![]() |
Z drugiej strony byłoby bardzo szkodliwym wstrzymywać się
przed kontemplacją i zmuszać do rozmyślania, wtedy gdy dusza
jest już do niego niezdolna, bo dojrzała już do wyższej formy
modlitwy. Szczególnie szkodliwym byłoby to, gdyby wypływało
z błędnego przekonania, że rozmyślanie jest normalną formą
modlitwy, która ma trwać przez całe życie, a kontemplacja jest
łaską nadzwyczajną, do której nikt samowolnie pretendować
nie może. Zmuszać się do rozmyślania, gdy dusza dojrzała do
kontemplacji, to chcieć gryźć napój, który do tego się nie nadaje,
bo powinien być swobodnie przełykany.
|
![]() |
I tu, jak wszędzie, należy się kierować z jednej strony
tradycyjną nauką Kościoła, a z drugiej roztropnością, która
z właściwym sobie umiarem winna poznać, kiedy dusza już może
przejść od rozmyślania do kontemplacji. Dla kierowników dusz
posiadanie odnośnych wiadomości i nie mniej koniecznej od nich
roztropności, jest sprawą ogromnej doniosłości. Kto wie, czy nie
jest to pierwsze i najważniejsze zagadnienie, z którym winni się
oni dobrze zapoznać, jeśli chcą naprawdę w duchu nadprzyrodzonym
prowadzić dusze do Boga.
|
![]() |
Otóż zarówno im, jak i duszom praktykującym stale modlitwę
myślną, ogromną usługę oddaje tu prosta i jasna doktryna św. Jana
od Krzyża. Gdyby to jedno tylko nam zostało z jego nauki, już
byłby sobie zasłużył na tytuł Doktora Kościoła. Znajdziemy ją w
jego Drodze na Górę Karmel, gdzie w księdze drugiej poświęca on
trzy rozdziały (11, 12 i 13) metodzie, za pomocą której można
poznać to dojrzewanie duszy do modlitwy kontemplacyjnej. Nauka
świętego Doktora Karmelu sprowadza się do trzech znaków i gdy
się nad nimi zastanowimy, łatwo się przekonamy, że dadzą się one
sprowadzić do najprostszych danych zdrowego rozsądku. To jest
właśnie cechą geniuszy, że tam gdzie inni szukają skomplikowanych
rozwiązań, oni je znajdują w najprostszych danych codziennego
życia.
|
![]() |
Św. Jan zaczyna od tego, że bardzo jasno i wyraźnie ostrzega
zarówno przed zbyt pochopnym opuszczaniem rozmyślania, nim
przyjdzie na to właściwa chwila, jak i przed upieraniem się przy
nim wtedy, kiedy już czas jest, aby przejść do kontemplacji.
|
![]() |
Aby nie wywołać zamieszania — pisze on — wypadnie
w niniejszym rozdziale dać poznać, w jakiej chwili i w jakich
warunkach ma człowiek prowadzący życie duchowe zaniechać
rozmyślania dyskursywnego za pomocą wyobrażeń, form i figur, a to
dlatego że nie należy tego czynić ani wcześniej, ani później, niż
na to rozwój duchowy pozwala. Jak bowiem w pewnym momencie należy
się od tych form oswobodzić, aby iść do Boga, w czym mogłyby być
przeszkodą, tak samo koniecznym jest nie opuszczać pomienionego
rozmyślania przed czasem, aby się nie cofnąć wstecz.
|
![]() |
Po tym wstępie wymienia św. Jan po kolei owe trzy znaki, po
których można poznać, czy naprawdę ten moment w życiu duchowym
przyszedł.
