Pełnia modlitwy
Jacek Woroniecki OP



NAUKA O MODLITWIE
Modlitwa chwalebna

"Ja, Pan, to jest imię moje — a chwały mojej nie oddam innemu..."
Iz 42, 8


Podstawowym zagadnieniem naszej wiary, od którego zależy wszystko, co się do naszego życia duchowego odnosi, jest zagadnienie celu, dla którego Bóg stworzył świat.

Wiemy z Objawienia, że Bóg świat stworzył z niczego; choć i sam rozum, pozostawiony własnym siłom, musi dojść do wniosku, że ta całość przemijająca, którą światem nazywamy, nie mając w sobie racji swojego bytu, musi pochodzić od Tego, który jest samym bytem i źródłem bytu — od Boga. Ale to nam nie wystarcza. Umysł ludzki musi zadać sobie pytanie, jaki cel mógł mieć Bóg, stwarzając świat, jaki motyw, aby się po ludzku wyrazić, zaważył tu na woli Bożej, co Bóg chciał osiągnąć, powołując do bytu tę niezliczoną ilość istot skończonych, stanowiących wszechświat.

Pytanie to w dziejach myśli ludzkiej najrozmaiciej bywało rozstrzygane. Ponad tymi jednak rozważaniami wiara chrześcijańska przechowywała od wieków jedyną możliwą do przyjęcia odpowiedź, podaną nam przez samego Boga w tych słowach natchnionej Księgi Przypowieści: Universa propter semetipsum operatus est Dominus (Wszystko dla samego siebie uczynił Pan — Prz.. 16, 4).

W samej rzeczy Istota nieskończenie doskonała, bo posiadająca całkowitą pełnię bytu, nie mogła potrzebować niczego poza sobą, co by miało zaspokoić jakiś Jej niedostatek lub pożądanie. Nic Jej nie zmuszało do stworzenia czegoś, co by poza nią istniało, skoro miała w sobie samej, dobru nieskończonym, pełne źródło szczęścia, któremu niczego brakować nie może. Zniewolić Boga do stworzenia świata nie mogło nic ani z zewnątrz, ani od wewnątrz, ale skłonić Go do tego mógł tylko jeden motyw, wysnuty z samej doskonałości Jego natury i odpowiadający niezmierzonej Jego mądrości — mianowicie własna Jego dobroć.

Chęć, by dobroć nieskończona, będąca źródłem własnego Jego Boskiego szczęścia, stała się źródłem szczęścia istot Jemu podobnych, aby ktoś poza Nim miał udział w tym dobru i szczęśliwości, które w całej nieskończonej pełni On jeden posiada - oto jedyna racja, która mogła skłonić Boga do powołania świata z nicości do bytu. Św. Augustyn z tą swoją genialną umiejętnością ujmowania wielkich prawd w krótkie, lapidarne słowa, doskonale wyraził tę ostateczną rację istnienia stworzeń w słowach: Ponieważ Bóg jest dobry — my jesteśmy.

Bóg więc nie mógł, stwarzając świat, dać mu celu poza sobą. On sam tylko mógł być celem swego dzieła, stworzonego na to, aby mieć udział w Jego dobru nieskończonym i w tym szczęściu, które jest od Niego nierozłączne. To znaczą słowa, że Bóg stworzył wszystko dla siebie samego. Nie z potrzeby, ale z dobroci, z umiłowania własnej dobroci; nie dla zwiększenia swego szczęścia, bo ono jako nieskończone, zwiększone być nie może, ale dla udzielenia go z miłości innym istotom, odzwierciedlającym w rozmaitym stopniu nieskończone doskonałości Boże.

Dla zeświecczałej myśli współczesnej, nawykłej szukać norm bytu w analizie natury człowieka, a nie Boga, powyższa racja stworzenia nasuwa poważne trudności. Niejeden współczesny półchrześcijanin stanie wobec niej zakłopotany i powie sobie, czy to jednak nie jest egoizmem, tym egoizmem, który moralność chrześcijańska tak bardzo zwalcza.

