![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
Jacek Woroniecki OP |
![]() |
NAUKA O MODLITWIE
![]() Rola łaski w modlitwie |
![]() |
"Jak latorośl nie może przynosić owocu sama z
siebie,
jeśli nie będzie trwać w winnym szczepie, tak ani wy, jeśli we mnie mieszkać nie będziecie." Mk 12, 30 |
![]() |
Ten najpiękniejszy owoc duchowej działalności człowieka,
jakim jest modlitwa, nie może być czynnością czysto przyrodzoną,
wypływającą z samych tylko jego władz psychicznych. Mając za
przedmiot samego Boga, który raczył nam się w swym objawieniu
odkryć, łącząc nas z Nim już tutaj najściślejszymi więzami, musi
ona i u swego źródła mieć coś więcej niż zwykłe przyrodzone siły
natury ludzkiej, niezdolne wznieść nas ponad przyrodzone nasze
zadania i cele.
|
![]() |
Myśl tę Pan Jezus przedstawił w barwnym porównaniu z sokami
krążącymi po latoroślach winnego szczepu. Jak w świecie roślinnym
żadna gałązka nie może żyć, rozwijać się i przynosić owocu, jeśli
nie jest połączona z pniem i korzeniami i nie czerpie z nich soków
życiodajnych, tak i my w życiu nadprzyrodzonym nie możemy żyć
i rozwijać się, i owocu przynosić, jeśli nie jesteśmy połączeni
z Chrystusem i nie czerpiemy od Niego życiodajnego soku łaski.
|
![]() |
Zapewne, w życiu przyrodzonym mamy już pewne pole działalności
moralnej i nawet dla poznania i uczczenia Boga jest w nim
miejsce. Ale nasze czynności przyrodzone nie są w stanie
doprowadzić nas do naszego celu nadprzyrodzonego, bo on przekracza
ich siły; one nie mogą nam dać pełni naszego rozwoju i ani też
pełni chwały Bogu nie przynoszą, ani naszego głodu szczęścia
nie są w stanie nasycić. Jesteśmy w dziedzinie przyrodzonej, jak
te dziczki, które przynoszą owoc mały, karłowaty, bez zapachu i
słodyczy, niezdolny smaku zadowolić. Zaszczepieni natomiast na
tej szlachetnej roślinie, jaką jest ciało mistyczne Chrystusa
- Kościół Boży — przetwarzamy się sami w roślinę szlachetną,
zdolną wydać owoce, mogące zaspokoić najwybredniejsze wymagania,
posiadające dobrą wonność Chrystusową (2 Kor 2, 15)
i jakby przedsmak nieba.
|
![]() |
Sok łaski, który po tym zaszczepieniu przenika naszą duszę i
zaczyna krążyć po wszystkich jej władzach, niczym nie gwałci i
nie paczy przyrodzonych właściwości naszej natury ludzkiej. On
jest do niej doskonale dostosowany, i ten wyższy rozwój,
który jej daje, idzie całkowicie po linii przyrodzonych jej
aspiracji, których ona sama zresztą nigdy by nie potrafiła
zaspokoić. Zapewne, w tym procesie przekształcania czynników
przyrodzonych na modłę Chrystusową — nieraz będą momenty
bolesne, nie dlatego, żeby coś z właściwości przyrodzonych
miało być złamane, ale dlatego, że z dziedzictwa pierwszych
naszych rodziców są tam spaczenia i zanieczyszczenia, które za
wszelką cenę trzeba usunąć. Owszem, działanie łaski wzmacnia
tylko wszystko, co jest przyrodzoną doskonałością naszej natury,
w myśl słów Chrystusa, że nie przyszedł rozwiązać prawa
- tzn. przyrodzonych podstaw naszego postępowania — ale je
wypełnić (Mt 5, 17). Wszystko, co w niej jest pozytywne,
szlachetne, wszystko to w świetle i ogniu łaski nabiera jakiejś
mocy i barw, i promieniowania, którego darmo by szukać poza wiarą
chrześcijańską. Nic może tak nie uderza w żywotach świętych,
jak ten cudowny proces przetwarzania się i uszlachetniania,
pod wpływem łaski, najprostszych i najniższych nieraz czynników
przyrodzonych.