|
![]() |
Pierwszym z nich jest sam fakt, że dla osoby, która dotąd
regularnie uprawia rozmyślanie, z czasem staje się ono coraz
bardziej uciążliwe, a nawet czymś ponad siły. Tłumaczy się to tym
- jak wyjaśnia św. Jan od Krzyża — że dusza wyczerpała już
niejako wszelkie dobro duchowe, które mogło znaleźć w rzeczach
Bożych drogą medytacji i rozmyślania, czego wskazówką jest
niepodobieństwo rozmyślania jak dawniej i niemożność znalezienia
w nim znowu smaku i upodobania jak wówczas, gdy nie znała jeszcze
ducha, a tamto miało dla niej jego znaczenie.
|
![]() |
Ale ten znak nie może wystarczyć i kto by się tylko na nim
opierał, mógłby łatwo być w błąd wprowadzony. Fakt, że rozmyślanie
dawniej z łatwością uprawiane, teraz staje się uciążliwe, może
mieć i inne przyczyny, toteż należy teraz wykazać, że to nie
one tu działają. Do tego służą właśnie dwa następne znaki.
|
![]() |
Drugim znakiem jest brak pociągu do rzeczy doczesnych, które
gdy do nich przylgnąć, stają się wielką przeszkodą w modlitwie
myślnej. W samej rzeczy niejeden, który z początku wiernie ją
uprawiał, z czasem w niej ostygł, bo coraz większe przywiązanie
do świata i jego spraw, stopniowo go od niej odciągało. W tych
warunkach rozmyślanie stawało się dla niego coraz uciążliwsze,
bo zmniejszyło się zainteresowanie prawdami, które go dawniej tak
pociągały, ż pod wpływem miłości do rzeczy doczesnych przygasła
miłość do rzeczy wiecznych. O ile bowiem — czytamy w Drodze
na Górę Karmel — owa niemożność posilenia wyobraźni i uczucia
rzeczami Bożymi pochodzi z roztargnienia i oziębłości, człowiek
natychmiast znajduje przyjemność i smak w przywiązaniu się do
rzeczy odmiennych oraz powód do odchodzenia od tamtych.
|
![]() |
Jeśli jednak z coraz większą niemożnością rozmyślania, tak jak
się to dawniej robiło, nie łączy się żadne wzmożone przywiązanie
do czegoś innego, doczesnego, to mamy w tym znak, że gdzie indziej
należy szukać jej wytłumaczenia. To nam daje znak trzeci.
|
![]() |
Nie wystarczy — pisze św. Doktor Karmelu — spostrzec
w sobie dwa te pierwsze znaki, jeśli brak jeszcze trzeciego. Bo
choćby się zauważyło, że niepodobna rozpamiętywać i myśleć
o rzeczach Bożych przy równoczesnym braku przyjemności w
myśleniu o czymś innym, mogłoby to pochodzić z melancholii lub
innego chorobliwego usposobienia, wynikającego z mózgu czy
z serca. Zwykło ono powodować pewne ukojenie i zawieszenie
czynności zmysłowych i sprawiać, że się o niczym nie myśli
i niczego nie pragnie ani że się nie znajduje przyjemności
w myśleniu o czymkolwiek, a tylko w pozostawaniu w miłym
odrętwieniu. Przeciwko temu posiadać się powinno znak trzeci,
to jest świadomość i miłosne napięcie uwagi, dające duszy spokój,
jakeśmy to wyżej powiedzieli.
|
![]() |
Temu trzeciemu znakowi św. Jan najwięcej miejsca poświęca,
bo on jest tu decydujący; nie tylko bowiem wyklucza przyczynę,
która ze strony ciała mogłaby wpływać hamująco na modlitwę myślną,
ale wskazuje jednocześnie i przyczynę istotną tego stanu, a
mianowicie ciche napięcie uwagi do rzeczy Bożych, które tyle razy
już przemyślane, nie wymagają dalszych rozważań, ale przywiązują
duszę do siebie i wywołują w niej głęboką radość wewnętrzną.