Nie, nie tylko nie jest to egoizmem, ale przeciwnie, szczytem bezinteresowności, do jakiego stworzenie nigdy nie dotrze. Zło egoizmu polega na tym, że istota stworzona, a więc skończona, ograniczona, nie mająca w sobie pełni bytu, ale wciąż poszukująca poza sobą środków do utrzymania się przy bycie i uzyskania szczęścia, że taka istota chce z siebie zrobić cel i sobie wszystko podporządkować. Krzywdzi ona tym samym sama siebie, krzywdzi i innych, którym się chce jako cel narzucić, gdyż sama nie ma możności dać sobie i im pełni szczęścia, a odwraca siebie i ich od celu, w którym to szczęście znaleźć mogą.

U Boga wprost przeciwnie: dając stworzeniu siebie za cel, otwiera On mu jedyną pewną drogę do szczęścia. Łącząc się bowiem z Nim, osiąga stworzenie dobro nieskończone, a w nim pełnię bytu szczęścia. Sam zaś Bóg z łączenia się z Nim Jego stworzeń istotnego wzmożenia swego szczęścia nie otrzymuje, szczęście Jego, jako nieskończone zwiększyć się bowiem nie może. To, co stworzenia Mu przynoszą, ta chwała zewnętrzna, nie jest w żadnym stopniu konieczna do Jego szczęścia i nic istotnego Mu nie dodaje, On jej dla siebie nie potrzebuje, ale On jej chce dla stworzeń, aby i one nieco z Jego szczęścia zaznały.

To więc, co u człowieka jest egoizmem, u Boga jest szczytem bezinteresowności. On jeden ma prawo siebie stawiać za cel światu, bo On jeden jest w stanie dać każdej istocie to, czego ona w tym celu ostatecznym szuka, a mianowicie pełnię bytu i szczęścia.

Tak uzasadniona racja stworzenia świata daje temu światu jasny i wyraźny cel. Jest nim sam Bóg, z którego dobroci świat powstał i do którego jako do dobra najwyższego ma wciąż wracać. Powrót ten odbywa się bez przerwy; w miarę bowiem, jak każde stworzenie rozwija się w swej swoistej naturze o dochodzi do pełni doskonałości, nakreślonej przez Stwórcę — mądrość i doskonałość Boża uwydatnia się w nim coraz bardziej; upodabnia się ona do swego pierwowzoru, zbliża się niejako do niego i łączy się z nim. Ten proces nazywamy szerzeniem chwały Bożej, wielbieniem Boga przez całe stworzenie, i o nim to myśli Pismo Święte, gdy na każdej niemal karcie wskazuje ten hymn chwały i błogosławieństwa, które ziemia i niebo posyłają do Stwórcy. Otwórzmy Psalmy, taki np. Psalm 95, 96, 97 albo 112, 146, lub przypomnijmy sobie hymn trzech młodzieńców w piecu ognistym zapisany u proroka Daniela (3, 52 — 88), a przekonamy się, jak dusze, oddane Bogu, umieją wsłuchać się w niemą pieśń chwały, którą wszystkie stworzenia świata zanoszą bez przerwy do Stwórcy.

Ten jednak nieświadomy hymn, którego martwa i żywa, ale nierozumna przyroda nie przestaje nigdy śpiewać, nie mógł wystarczyć Stwórcy. On chciał mieć stworzenia, bardziej jeszcze podobne do Niego, zdolne świadomymi aktami ducha z Nim się łączyć, wiedzące, skąd wyszły i dokąd mają powrócić (J 13, 3). Dla uwydatnienia całej pełni Jego mądrości i mocy nie wystarczyło stworzyć świat materialny, ale wypadało nadto powołać do bytu świat ducha, to znaczy szereg istot wolnych od więzów materii, a przez to stokroć bardziej uzdolnionych do połączenia się z nieograniczonym duchem, jakim jest sam Bóg.

