Pełnia modlitwy
Jacek Woroniecki OP



NAUKA O MODLITWIE
Modlitwa za bliźnich

"Módlcie się wzajem za siebie, abyście byli zbawieni;
albowiem wiele może ustawiczna prośba sprawiedliwego."
Jk 5, 16


Rozważania poprzedniego rozdziału nie wyczerpały jeszcze zagadnienia, o co winniśmy w modlitwie prosić Boga. Mówiliśmy tam bowiem tylko o tym, co się do nas samych odnosi i do naszego stosunku do Boga. Tymczasem modlitwa sięga szerzej; ona obejmuje nasz stosunek do bliźniego; dobro bliźniego też powinno być przedmiotem naszych modlitw.

Obowiązek ten wypływa z celu świata, jakim jest chwała Boża. Kto jest na chwałę Bożą czuły, ten nie może się zadowolić tymi nielicznymi jej promieniami, które sam z ziemi do nieba posyła, on musi pragnąć, aby ziemia najobficiej promieniowała chwałą Bożą, i winien się do tego w miarę swych sił przyczyniać. W ten sposób z miłości Boga i dbałości o Jego chwałę wypływa miłość bliźniego i dbałość o jego dobro. W miarę jak swoim wysiłkiem sprawiamy, że bliźni lepiej Bogu służy, zwiększamy chwałę, która się Bogu od świata należy i sprawiamy, że sam bliźni zbliża się do Boga, największego swego dobra i źródła szczęścia wiecznego. Stąd miłość Boga i miłość bliźniego są z sobą nierozłączne, mając jedna w drugiej swe źródło, podnietę i sprawdzian.

Już w dziedzinie przyrodzonej człowiek może silnie oddziaływać jeden na drugiego. Bóg dał nam naturę społeczną, to znaczy, że nasz rozwój osobisty jest w swych najistotniejszych składnikach i przejawach uzależniony od otaczającego nas społeczeństwa, tak iż nikt sam bez pomocy sobie podobnych nie może dojść do jakiego takiego stopnia doskonałości swego życia duchowego. Toteż oddziaływanie wzajemne wypełnia całe nasze życie, przejawiając się w niezliczonych formach i postaciach. Niewystarczalność jednostki ludzkiej w dziedzinie przyrodzonej skłania ją wciąż do szukania oparcia u innych jednostek, czy to pojedynczo wziętych, czy też zrzeszonych między sobą, do podziału pracy, do wymiany rezultatów tej pracy itd., co wszystko razem składa się na tak zwane życie społeczne.

Porządek nadprzyrodzony nic tu nie zmienia; owszem, on też, przystosowując się całkowicie do społecznej natury człowieka, przybiera społeczne kształty Kościoła i wszystkie podstawowe prawa życia społecznego. Poza tym i samo przyrodzone życie społeczne przez kontakt z czynnikami życia nadprzyrodzonego zostaje oczyszczone ze skrzywień skażonej natury ludzkiej, podniesione do wyższego rzędu i wciągnięte w granice królestwa Bożego, w którym wszystko; nawet czynności społeczne, polityczne i ekonomiczne winny być skierowane do ostatecznego celu życia człowieka na ziemi. Najdalej to wzajemne przenikanie się czynników przyrodzonych i nadprzyrodzonych doszło w dziedzinie życia rodzinnego, gdzie przez ustanowienie sakramentu małżeństwa Chrystus nadał tej komórce życia społecznego, jaką jest rodzina, charakter związku nadprzyrodzonego.