|
![]() |
Trzeci znak jest najtrudniejszy do spostrzeżenia, gdyż
początkowo trudno zdać sobie sprawę z tej miłosnej świadomości,
jest ona bowiem w swych pierwszych przejawach bardzo subtelna,
niedostrzegalna. Dusza przyzwyczajona do innego zachowania
się na rozmyślaniu, które się całkowicie opiera na zmysłach,
nie odczuwa tej niezmysłowej nowości, która jest czysto
duchowa, tym bardziej jeśli nie rozumiejąc, o co tu chodzi,
nie zadowala się nią i stara się o tamte wrażenia, bardziej o
zmysły oparte. Zdaje się jej, że nic nie robi i czas marnuje,
tymczasem jest ona w tym trwaniu w miłosnej uwadze na Boga bardzo
czynna. Niższe władze zmysłowe milkną, to prawda, milknie nawet
rozum w swej hałaśliwej czynności dyskursywnego rozumowania,
ale tym bardziej natęża się on w swej znacznie głębszej i
cichszej czynności intuicyjnej i ona to ułatwia woli oddanie
się przedmiotowi swego umiłowania. Na pozór stan ten wydaje
się bezczynnością, a w głębi jest bardzo intensywnym czynem,
co już tak pięknie w średniowieczu wyrażano słowami: Spirituale
otium non est otium sed negotium ("Odpoczynek duchowy nie jest
próżnowaniem, ale pracą"). Trwać w ukojeniu kontemplacji, to
nie próżnować lub odpoczywać, ale działać i pracować.
|
![]() |
Trzy znaki św. Jana sprowadzają się przeto do przeglądu
trzech czynników, które mogą na naszą duszę działać. Bo na
duszę działa, po pierwsze, świat, który nas otacza i nieraz zbyt
silnie do siebie pociąga; po wtóre, ciało, które jest istotnym
składnikiem naszej natury ludzkiej i nieraz silnie ją hamuje w
jej działalności duchowej; i wreszcie, Bóg, zamieszkujący ją przez
łaskę. Innej przyczyny, tłumaczącej niemożność prowadzenia nadal
rozmyślania, nie ma i być nie może, toteż gdy się dwie pierwsze
wykluczy, pozostaje trzecia. Jeśli nie świat przeszkadza duszy
w prowadzeniu systematycznego rozmyślania ani też nie ciało,
to znaczy, że czyni to sam Bóg, a czyni dlatego tylko, że żąda
od duszy czegoś więcej niż dotąd i uważa, że stać ją już na to,
aby Go chwaliła w sposób bardziej doskonały, cichszy, prostszy
i bardziej duchowy. Dotąd musiała ona sporo czasu tracić na
przenikanie do wnętrza prawd Bożych przez ich ziemskie powłoki
i skorupy; teraz, gdy się już nauczyła, jak dochodzić do samego
ich jądra, cała tamta praca stała się zbyteczna i może w ciszy
i spokoju spożywać te dary Boże.
|
![]() |
Nie idzie zatem bynajmniej o to, aby kontemplacja już raz na
zawsze wykluczała rozmyślanie. I tu św. Jan bardzo mądrze poucza,
że nieraz przyjdzie ona tylko na chwilę w czasie rozmyślania
i wtedy bynajmniej nie należy się przymuszać do rozważań,
ale poddać się temu ukojeniu, jakie duszę nawiedza. Gdy zaś
ono minie i możność rozmyślania wróci, należy znowu się do
niego zabrać. Tak bywa zwykle w początkowych fazach, gdy
w duszy zaczyna się dokonywać proces upraszczania modlitwy
myślnej. Ale i później, gdy już postąpi naprzód na tej drodze,
nim się jeszcze utrwali w umiejętności takiego skupiania się w
kontemplacji Boga, winna będzie nieraz powrócić do rozmyślania i
pomagać sobie nim, aby wejść w stan kontemplacji. Winna ona to
czynić jednak uciszając władze duszy, a nie podniecając je do
niepotrzebnej działalności. Winna się ona kontentować ogólnymi
tylko myślami o Bogu, a nie robić wysiłków, aby je sprecyzować
i nadać im wyraźniejsze formy. Czyha na nią w tym momencie to,
co można by nazwać pokusą racjonalizmu, ta chęć ścisłego i jasnego
określenia tego, co jest w myśli, a tymczasem Bóg się od niej tego
nie spodziewa, a raczej tego, aby poprzez te bardziej ogólnikowe
myśli o Nim, wyrywała się do Niego i trwała przy Nim miłością.