|
![]() |
Zatrzymawszy się przeto nad poszczególnymi władzami naszej
duszy, które w modlitwie biorą udział, musimy teraz przyjrzeć się
temu procesowi uszlachetniania i zapładniania ich przez łaskę,
tak iżby były w stanie wydać ze siebie owoce godne nieba.
|
![]() |
Jak daleko sięga w naszym życiu wpływ łaski? Tak daleko jak
i wpływ rozumu i woli. Każda władza, która pod wpływem rozumu i
woli może brać udział w życiu moralnym, jest już przez to samo
zdolna do przyjęcia na siebie piętna nadprzyrodzonego. Rozum
bowiem i wola, gdy działają przeniknięte nadprzyrodzonym prądem
łaski, moc tę przekazują i podwładnym sobie władzom, co sprawia,
że najdrobniejszy uczynek najmniejszej z nich, skierowany do
celu ostatecznego i aktem miłości ofiarowany Bogu, nabiera
nieskończonej wartości duchowej czynu Bożego.
|
![]() |
A wpływ ten czynników nadprzyrodzonych łaski działa w duszy
nie tylko przemijająco, lecz w formie cnót nadprzyrodzonych
rozpływa się on po wszystkich jej władzach i wytwarza w nich
stałe sprawności do czynów natchnionych miłością i prowadzących
do chwały wiecznej. Każda z nich staje się ośrodkiem takiej
wyższej duchowej działalności, dzięki czemu na rozkaz rozumu
i woli, już nie z wysiłkiem i namysłem, ale szybko i sprawnie,
z radością nawet staje do służby Bożej.
|
![]() |
Najważniejszymi sprawnościami, wypływającymi z łaski,
są cnoty teologiczne: wiary, nadziei i miłości. Władzami,
które one usprawniają, są rozum i wola, te najwyższe czynniki
psychiki ludzkiej, a przedmiot, do którego one nas usprawniają,
nie jest czymś związanym z warunkami życia ziemskiego, jak to
bywa z materią innych cnót (cudze prawa — sprawiedliwości,
pożądania zmysłowe — wstrzemięźliwości, niebezpieczeństwa -
męstwa), lecz dobro nieskończone, nadziemskie — sam Bóg.
|
![]() |
Przez nie człowiek nawiązuje stały stosunek z Bogiem
i nabiera możności skierowywania stale wszystkich swych
czynności do swego celu ostatecznego. Wiara daje mu to stałe
przeświadczenie o prawdziwości tajemnic, objawionych mu przez Boga
i zawierających podstawowe dane, na których ma on całe swe życie
oprzeć. Nadzieja i miłość dają podobnie woli stałą orientację
do dobra najwyższego. Przy czym miłość przewyższa nieskończenie
obie swoje towarzyszki. Podczas bowiem gdy wiara ma za przedmiot
Boga ukrytego w tajemnicy, a nadzieja — Boga nieobecnego, a
więc pożądanego, miłość jest tym wewnętrznym upodobaniem woli
w dobru najwyższym, upodobaniem, które przekraczając zasłonę
tajemnicy i nie myśląc o tym, czy dobro to jest mu już obecne
czy nie, łączy się z nim duchowo, kocha je takim, jakim ono jest
samo w sobie, choć go jeszcze doskonale jako takiego poznać nie
może. Niewątpliwie wola nasza w tym życiu może dużo doskonalej
kochać Boga, niż rozum jest w stanie Go poznać, i stąd pochodzi
to królowanie miłości nad wszystkimi cnotami, które św. Paweł
tak silnie zaznaczył w rozdziale trzynastym Pierwszego Listu
do Koryntian.
|
![]() |
Tego, że modlitwa chrześcijańska z tych źródeł bezpośrednio
czerpie swą moc i wartość, dłużej dowodzić chyba nie
trzeba. Rozum, pozostawiony swym światłom przyrodzonym, i
wola w przyrodzonym zakresie swego działania nigdy nie będą w
stanie nadać sobie tej stałej sprawności do służby Bożej, jaką
daje im moc nadprzyrodzona łaski i cnót wlanych razem z nią do
duszy. Wprawdzie i wśród pogan, do których światło wiary nie
doszło, widzimy zawsze jakieś przejawy czci oddawanej Bogu,
i nic w tym dziwnego, skoro rozum pozostawiony swym własnym
siłom, może poznać w najogólniejszych zarysach istnienie Istoty
Najwyższej i obowiązków, jakie człowiek ma wobec Niej — ale jakże
nikłe są one w porównaniu z czcią, jaką chrześcijanin oddaje
Bogu, jakie pełne trwogi i wyrachowania, a jak pozbawione tego
potężnego powiewu miłości, która jest dominującą cechą życia
duchowego chrześcijan.