I wzajemne przeto modlitwy, jakie wierni zanoszą jedni za drugich, nie są niczym innym, jak zastosowaniem w porządku nadprzyrodzonym tej konieczności pomagania sobie wzajem, która w samej naturze człowieka jest złożona. Modlitwy wzajemne nie były zresztą obce i religiom pogańskim, gdzie niestety jednak bardzo często bywały spaczone różnymi przesądnymi praktykami. Stary Testament zawiera co do nich różne przepisy Boskiego pochodzenia, mające je chronić od zanieczyszczeń ze strony sąsiednich ludów pogańskich, i widzimy, że praktyka modlitwy za bliźnich żywych i umarłych jest tam silnie ugruntowana. Dopiero jednak Objawienie Nowego Testamentu ukazało w całej pełni tę naukę o nadprzyrodzonej solidarności dusz, którą nazywamy świętych obcowaniem. Wzór Chrystusa, Jego śmierć ofiarna na krzyżu za nas wszystkich, Jego modlitwy, następnie nauka św. Pawła o ciele mistycznym Chrystusa, które stanowią wszyscy wierni, wreszcie praktyka pierwszych chrześcijan, wszystko to razem otwarło przed nami nieograniczone pole wymiany wzajemnych usług i pomocy, jakie w dziedzinie nadprzyrodzonej winniśmy sobie wyświadczać w dążeniu do wspólnego celu.

Jak w stosunku do nas samych, do naszego zbawienia, podobnie i w stosunku do dusz bliźnich Bóg chciał nam użyczyć czegoś ze swej nieskończonej mocy i przyczynowości sprawczej, tak iż byśmy mogli nie tylko w dziedzinie przyrodzonej, ale i nadprzyrodzonej być dla nich w pewnej mierze przyczyną dóbr nieskończonych. Podobnie jak dla nas samych, tak i dla bliźnich nie mógł On nam tu dać siły twórczej, ale nam dał moc błagalną, dzięki której możemy wyprosić sobie lub innym te łaski i dobrodziejstwa, które sam postanowił nam dać przez nasze lub cudze modlitwy.

Ta moc błagalna, rozciągająca się na bliźniego sprawia, że w Kościele jest wieczna wymiana wartości nadprzyrodzonych. Modlitwa pojedynczego człowieka i wszystkie jego prace, cierpienia, zasługi, słowem wszystko, co natchnione intencją może się stać modlitwą, wszystko to może być przelane na rachunek innej jednostki i stać się jej dobrem w tej mierze, w jakiej ona jest zdolna korzystać z dóbr nadprzyrodzonych. Naturalnie nie dzieje się to bezpośrednio, ale zawsze przez pośrednictwo Chrystusa; On jest tym łącznikiem między wiernymi, głową ciała mistycznego.

I solidarność ta nie ogranicza się do życia doczesnego, ona przekracza granice śmierci, pozwalając na wymianę wartości nadprzyrodzonych między tymi, co pozostają na świecie, a tymi, co już opuścili jego podwoje. Duszom cierpiącym w czyśćcu możemy nieść ciągłą pomoc w wypłacaniu się sprawiedliwości Bożej przez to wszystko, co może tu mieć charakter zasługi, szczególniej zaś przez modlitwę. Natomiast dusze, które już doszły do oglądania chwały Bożej w niebie, aktami swej bezmiernej miłości mogą nas zasilać i wypraszając nam nowe łaski, wzmacniać w zapasach życiowych.

Z tej nauki o świętych obcowaniu wynika dla nas cały szereg ścisłych obowiązków. W życiu naszym nadprzyrodzonym dużo zawdzięczamy modlitwie innych, przede wszystkim modlitwom Kościoła, który nigdy nie przestaje zanosić przed tron Boży swych próśb za wszystkich wiernych; następnie zaś, w mniejszym czy większym stopniu, modlitwom poszczególnych osób ściślej z nami związanych. Wkłada to na nas obowiązki odpłacenia za łaski wymodlone, a możemy to uczynić tylko modlitwą, za pomocą której stajemy do współpracy z Opatrznością Bożą w wielkim dziele rozdziału łask, jakie mają być przez modlitwy udzielone światu.

Modlitwa za bliźnich w ten sposób podwójnie nas obowiązuje: raz z tytułu ogólniejszego — chwały Bożej, do której szerzenia winniśmy wszelkimi środkami, a więc przede wszystkim modlitwą, z bliźnim współdziałać; następnie zaś z tytułu społecznej solidarności między ludźmi, która w dziedzinie nadprzyrodzonej nie zmniejsza się, ale raczej jeszcze wzmaga, i która żąda od nas czynnego udziału w wymianie wartości nadprzyrodzonych.