|
![]() |
Widzimy tedy, że to przejście od rozmyślania do kontemplacji
nie odbywa się raptownie, ale stopniowo, i że jak uczy św. Jan,
zanim dusza utrwali się w umiejętności kontemplacji, co jest
przymiotem tych, którzy postąpili w życiu duchowym, powinna
ona używać już to jednego, już to drugiego sposobu modlenia
się.
|
![]() |
Nie będziemy tu dalej rozwijać nauki o rozkwicie modlitwy
kontemplacyjnej w duszy. Boć to, cośmy tu opisali. to tylko
początek pogłębienia życia duchowego. Tam gdzie kontemplacja
spotka w duszy wielką wierność wymaganiom Bożym, będzie ona się
wciąż rozwijać, z jednej strony upraszczając się, a z drugiej
przenikając coraz głębiej do tajników duszy, aby ją oświecić i
oczyścić. Ten rozwój próbowano też dokładniej zbadać i ująć w
pewne prawa, aby łatwiej było rozeznać się w bogactwach życia
duchowego. Nieocenione zasługi położyła w tej dziedzinie
św. Teresa z Awilli i chociaż cała ta systematyka modlitwy
kontemplacyjnej nie może mieć pretensji do czegoś koniecznego,
niezmiennego, znajdującego zastosowanie wszędzie i zawsze,
niemniej jest ona bardzo cenna, jako oparta na doświadczeniu
najświętszych dusz; w których łaska Boża doszła do najwyższego
rozkwitu.
|
![]() |
W ramach naszej książeczki, która ma na celu dać poznać ogólną
naukę o modlitwie, uznaliśmy za konieczne dokładniej omówić
tylko te pierwsze początki kontemplacji, czyli to przejście
od rozmyślania do wyższej formy modlitwy, w której rozum mniej
rozważa, a wola więcej kocha. Wiadomości te są bardzo potrzebne,
bo wiele osób — więcej może niż ogół mniema dochodzi w swym życiu
duchowym do tego momentu, kiedy rozmyślanie staje się dla nich
ciężarem, a nie rozumiejąc swego stanu, trapią się nim i boją
się poddać działalności Bożej. Pewne więc spopularyzowanie nauki
św. Jana od Krzyża o przejściu od rozmyślania do kontemplacji
jest konieczne zarówno ze względu na wiernych, jak i ze względu
na spowiedników i kierowników duchowych.
|
![]() |
Nader ważnym jest usunąć z opinii wiernych to mniemanie,
które św. Teresę tak oburzało, że droga kontemplacji jest pełna
niebezpieczeństw i że nikogo nie należy do niej zachęcać. Z
mniemaniem tym można się jeszcze spotkać, a łączy się ono z tym
przekonaniem, że normalną drogą, po której ogół chrześcijan ma
kroczyć, aby osiągnąć zbawienie — jest droga ascezy, a właściwą
jej formą modlitwy jest rozmyślanie.