|
![]() |
Tak, dopiero oczyszczone i uszlachetnione cnotami
teologicznymi, rozum i wola stają się zdolne do niesienia Bogu
w całej pełni tej służby chwały, czci, dziękczynienia i prośby
błagalnej, którą jednym słowem nazywamy modlitwą. Dopiero wtedy
nabierają one doskonałej zdolności, aby niższym władzom duszy,
czynnikom zmysłowym. a nawet i członkom ciała nadać stały kierunek
wychowawczy, aby i je także usprawnić do służby Bożej.
|
![]() |
W ten sposób działalność łaski opanowuje całego człowieka
i dochodzi do każdego zakątka jego psyche, do którego tylko
impulsy rozumu i woli mogą dotrzeć. Wszędzie, zarówno we władzach
umysłowych, jak i nawet ruchach ciała, wzbudza ona pewne stałe
usposobienia, które przystosowują czynności wszystkich tych
władz do wymagań prawa Bożego i do służby Bożej.
|
![]() |
Już więc w zewnętrznym zachowaniu człowieka pod wpływem wiary
i miłości zauważyć można pewien sposób bycia, mający na sobie
wyraźne cechy wpływów religijnych. Czy go nazwiemy pobożnością,
czy ogólniej — skromnością lub ułożeniem religijnym, w istocie
swej będzie się on sprowadzał do tego swobodnego przejawiania
na zewnątrz — w wyrazie twarzy, ruchach, przybieranej postawie
wewnętrznych przeżyć religijnych, do pewnej harmonii między
tym, co się w duszy dzieje, a tym, co się odbija na zewnętrznej
działalności człowieka.
|
![]() |
Zapewne, nieraz się zdarzy spotkać ludzi, którzy sztucznie
wytworzyli sobie pewien sposób zachowywania się bardzo pobożny,
podczas gdy w duszy te zewnętrzne formy nie znajdują żadnego
odpowiednika. Fałsz ten nie da się jednak długo ukryć; pustka,
którą ten powierzchowny sposób bycia pokrywa, prędzej czy później
wyjdzie na jaw, niemałą szkodę wyrządzając sprawie Bożej tym
dyskredytem, jaki hipokryzja rzuca na całe życie religijne.
|
![]() |
Z tych pojedynczych spaczeń nie można jednak wysnuwać wniosków
przeciw konieczności wciągnięć ciała — jego ruchów i postaw
- do służby Bożej. Nie sposób, by szczere życie duchowe nie
oddziaływało i na zewnętrzną naszą działalność i nie nadało mu,
szczególnie w chwilach poświęconych modlitwie, postawy skupionej i
poważnej, a jednak naturalnej i swobodnej. Nie sposób, aby w miarę
jak w duszy zmieniają się nastroje, ciało pozostało nieruchome,
jakby obojętne na to, co dusza mówi Bogu. Cóż naturalniejszego
jak to, że i ono zginaniem kolan lub pochylaniem głowy , biciem
dłonią w piersi lub wznoszeniem rąk do nieba będzie dawało
zewnętrzny wyraz temu, co dusza w swym wnętrzu przeżywa.
|
![]() |
W Polsce mamy zbyt wyłączną skłonność do uważania postawy
klęczącej za jedynie odpowiadającą modlitwie, tak iż nieraz
nawet ludzie spowiadają się, że mówili pacierz, ale nie
klęcząc. Tymczasem pobożność chrześcijańska w swym rozwoju
dziejowym znała cały szereg innych postaw, odpowiadających pewnym
określonym nastrojom modlitwy, z których niejedne do dziś dnia
ogólnie się zachowały, jak np. wstawanie na Ewangelię. Inne, jak
prostracje, pokłony mniejsze lub większe, znajdziemy jeszcze w
obrządkach liturgicznych., a także w praktykach różnych zakonów,
szczególnie starszych, gdzie zostały one ujęte w pewne formy i
dostosowane do treści modlitw.