Z tego jednak drugiego tytułu w modlitwach naszych za bliźnich musi być osobny porządek, jakby pewna hierarchia. Im bardziej jesteśmy z kimś związani, im więcej mu zawdzięczamy, czy to w porządku przyrodzonym, czy też nadprzyrodzonym, tym ściślejszy jest nasz obowiązek modlenia się zań. Nie wolno nam tu kierować się tylko sympatiami, i aczkolwiek przyjaźń, sympatie i upodobania mogą nas pobudzić do modlitwy za najbardziej oddalone od nas dusze, to jednak na pierwszym miejscu będą zawsze ci, z którymi nas Opatrzność Boża szczególnymi więzami przyrodzonymi czy nadprzyrodzonymi związała.

A więc ci, którym życie i wychowanie zawdzięczamy, tj. rodzice, nieraz dziadkowie, o ile ich znamy i w wychowaniu naszym udział brali; następnie małżonkowie i własne dzieci, jeśli kto wstąpił w związki małżeńskie, a Bóg go potomstwem obdarzył; wreszcie rodzeństwo i bliżsi krewni, oto najszczuplejsze grono najbliższych bliźnich, które ma szczególne prawo do naszych modlitw.

Życie rodzinne zawiera nieraz duże trudności, zarówno w stosunkach dzieci do rodziców, jak i rodziców do dzieci lub rodzeństwa i krewnych między sobą. Aby sprostać tym podstawowym obowiązkom i w duchu chrześcijańskim je spełniać, trzeba na modlitwie je rozważać, trzeba prosić o pomoc Bożą do ich wypełnienia i dla siebie, i dla tych najdroższych istot, którym by się chciało nieba przychylić. Nieraz dopiero w świetle modlitwy te obowiązki wystąpią w całej pełni; zrozumie się wtedy ich doniosłość i dojrzy jednocześnie, jak się je zanieczyszczało miłością własną.

Naturalnie, że inne stosunki, nie oparte na związku krwi, mogą na równi ze stosunkami rodzinnymi zdobyć sobie szczególne prawa do naszych modlitw. Wychowawcy i dobroczyńcy, przyjaciele, przełożeni lub podwładni, jak np. w życiu zakonnym, nieraz nie mniej niż najbliżsi krewni winni zająć naszą myśl i serce na modlitwie. Tu też modlitwa powinna zarówno wypłacać długi wdzięczności, jak i oświetlać obowiązki, nie sposób bowiem, aby człowiek nie przejrzał jasno swych obowiązków względem tych osób, za które się szczerze modli.

Jest jednak jeszcze jedna kategoria osób, co do której mamy szczególne obowiązki modlitwy — są to nasi wrogowie lub - jeśli, dzięki Bogu, wrogów nie mamy — nasi przeciwnicy, ci wszyscy, z którymi nas coś poróżniło, do których jesteśmy skłonni mieć pewną niechęć. Zbyt łatwo zapominamy o tym, że w nauce Chrystusa Pana nie wystarcza w stosunku do takich osób stanowisko tylko negatywne, nierobienie im zła, niemszczenie się na nich, nieodpłacanie im złem za złe. Chrystus żąda od nas względem nich pozytywnych czynów miłości i w tej czynnej miłości nieprzyjaciół widzi charakterystyczną cechę swej nauki w porównaniu z niezdolną jeszcze do tego etyką Starego Testamentu. Słyszeliście, iż powiedziano: ...będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela twego. A ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjacioły wasze, dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i potwarzających was (Mt 5, 43-44). W praktyce od modlitwy trzeba zaczynać; do dobrego uczynku względem przeciwnika nie zawsze nadarza się sposobność, ale modlić się za niego zawsze można, a nic tak dobrze jak modlitwa nie usposobi do darowania uraz i do prawdziwie chrześcijańskiego umiłowania tych, na których serce się zżyma. Jakże tu potem odmówić jakiegoś małego dobra człowiekowi, dla którego się błagało o stokroć większe dobra Boże.