|
![]() |
Droga mistyki i kontemplacji miałaby być przywilejem pewnych
tylko dusz, specjalnie od Boga powołanych i nie należy zabiegać
samowolnie, aby się na nie dostać. Otóż odwieczna tradycja
Kościoła o rozwoju życia duchowego takiego rozróżnienia dwóch
dróg nie zna; jedna jest wedle słów Zbawiciela tą wąską drogą,
która wiedzie do żywota. W miarę jak człowiek wiernie się
po niej wspina, z jednej strony coraz bardziej przez ascezę
życia codziennego, tj. przez umartwienie oczyszcza swą duszę,
a z drugiej przez mistykę, tj. przez tajemnicze działanie
łaski na modlitwie łączy ją z Bogiem. Wszak termin "mistyka",
"mistyczny" nic innego nie znaczy jak to, co jest przed nami
ukrytego, co jest dla nas tajemnego, a tym jest w naszym życiu
duchowym cała działalność pierwiastków nadprzyrodzonych w duszy
i jej władzach.
|
![]() |
Znane jest natomiast i ogólnie przyjęte w nauce
chrześcijańskiej rozróżnienie dwóch rodzajów łask, z których
jedne są przeznaczone dla wszystkich, bo mają na celu uświęcić
ich dusze gratiae gratum facientes, czyli uświęcające, podczas
gdy drugie same przez się nie uświęcają, a służą do wypełniania
specjalnych zadań w Kościele gratiae gratis datae — społeczne. Do
tych ostatnich należy moc czynienia cudów, dar prorokowania lub
czytania w sumieniu, widzenia, ekstazy itp. Otóż tych ostatnich
łask nikt poszukiwać nie powinien ani się o nie starać, ani
się nawet o nie modlić. Bóg je daje tym, których przeznaczył
do jakiejś specjalnej roli w Kościele, i w życiu wielu świętych
nie odegrały one niemal żadnej roli.
|
![]() |
Inaczej rzecz się ma z łaskami pierwszego rodzaju; one są
dla wszystkich przeznaczone i zaczątkiem ich jest sama łaska
uświęcająca z towarzyszącymi jej cnotami wlanymi, które dusza
otrzymuje w dniu chrztu świętego. W miarę jak człowiek postępuje
wiernie wedle zobowiązań, które w tym dniu na niego włożono,
czynniki nadprzyrodzone coraz bardziej opanowują jego duszę i
coraz lepiej usprawniają wszystkie jej władze do wiernej służby
Bożej. Kresem tego procesu ma być z jednej strony oczyszczenie
duszy ze wszystkich niedozwolonych przywiązań do rzeczy doczesnych
i coraz głębsze zjednoczenie z Bogiem, który w niej mieszka,
tak aby w chwili rozstania się z ciałem nie było w niej nic
takiego, co by było przeszkodą w zjednoczeniu się z Bogiem twarzą
w twarz. Do tego zjednoczenia winna ona przez całe życie dążyć
i w pewnej, niedoskonałej wprawdzie, formie może ona je już na
tej ziemi. uzyskać na drodze wiernej modlitwy.
|
![]() |
W tym sensie można powiedzieć, że wszyscy wierni są powołani do
wejścia na tę drogę, po której przez kontemplację mają możność
dojść już w tym życiu do pewnego świadomego zjednoczenia
z Bogiem. Zwykło się nazywać to w teologii powołaniem albo
przygotowaniem dalszym i opiera się ono na łasce uświęcającej,
która jak w zarodku, zawiera w sobie wszystko, co jest potrzebne
do takiego rozkwitu życia duchowego. Odróżnia się od niego
powołanie lub przygotowanie bliższe, które już nie wszyscy mają,
ale tylko ci, którzy okazali się wiernymi pierwszym poruszeniom
łaski i raz wszedłszy na drogę doskonałości chrześcijańskiej,
wytrwale po niej zmierzali do Boga. Takich, niestety, jest
niewielu, jak to już sam Zbawiciel z bólem wyraził: O, jak
ciasna brama i wąska droga, która wiedzie do Żywota, a mało jest
tych, którzy ją znajdują (Mt 7, 14).