|
![]() |
Naturalnie, że poza tymi kilkoma postawami ogólnie przyjętymi,
jest jeszcze całe pole do indywidualnego przejawiania na
zewnątrz ukrytych stanów duszy i nieraz spotykamy pod tym
względem w żywotach świętych bardzo ciekawe zjawiska. W życiu
św. Dominika mamy bardzo ciekawy przykład, jak gorąca jego dusza,
nie mogąc utrzymać w sobie tego wszystkiego, czego doświadczyła
na modlitwie, uwydatniała to na zewnątrz rozmaitymi postawami
ciała.
|
![]() |
W dużo wyższym jeszcze stopniu winny nadprzyrodzone czynniki
łaski i miłości oddziaływać na bardziej wewnętrzne władze duszy,
na to wszystko, co bliżej się łączy z życiem ducha i co może
być ściślej związane z samą treścią modlitwy.
|
![]() |
Jest to szczególnie ważne w odniesieniu do mowy ludzkiej,
która też powinna brać udział w wielkim zadaniu modlitwy i dzięki
której modlitwa może wyjść z zakresu czynności indywidualnych
i stać się funkcją społeczną, łączącą ludzi we wspólnej akcji
chwalenia Boga.
|
![]() |
Modlitwa myślna, pod pewnym względem doskonalsza i bardziej
uduchowiona, nigdy nie sprawi, aby modlitwa ustna, czy to
indywidualna, czy społeczna, stała się zbędna. Owszem, te formy
modlitwy, w których pierwiastek zewnętrzny większy bierze udział,
są dla modlitwy wewnętrznej ogromnie doniosłe, będąc jej szkołą,
źródłem ożywczym, podnietą, a nieraz nawet ucieczką w chwilach
oschłości.
|
![]() |
Ale też konieczną jest rzeczą, aby ten dar mowy, który
otrzymaliśmy od Boga, gdy ma na modlitwie Bogu służyć, był także
owiany tym duchem miłości nadprzyrodzonej, aby i on był doskonale
dostosowany do tej wysokiej funkcji, jaką jest głoszenie chwały
Bożej.
|
![]() |
Wiemy dobrze, że często bardzo bywa wprost przeciwnie; modlitwa
ustna przeistacza śliczny dar mowy na jakieś szybkie i niewyraźne
pytlowanie słów, z którego niejedno wychodzi okaleczone, niejedno,
i to nieraz najważniejsze nawet, zupełnie zostaje pominięte. Takie
używanie języka do chwalenia Pana Boga, naturalnie, nie może Mu
czci przysporzyć. W modlitwie przeto ustnej, czy to głośnej,
czy cichej, szeptem odmawianej, każde słowo modlitwy winno
być dokładnie wypowiedziane, bo każde ma swe znaczenie i każde
zawiera w sobie jeden promyk składowy tej chwały, którą całe
modlitwa zanosi do Boga.
|
![]() |
Naturalnie, że nie sposób zawsze całej uwagi poświęcać
wymawianiu słów modlitwy, gdyż treść jej, nieraz jedna jakaś jej
myśl przewodnia, winna skupić na sobie całą aktualną uwagę. Ale
jeżeli wychowanie religijne od młodości nauczyło tego sumiennego
i pełnego szacunku wymawiania słów modlitwy, to zawsze zostanie
pewna podświadoma uwaga, która pilnować będzie, aby język i usta
dobrze swe zadania pełniły nawet wtedy, kiedy umysł całkowicie
się w rzeczach Bożych zagłębi. Zresztą pewna kontrola sposobu
wymawiania modlitw jest od czasu do czasu bardzo pożyteczna,
oczyści je bowiem od różnych skrótów i przekręceń, które się
nieświadomie zakradły i które jej wartość obniżają. U dzieci
jest to wprost konieczne, ale i starszym nieraz bardzo by się
przydało.