Nie tylko jednak bliźni pojedynczo wzięty ma być przedmiotem naszych modlitw. Zrzeszenia ludzkie, do których należymy, nie mniej potrzebują łaski i świateł Bożych, i im też muszą one być zdobyte błagalną modlitwą wiernych.

Na pierwszym miejscu postawmy Kościół Chrystusowy, to największe zrzeszenie ludzkie o nadprzyrodzonym charakterze. Ono ma nam zapewnić te wszystkie środki, bez których zbawienia uzyskać nie możemy: czystość nauki wiary i obyczajów, sakramenty święte z Najświętszą Ofiarą na czele, wychowanie chrześcijańskie i pokierowanie zgodne z zasadami chrześcijańskimi całym naszym życiem. Na to jednak, aby Kościół mógł to wielkie swe zadanie spełnić, potrzebuje on wielkich pomocy nadprzyrodzonych, a te po części muszą mu być zdobyte modlitwą wiernych.

Kościół jest tą skałą, której nic zniszczyć nie potrafi i która przetrwa do końca wieków, jest on nieomylny w rzeczach wiary i obyczajów, tak iż za jego nauką zawsze bez najlżejszego wahania iść winniśmy. Ale błędnie by rozumował ten, kto by z tego wyprowadzał wniosek, że Kościół, obdarzony takimi nadprzyrodzonymi przywilejami, nie potrzebuje modlitw wiernych. Zapewne, że te istotne własności trwałości i nieomylności są mu zapewnione bez względu na nasze modlitwy, ale sposób, w jaki on swą misję będzie wypełniać, jest w wysokim stopniu od nich zależny.

Dzieje dwudziestu wieków chrześcijaństwa uczą nas zresztą bardzo wyraźnie, że ten Kościół, aczkolwiek niezmienny w swych istotnych cechach, nie zawsze z równą siłą promieniował wokoło siebie dobrą nowiną Chrystusa. Raz go widzimy potężniejszym, czystszym, świętszym, w innych zaś okresach dziejowych moc jego i świętość zmniejsza się i nie jaśnieje tak czystym blaskiem.

Otóż to falowanie tak wyraźne w dziejach Kościoła dowodzi, że przyrost łask bywa w nim rozmaity i że dla wypełnienia swoich odwiecznych zadań potrzeba mu ich jak najwięcej. I wierni mają tu wielką rolę do wypełnienia nie tylko doskonałością swego życia, ale i modlitwą. Będąc członkami jednego mistycznego ciała Chrystusowego, jakim jest Kościół, każdym czynem, mającym wartość zasługi, wzmagają oni moc nadprzyrodzoną tego Kościoła. Szczególnie jednak modlitwy, zanoszone za Kościół, za jego Głowę widzialną — Namiestnika Chrystusowego, Ojca Świętego, za episkopat, za duchowieństwo, za zakony męskie i żeńskie, za wszystkich wiernych jako całość, słowem, za całe ciało Chrystusowe, szczególnie one to wzmagają łaski, które Bóg Kościołowi przeznaczył, aby nadać mu przez nie więcej jedności, spoistości i świętości. I nad Kościołem rozwieszone są niejako nieskończone łaski Boże, które jednak muszą być dopiero wymodlone przez wiernych. Tyle łask Bóg daje Kościołowi bez naszych próśb, są jednak takie, które uzależnił od naszych modlitw; więc jeśli chcemy podnieść atmosferę duchową Kościoła, mieć w nim więcej gorliwych kapłanów i świętych dusz, to musimy się o to gorąco modlić.