Jedne z nich stworzył Bóg raczej dla swej bezpośredniej służby - to aniołowie, czyste duchy, wolne od wszelkiej przymieszki materii i nie mające kontaktu ze światem materialnym. Inne przeciwnie — przeznaczone zostały dla utrzymania stałego stosunku między światem widzialnym a Stwórcą, i w tym celu do samej ich konstytucji weszły oba pierwiastki, cielesny i duchowy - to ludzie. Dusza ludzka ten pierwiastek duchowy, posiadający wszystkie własności czystych duchów; a więc i nieśmiertelność osobistą, i pozostałe uniwersalne, i wolność czynów, nie stanowi całej natury człowieka. Ciało jest również istotnym tej natury składnikiem i w stanie doczesnym związek tych dwóch pierwiastków jest taki ścisły, że dusza bez współdziałania ciała czynności swych rozwijać nie może

Postawieni na pograniczu świata materialnego i duchowego, tam, gdzie kończy się czas, a zaczyna się wieczność, mamy przeznaczone sobie od Stwórcy zadanie bardziej złożone, niż to by się na pozór wydawało. Jak każde stworzenie, winniśmy wracać do źródła, z któregośmy wyszli, i szerzyć chwałę Bożą, świadcząc całym życiem o nieskończonej mądrości, dobroci i doskonałości Stwórcy. Ale jako istoty duchowe, rozumne i wolne, winniśmy to czynić świadomymi aktami tych wszystkich władz naszej natury, które w naszym życiu moralnym biorą udział i które wszystkie winny nieść Bogu swą służbę. Poza tym jednak to świadome zwracanie Bogu chwały i czci Mu należnej winniśmy spełniać nie tylko przez wzgląd na siebie, na nasz cel osobisty, ale i przez wzgląd na świat materialny, który przez nas jedynie przychodzi świadomie do głosu i znajduje możność oświadczać Bogu ustami człowieka to, co niemym hymnem śpiewa Mu bez ustanku.

Trzeba się dobrze wmyślić w to wyjątkowe stanowisko, jakie człowiek otrzymał od Boga w dziele stworzenia, aby zrozumieć w całej pełni doniosłość modlitwy, jej wielostronne zadanie i rozmaite formy, jakie przybiera.

Pierwszym, co nas musi uderzyć, jest to ta naiwność ludzi, którzy w modlitwie widzą tylko pewne żebranie lub targowanie się z Bogiem i nie rozumiejąc stosunku człowieka do Boga, skłonni są zupełnie modlitwę odrzucić. Wnet zobaczymy, że modlitwa błagalna ma głębokie uzasadnienie i lekceważona być nie może, a jednak nie ona jest pierwszą i najistotniejszą formą modlitwy. Pierwszą i najistotniejszą funkcją modlitwy jest chwała i cześć Boża, które każde stworzenie winno Bogu przynosić. O Bogu, a nie o sobie, winien więc człowiek najpierw myśleć, toteż i Zbawiciel, ucząc apostołów, jak się mają modlić, zaczął od słów chwały, aby dopiero potem przejść do słów prośby: najpierw święć się Imię Twoje, a potem dopiero chleba naszego powszedniego. 

Modlitwa jako najważniejsza funkcja życia powinna najpierw iść do Boga, o Nim myśleć, Jemu służyć, w myśl słów św. Pawła: a co żyje, żyje Bogu (Rz 6, 10). Potem dopiero wolno jej się zająć potrzebami modlącego się i w kornej prośbie przedstawić je Stwórcy. Łatwo zrozumieć, że nierachowanie się z tymi podstawowymi prawami wiary, odnoszącymi się do celu stworzenia świata i do celu modlitwy, może wprowadzić poważne spaczenie w życiu chrześcijan, szerząc w nich pewien ukryty egoizm lub utylitaryzm duchowy i utrwalając wśród ludzi, którzy stoją poza Kościołem, to przekonanie, że pobożność chrześcijańska nie tyle polega na służeniu Panu Bogu, ile na posługiwaniu się Panem Bogiem.

Gdy natomiast modlitwę chwalebną postawimy, jak należy, na pierwszym miejscu, natychmiast pojmiemy, że nutą dominującą naszej wiary jest nie egoizm, nie utylitaryzm, nie posługiwanie się Bogiem, ale służba Boża, zapominanie o sobie dla Boga, to gubienie własnej duszy, o którym mówi Zbawiciel (Mk 8; 35). Tego maksimum bezinteresowności żaden system moralny nie osiągnął, bo żaden nie był w stanie tak wyraźnie wskazać człowiekowi celu, dla którego został stworzony, ani zadań, które zeń wypływają.