|
![]() |
Czy i zbawienie wieczne jest zależne od kroczenia tą drogą? Tak
byłoby z konieczności, gdyby Bóg w swym miłosierdziu nie był nam
dał możności oczyszczenia się po śmierci w czyśćcu. Wprost do
nieba, nie przechodząc przez czyściec, mogą dojść tylko te dusze,
które już w tym życiu całkowicie wypłacą się sprawiedliwości
Bożej, a ten proces głębokiego oczyszczenia duszy nierozłącznie
jest związany z jej dojrzewaniem w dziedzinie modlitwy. Można
więc powiedzieć, że normalnie tylko droga kontemplacji może
doprowadzić do zbawienia bez przejścia przez czyściec. Wyjątkiem
jest droga męczeństwa, które szybciej oczyszcza, ale do którego
należy się też życiem przygotować.
|
![]() |
W modlitwie, jakeśmy widzieli, zawsze winny działać oba
czynniki: wysiłek naszych przyrodzonych władz psychicznych i
nadprzyrodzony wpływ łaski. Otóż zależnie od tego, który z nich
przeważa, albo ściślej mówiąc, zależnie od tego, w jakim stopniu
uświadamiamy sobie działalność tego drugiego, można rozwój
życia duchowego, a z nim i modlitwy kontemplacyjnej, podzielić
na dwie fazy: ascetyczną i mistyczną. W pierwszej człowiek nie
uświadamia sobie :tego, co Duch Święty w nim sprawia, i gdy
modlitwa jego się upraszcza i z rozmyślania przechodzi stopniowo
w kontemplację, on sam się niejako do tego przyczynia: stąd też
i kontemplację na tym stopniu można nazwać nabytą, jakkolwiek
czynniki wlane łaski w niej wciąż działają. W drugiej fazie,
mistycznej, tajemna działalność łaski staje się coraz wyraźniejsza
i bardziej doświadczalna. Czynniki nadprzyrodzone, którymi
są dary Ducha Świętego — dary rozumu i mądrości, przenikają
działalność cnót o bardziej ludzkim pokroju i człowiek czuje
się bardziej bierny, przynajmniej gdy idzie o samo wejście w
te stany głębokiego ukojenia. Kontemplację, w której poczucie
bierności przeważa, nazywamy właśnie — w przeciwieństwie do
tamtej — wlaną. Poczucie bierności nie przeszkadza bynajmniej,
aby dusza w takich stanach była czynna; jest ona i tam na swój
sposób czynna, choć żadnym wysiłkiem nie jest w możności wejść
w ten stan ukojenia, a czynnością, którą tam rozwija, jest coraz
intensywniejsza miłość Boga i oddawanie się Jego świętej woli.
|
![]() |
Nauka o modlitwie kontemplacyjnej i jej rozwoju winna być
wśród ogółu chrześcijan dobrze znana, nie dla zaspokojenia próżnej
ciekawości, nawet nie dlatego tylko, aby dać głębsze zrozumienie
żywotów świętych, które są jej najpiękniejszą ilustracją, ale
na to, aby coraz więcej dusz na tę drogę zjednoczenia z Bogiem
zapraszać, drogę, która, jakeśmy to widzieli, stoi dla wszystkich
otworem. Czegóż bowiem pragnie dla nas Boskie Serce Zbawiciela,
jak nie tego, abyśmy już w tym życiu doszli do takiej świętości,
która by nam zaraz po śmierci otwierała niebo. Sam On zapewniał,
że przyszedł na ten świat, aby owce Jego życie miały i to
obficie miały (J 10, 10). Tych, którzy z tej obfitości łask
zechcą w tym życiu skorzystać, gotów On i w przyszłym jeszcze
obficiej nagrodzić, wlewając w ich dusze miarę dobrą i
natłoczoną, i przetrzęsioną, i przelewającą się przez brzegi
(Łk 6, 38) tej szczęśliwości nieskończonej, którą będzie im
dawało zjednoczenie się na wieki z Bogiem
|
![]() |
Spis treści |