Zresztą to pewne podnoszenie się i obniżanie poziomu życia duchowego w Kościele nie zawsze odbywa się jednocześnie na całym świecie. W jednych krajach może się ono podnosić, kiedy w innych może właśnie znajdować się w chwili upadku. Nie pomijając więc ogólnych potrzeb Kościoła, jego promieniowania na niewierzących w krajach niewiernych, jego walk i zmagań, obejmujących świat cały, w szczególności winniśmy modlić się o spełnienie jego odrębnych potrzeb w naszym kraju, za tych, których u nas Duch Święty postawił, aby rządzili Kościołem Bożym (Dz 20, 28), za nasze duchowieństwo, jego stały i większy niż dotąd przyrost, jego wychowanie i wykształcenie, jego gorliwość w duszpasterstwie i świętość w życiu osobistym. Prócz niezliczonych łask, jakie Bóg nam daje bez próśb naszych, dla Kościoła w Polsce przygotowane są łaski, które muszą być wymodlone przez wiernych, Bóg bowiem wszystkich nas wzywa do współpracy w odrodzeniu tej cząsteczki mistycznego ciała Chrystusowego, jaką jest Polska katolicka. Odrodzenie życia religijnego w Polsce musi być wymodlone; od modlitw, jakie będą z Polski wznosić się ku niebu, zależeć będzie i podniesienie poziomu duchowieństwa, i zwiększenie powołań, i rozwój życia zakonnego, i cała ta tężyzna duchowa, którą Bóg gotów w całej pełni nam dać, ale którą musimy u Niego wybłagać.

Ma się rozumieć, że nie jedna tylko strona religijna naszego życia narodowego winna być przedmiotem naszych modlitw. Jeśli w życiu jednostki modlitwa o dobra przyrodzone, doczesne jest najzupełniej uzasadniona i nawet konieczna, to tym bardziej ma to miejsce w życiu społeczeństwa, w życiu narodu. Jednostka może się w większym czy mniejszym stopniu wyrzec dóbr tego świata, naród - nie. Dlatego też winien naród roztaczać w modlitwie przed Bogiem swe potrzeby i błagać Go bez przestanku, aby nie odmówił dóbr i darów przyrodzonych, będących koniecznym warunkiem naszego życia moralnego.

Naturalnie, że dobra duchowe muszą być i tu postawione na pierwszym miejscu. Przede wszystkim więc winniśmy prosić dla naszej ojczyzny o ten ład i porządek wewnętrzny, bez którego i dobrobytu materialnego nie da się uzyskać; o harmonię społeczną i zgodę między dziećmi jednego narodu; o światła i cnoty, o dobrą wolę i odpowiednie zdolności dla rządzących państwem; o męstwo, wytrwałość dla jego obrońców, szczególnie w czasie wojny; o wieczny odpoczynek dla tych, którzy mu poświęcili swą pracę, a może i życie. Wszystkie te tak istotne potrzeby duchowe naszego młodego państwa winny być przedmiotem naszych modlitw w czasie tak częstych nabożeństw patriotycznych, które niestety nieraz stają się tylko czczą paradą, zamiast być prawdziwą modlitwą za pomyślność kraju.

Kościół ma w swoich księgach liturgicznych wiele specjalnych modlitw za interesy doczesne społeczeństwa. Modli się on za rządzących narodami w myśl rozkazu św. Pawła, który pisze do Tymoteusza: Polecam tedy przede wszystkim, aby odprawiane były prośby, modlitwy, wstawiennictwa, dziękczynienia za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich, którzy są na dostojeństwie, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i czystości (1 Tm 2, 1-2). Kościół modli się o spokój i zgodę, o odwrócenie nieszczęść, jak wojny, głodu, ognia, zarazy na ludzi i na bydło, o pogodę, o urodzaje. Chętnie poświęca on osobnymi modłami to wszystko, czym człowiek się posługuje w swej działalności przyrodzonej, jak pola i ich płody, domy i mieszkania, narzędzia i maszyny, nawet maszyny elektryczne i przyrządy lotnicze. Słowem na wszystko, co ma służyć życiu społecznemu, porządkowi i dobrobytowi narodu, Kościół wzywa błogosławieństwa Bożego, zachęcając wiernych, aby i oni o tych społecznych potrzebach nie zapominali przed Panem.