|
![]() |
Ważna jest również sprawa intonacji. Tu także czynnik
nadprzyrodzony powinien wpływ swój wywierać, nadając modlitwie
charakter czegoś poważnego i świętego, a jednocześnie prostego
i serdecznego, nawet zaufanego. Dla oznaczenia tego właściwego
tonu, z którym się powinno mówić o Bogu lub do Boga, utarł się
termin "namaszczenie", a tym pierwiastkiem mającym namaścić
naszą mowę, ma być właśnie łaska, miłość i cały ten zespół cnót
nadprzyrodzonych, który łaska wlewa wraz z miłością do duszy.
|
![]() |
Nieraz przy głośnym odmawianiu modlitw publicznych ten wpływ
pierwiastka nadprzyrodzonego może się dać wyraźnie odczuć i
nawet udzielić innym. Mówią o św. Wincentym a Paulo, że nieraz,
gdy odmawiając litanię do Imienia Jezus, dochodził do słów:
Jezu, Ojcze ubogich, głos mu ze wzruszenia zadrżał,
tak głęboko był przejęty współczuciem dla biedy ludzkiej. Tam
jednak, gdzie szczerego wzruszenia religijnego nie ma, nadrabiać
je intonacją głosu byłoby kłamstwem i hipokryzją, nie dającą
się zresztą długo zataić. Wtedy spokojny i poważny ton głosu,
wymawianie jasne, dobitne i bez zbytniego pośpiechu słów
modlitwy najzupełniej wystarczy, aby jej nadać namaszczenie,
którego istotnymi właściwościami musi być zawsze prostota i
jakiś głęboki oddźwięk szczerości.
|
![]() |
Wszystko, cośmy tu powiedzieli o modlitwie ustnej, odnosi
się także i do modlitwy śpiewanej. Ona też ma być oddaniem na
służbę Boga tej cudownej własności naszego organu mowy, jakim
jest śpiew; ale na to musi ona być czymś więcej niż popisywaniem
się z okazji nabożeństwa śpiewem świeckim.
|
![]() |
W śpiewie kościelnym rola czynników Bożych, nadprzyrodzonych
musi być decydująca. Pierwiastek muzyczny musi być całkowicie
podporządkowany pierwiastkowi modlitwy; i to tylko z dziedziny
muzyki może być użyte do śpiewu kościelnego, co da się w ten
sposób podporządkować celom, których śpiewowi kościelnemu nigdy
nie wolno tracić z oczu. Nie wystarczy tu, aby treść śpiewu,
same słowa były zaczerpnięte z tematów religijnych. Niejedno
cudowne dzieło muzyczne, takie np. Stabat Mater Rossiniego, pomimo
swej treści religijnej nie powinno być absolutnie tolerowane w
kościele, bo ma na wskroś charakter muzyki świeckiej, dla której
modlitwa jest tylko pretekstem albo podkładem dla melodii,
słowem, czymś drugorzędnym.
|
![]() |
Śpiew kościelny musi mieć w całej pełni charakter modlitwy
śpiewanej; pierwiastek modlitwy musi tu mieć pierwsze miejsce,
a pierwiastek muzyczny drugie, podporządkowane całkowicie
potrzebom służby Bożej. Naturalnie, że w tych granicach wartości
artystyczne śpiewu mogą się cudownie rozwinąć, czego dowodem
śpiew gregoriański. Tu chodziło tylko o zaznaczenie, że i organ
śpiewu winien dać się przeniknąć czynnikom nadprzyrodzonym,
aby na równi z innymi naszymi władzami stanąć do służby Bożej
i brać udział w wielkim dziele modlitwy.
|
![]() |
W następnym rozdziale zobaczymy jeszcze, jak łaska, za pomocą
cnót nadprzyrodzonych teologicznych i moralnych, usposobić ma
do modlitwy wyższe władze naszej duszy: rozum, wolę i władze
uczuciowe. Połączymy to jednak z innym zagadnieniem, mianowicie
z zagadnieniem źródeł modlitwy, i postaramy się wskazać, z jakich
źródeł wszystkie te władze powinny czerpać, na to aby swą zdolność
do modlitwy nie tylko w sobie utrwalić, ale aby ją wciąż rozwijać,
pogłębiać i coraz doskonalej na służbę Bożą oddawać.
|
![]() |
Spis treści |