I podkreślmy raz jeszcze, że modlitwa chwalebna z podwójnego tytułu człowieka obowiązuje: raz ze względu na niego samego, drugi raz ze względu na świat materialny, którego jest rzecznikiem wobec Boga.

Jak każde stworzenie Boże, człowiek winien wracać do Boga, upodobniając się do Niego i uwydatniając w swym rozwoju te cechy doskonałości Bożej, które Stwórca złożył w jego naturze. To jest to pierwsze podstawowe szerzenie chwały Bożej, które i stworzenia nierozumne spełniają w sposób nieświadomy, rozwijając w sobie te pierwiastki Boże, które są istotnymi składnikami ich natury.

Człowiek, jako istota obdarzona pierwiastkiem ducha, a więc rozumna i wolna, winien tę chwałę szerzyć świadomie, tak kierując działalnością wszystkich władz swoich, aby go ona do Boga coraz bardziej zbliżała i przez to coraz silniej promieniowała chwałą na cześć Stwórcy.

Funkcja ta na tym większą zasługuje uwagę, że dzięki swej wolności człowiek może ją zaniedbać, a nawet wbrew niej postępować, popełniając czyny oddalające go od Boga i. sprzeciwiające się czci i chwale, którą Mu jest winien. Może on w pewnej mierze to, czego istoty nierozumne nie mogą, mianowicie całym swym rozwojem duchowym pokierować w kierunku przeciwnym celowi przeznaczonemu mu od Boga. Człowiek jest w stanie odwrócić się od Boga, nawet przeciwstawić siebie Bogu, stawiając sobie własną wielkość i własne wywyższenie za cel życia. Ma się rozumieć, że wyłamując się dobrowolnie z planu Bożego pod jednym względem, wraca doń pod innym i niedobrowolnie go wypełnia. Ponosząc bowiem następnie skutki swego grzechu, oddaje on świadectwo sprawiedliwości Bożej i w ten sposób też przyczynia się do szerzenia chwały Stworzyciela. Doskonale wyraził to Goethe, mówiąc o szatanie, że jest on tą potęgą, która wciąż chce zła, a jednak wciąż przyczynia się do dobra: jene Kraft, die stets das Böse will und stets das Gute schafft. I człowiek więc nie może z ogólnego planu Opatrzności Bożej się wyłamać. Jeśli nie chce, spełniając swe własne zadanie, dobrowolnie współdziałać w tym planie i szerzyć z własnej woli chwałę Bożą, to ponosząc skutki swego odstępstwa, będzie oddawał świadectwo sprawiedliwości Bożej i tym sposobem będzie też mimo swojej woli współdziałał w pracy szerzenia chwały Bożej, podobnie jak to czynią nierozumne stworzenia. Podczas jednak gdy dobrowolne szerzenie chwały Bożej byłoby dla niego źródłem szczęścia, niedobrowolne musi być, przeciwnie, źródłem cierpienia, męki i w końcu może nieszczęścia na wieki.

Lecz oprócz tych funkcji osobistych, wspólnych z każdym stworzeniem, a w szczególności ze stworzeniami duchowymi, człowiek ma, jakeśmy widzieli, i pewną szczególną funkcję wobec świata, którą by się chciało nazwać społeczną. Będąc istotą złożoną z pierwiastka cielesnego i duchowego, jest on jakby łącznikiem między dwoma światami — tym jedynym przedstawicielem wszechświata materialnego, zdolnym chwalić Boga językiem ducha.

I oto w samym założeniu świata widzialnego jest jakby pewien układ między człowiekiem a resztą stworzenia nie obdarzoną rozumem. Wszystko poddane jest pod stopy człowieka (Ps 8, 7), cały świat mu służy i jest do jego dyspozycji, ale za to on ma temu światu pomagać wracać do Boga i szerzyć Jego chwałę. On ma w imieniu świata wypełniać to, czego wszystkie stworzenia świata nie są w stanie uczynić, a co jest w mocy najmarniejszego człowieka, dziecka nawet, gdy dojdzie do używania rozumu, mianowicie świadomym aktem rozumu i woli posyłać Bogu tę chwałę, która rozsiana jest po całym świecie, i łączyć się z Nim aktami miłości i modlitwy.