I nie tylko interesy tej największej społeczności, jaką jest państwo, winny być przedmiotem naszych modlitw; mniejsze zrzeszenia, jak przede wszystkim rodzina, związki zawodowe i różne inne stowarzyszenia, gminy lub miasta nie powinny też być zapomniane. Dawny chrześcijański zwyczaj oddawania poszczególnych grup społecznych pod opiekę poszczególnych świętych winien by i w naszych czasach być odnowiony. Niech ci, których łączą wspólne interesy, czy to rodzinne, czy miejscowe, czy zawodowe, nie zapominają, że powodzenie ich pracy w najwyższym stopniu zależy od Boga i że o błogosławieństwo Jego we wszystkich swych przedsięwzięciach wytrwale winni Go prosić.

Nie zapominajmy wreszcie, że obowiązek modlitwy za tych wszystkich, z którymi nas Opatrzność Boża zbliżyła i związała, nie kończy się z ich śmiercią. Niezależnie od tego, jakie było ich życie, bardzo dobre czy bardzo złe, winniśmy dalej otoczyć ach opieką naszych modlitw, pamiętając, że sądy Boże są inne niż sądy ludzkie, i że nie wolno nam przestać modlić się za kogoś zmarłego w przekonaniu, że już jest potępiony lub też że już jest w posiadaniu chwały Bożej. Bóg sądzi podług ukrytych przed naszym sądem stanów sumienia, i nie wolno nam Jego wyroków przesądzać ani nadziei w Jego nieskończone miłosierdzie tracić.

Ta możność dalszego służenia duszom drogich nam zmarłych jest jedną z tych wielkich pociech, jakie nasza wiara święta daje nam w ciężkich chwilach rozstania, i nieraz innowiercy szczerze nam jej zazdroszczą.

Z ogólnym upadkiem życia religijnego ostatnich wieków praktyka modlitwy za umarłych bardzo poszła w zapomnienie. Jeszcze wśród ludu stary obyczaj się zachował i modlitwa za umarłych, szczególnie za rodziców, ofiarowywanie mszy świętej za spokój ich duszy jest ogólnie praktykowane. Stokroć gorzej jest u nas wśród warstw wykształconych, nawet w środowiskach szczerze katolickich: o zmarłych mało kto tam myśli i po pogrzebie, nieraz bardzo paradnym i pełnym wieńców, idą w zupełną niepamięć.

Tymczasem właśnie modlitwa za spokój dusz zmarłych świadczy w wysokim stopniu o duchu wiary i miłości chrześcijańskiej. Wszelkie interesy i wyrachowania ziemskie są tu już wykluczone i ten, kto modli się za umarłych, pełni bardzo bezinteresowną funkcję pomagania duszom, które nie zadośćuczyniły jeszcze sprawiedliwości Bożej w tym procesie oczyszczenia się, co i zbliżyć je ma do szczęścia nieskończonego, i wzmóc chwałę Bożą, z chwilą gdy się z czyśćca wyzwolą.

Jest więc rzeczą ogromnej wagi dla podniesienia u nas życia religijnego, ożywić dawny obyczaj modlitwy za umarłych, i to nie tylko za swoich bliskich lub znajomych, ale za wszystkich cierpiących w czyśćcu i czekających tam wyzwolenia. Koniecznym jest dać zrozumieć w większym stopniu wszystkim wiernym, ale szczególnie naszej inteligencji, obowiązek nadprzyrodzonej solidarności, wynikający z jedności mistycznego ciała Chrystusowego, którego jesteśmy wszyscy członkami czy to na ziemi, czy w czyśćcu, czy wreszcie w niebie.

Wzajemna modlitwa ma w naszej świętej wierze ogromne znaczenie. Daje ona nam ten wielki zaszczyt współpracy z Bogiem w wielkim dziele rządzenia światem i prowadzenia dusz do zbawienia, wzmacnia jedność i spoistość mistycznego ciała Chrystusowego, jakim jest Kościół, i jest najlepszą szkołą prawdziwej miłości bliźniego. Kto chętnie i gorliwie modli się za innych, ten będzie umiał i zgodnie żyć z bliźnimi, i służyć im, i znosić ich przywary. Słowem, wzajemna modlitwa lepiej niż cokolwiek innego zaprawi nas do wzajemnego noszenia naszych brzemion, a na tym, jak mówi św. Paweł, polega wypełnienie zakonu Chrystusowego (Ga 6, 2).





Spis treści