Na tym polega głęboki symbolizm modlitwy przed i po jedzeniu. W czasie posiłku całe stworzenie, przedstawione przez trzy królestwa: mineralne, roślinne i zwierzęce, staje do usług człowieka, aby go utrzymać przy życiu, człowiek zaś przed i po spożyciu pokarmu już nie tylko w swym imieniu, ale w imieniu całego stworzenia składa hołd i dzięki Bogu i Stwórcy wszechrzeczy.

Mamy w Księdze Mądrości ciekawy ustęp, opisujący, z jaką gotowością przyroda staje do usług tym, którzy chcą Bogu służyć, jak natomiast buntuje się przeciw tym, którzy nią się posługują, a sami o Bogu zapominają albo się odeń odwracają: Stworzenie bowiem Tobie, Stworzycielowi, usługując, zapala się ku męce na niesprawiedliwe, a ucisza się ku okazaniu dobrodziejstwa tym, którzy w Tobie ufają (Mdr 16, 24).

Jest w tych słowach coś więcej niż przenośnia. Korzystać ze stworzenia, a nie chcieć służyć Bogu, jest pewnego rodzaju wyzyskiem świata, oszukaństwem, niedotrzymaniem umowy, niewypełnieniem podstawowej swej funkcji, dla której się jest przez świat utrzymywanym. Kto się odwróci od Boga i cel swój w stworzeniu pomieści, szczęścia w nim nie znajdzie. Żadne stworzenie nie zgodzi się okradać Stwórcy z tej czci i chwały, która Mu się należy jako ostatecznemu celowi wszechrzeczy. Nie będąc w stanie nasycić tego głodu dobra nieskończonego, jaki tkwi na dnie każdej duszy nieśmiertelnej, z konieczności stanie się ono źródłem udręczenia dla tych, którzy w nim szukają najwyższego szczęścia. To znaczą słowa, że stworzenie zapala się ku męce na niesprawiedliwe.

Gdy natomiast człowiek, wiernie służąc Bogu i nie zapominając, że On jest jego celem, posługuje się stworzeniem do osiągnięcia tego celu, wtedy i stworzenie ucisza się ku okazaniu dobrodziejstwa, ma bowiem pewność. że służba, jaką świadczyć będzie człowiekowi, nie zostanie odwrócona od swego właściwego przeznaczenia, że dotrze ona w formie aktów miłości i czci do stóp tronu Bożego. 

Dziś, wobec skażenia natury ludzkiej przez grzech pierworodny, świat słusznie może być uprzedzony do człowieka. Wie on, jak często jest wyzyskiwany i oszukiwany, jak liczne są jednostki ludzkie, które ani myślą zwracać Bogu w formie czci i chwały tych wszystkich dobrodziejstw, które ze stworzeń czerpią. Toteż świat jest w stosunku do człowieka wciąż na stopie wojennej i ze wszech stron czyha na jego życie. Ale niech spostrzeże duszę prawdziwie Bogu oddaną, wnet gotów się uciszyć i otoczyć ją wprost cudowną opieką. Tym się tłumaczy ta moc nadprzyrodzona, którą nieraz wobec sił przyrody posiadali wielcy święci. Wielka miłość Boga, panująca całkowicie w ich duszy, była gwarancją, że ani jeden pierwiastek chwały nie zostanie odwrócony od swego przeznaczenia, że wszystko, co im świat da, upiększone i cudownie przeistoczone, wróci do Boga w modlitwie promieniem chwały.

Do takich wszystko się garnie: bałwany morskie i wiatry słuchają ich rozkazów, góry i skały ustępują im miejsca, trucizny tracą moc zabójczą, dzikie zwierzęta, lwy i wilki, jak baranki, łaszą się im do nóg, ptaszki na ich głos zlatują się, aby im śpiewać i świergotem swym ich rozweselać, nawet rybki wyskakują na brzeg, aby im za pokarm służyć: słowem, świętość daje coś z tej mocy panowania nad światem, którą pierwsi rodzice posiadali przed grzechem pierworodnym. Sprawia bowiem, że człowiek staje się doskonałym łącznikiem między światem a Bogiem i wiernie spełnia swą funkcję przetwarzania niemego hymnu chwały istot nierozumnych na stokroć potężniejszy i wymowniejszy hymn chwały, jaki jedynie duch zdolny jest śpiewać w modlitwie Stwórcy wszechrzeczy.

Zapewne, że ta władza świętych nad przyrodą jest dla legendy i poezji cudownym polem, którego nigdy nie przestaną uprawiać. A jednak na dnie tych cudownych opowiadań jest coś więcej niż twory wyobraźni; jest tam pewna rzeczywistość, której sowie oczy ludzi, przyzwyczajonych do ciemności świata przyrodzonego, nie dostrzegają. Do tego trzeba mieć oczy zaprawione do światła nadprzyrodzonego, do badania głębokości Bożych (1 Kor 2, 10). Inaczej ma się oczy do patrzenia, a nie widzi się, ma. się uszy do słuchania, a nie słyszy się(Ez 12, 2).

Oto jak się przedstawia podstawowe uzasadnienie modlitwy. Z żelazną koniecznością wypływa ona z celu, jaki Bóg miał, tworząc świat, i z istnieniem świata jest tak ściśle związana, że gdyby pewnego dnia rodzaj ludzki przestał się modlić, świat straciłby świadomą łączność z Bogiem i nie wiadomo, czy by mógł dalej istnieć, czy by go Bóg w mgnieniu oka nie obrócił w nicość, tak jak go kiedyś z nicości powołał do bytu.

Jasne jest jednak, że ten charakter absolutnej konieczności ma jedna tylko modlitwa — chwalebna; modlitwa błagalna, której głębokie uzasadnienie wnet zobaczymy, tej absolutnej konieczności nie ma. Bóg mógłby był tak stosunki ludzkie urządzić, aby człowiek miał wszystko, co mu jest potrzebne do osiągnięcia szczęścia, i o nic nie potrzebował Go błagać. Tak też rzeczy się mają u kresu naszego życia, gdy dojdziemy do oglądania Boga twarzą w twarz (1 Kor 13, 12); tam już o nic nie będziemy potrzebowali Go prosić dla siebie. Ale obowiązek chwalenia Boga nigdy nie ustanie, żadne stworzenie nie może być odeń uwolnione, jest on bowiem konieczną konsekwencją celu, dla którego zostało ono stworzone.

Dla człowieka obowiązek ten jest jeszcze większy, gdyż on jeden jest w stanie świadomie go spełniać i za siebie samego, i za cały świat, który jemu służy. Toteż konieczną jest rzeczą przypominać mu wciąż to pierwsze i najważniejsze zadanie życia. Już od dzieciństwa trzeba, aby każdy pojął pierwszą część Modlitwy Pańskiej, szczególnie pierwszą prośbę święć się Imię Twoje, w niej bowiem kryje się najistotniejszy obowiązek życia duchowego - świadome szerzenie chwały Bożej.

Od zrozumienia tych podstawowych prawd zależy cały rozwój życia duchowego, to, co by się chciało nazwać nastawieniem duszy. One jedynie mogą się stać podkładem poprawnego stosunku duszy do Boga, w którym bezinteresowne szerzenie chwały Bożej winno dominować nad interesownym poszukiwaniem własnego szczęścia. One tylko mogą sprawić, że zasadniczym tonem naszego życia religijnego będzie służyć Bogu, a nie posługiwać się Bogiem. One wreszcie mogą powiązać nierozerwalnymi więzami modlitwę z życiem codziennym i dać pełne zrozumienie słów Zbawiciela, że trzeba się zawsze modlić i nie ustawać (Łk 18, 1). Jeśli bowiem pierwszą funkcją modlitwy jest chwalić Boga, modlitwą będzie wszystko, co Go chwali. Otóż chwałę Bożą nie mniej od modlitwy szerzy pełnienie woli Bożej w codziennym życiu chrześcijanina.





Spis treści