Pełnia modlitwy
Jacek Woroniecki OP



WSTĘP
O autorze

Wtedy był jeden ojciec Jacek w Polsce. Te słowa napisał Stefan kardynał Wyszyński, kiedy redakcja miesięcznika "W drodze" poprosiła go o złożenie świadectwa o ojcu Jacku Woronieckim w dwudziestopięciolecie jego śmierci (" W drodze" nr 8/1974). Ojciec Jacek był niewątpliwie jednym z luminarzy Kościoła i kultury katolickiej, którzy w okresie międzywojennego dwudziestolecia wywarli niezaprzeczalny wpływ na formację intelektualną polskiego katolicyzmu, na kształtowanie wiary myślącej.

Adam Korybut Woroniecki urodził się 21 grudnia 1878 roku w Lublinie jako syn księcia Mieczysława Woronieckiego i Marii z Drohojowskich. Był drugim dzieckiem spośród ośmiorga rodzeństwa. Pierwsze lata przeżył w majątku Kanie koło Chełma Lubelskiego. Po ukończeniu rosyjskiego gimnazjum w Warszawie i odbyciu rocznej służby wojskowej w pułku huzarów grodzieńskich rozpoczął, zgodnie z życzeniem ojca — absolwenta Warszawskiej Szkoły Głównej, studia przyrodnicze we Fryburgu szwajcarskim.

Rodzące się wątpliwości na temat powołania rozstrzygnął ojciec Honorat Koźmiński, kapucyn z Nowego Miasta, polecając w czasie spowiedzi: Masz być kapłanem. Za jego radą Adam Woroniecki po ukończeniu studiów przyrodniczych zapisał się na teologię, również we Fryburgu. Studia te uwieńczył stopniem licencjata w 1905 i w tym samym roku wstąpił do seminarium duchownego w Lublinie, gdzie 10 marca 1906 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Rozpoczyna wykłady Pisma Świętego i katechetyki w lubelskim seminarium, pełniąc zarazem obowiązki kapelana-sekretarza biskupa Franciszka Jaczewskiego oraz prefekta gimnazjalnego. Wakacje wykorzystuje na podróże po Polsce i całej niemal Europie. W 1907 roku bierze urlop z diecezji i wraca do Fryburga, gdzie w dwa lata później uzyskuje stopień doktora na podstawie pracy Główne podstawy socjologii tomistycznej. Dziesięcioletni kontakt ze środowiskiem uniwersytetu fryburskiego w okresie największego rozkwitu tej uczelni, skupiającej profesorów światowej sławy, zaważył na życiu i orientacji myślowej Adama Woronieckiego. Tu zetknął się również z wybitnymi dominikanami — wykładowcami na wydziale teologicznym. Po latach poszukiwań swojej drogi życiowej ks. Adam Woroniecki wstępuje do dominikanów i jako brat Jacek odbywa nowicjat w klasztorze św. Dominika w Fiesole koło Florencji. Tu zapada na wagotonię, chorobę nerwu błędnego, która nie opuści go do końca życia. Decyzją generała zakonu, ojca Cormiera, nowicjat kończy w Rzymie i zostaje sekretarzem studiów na dominikańskim uniwersytecie Angelicum. W latach 1911-1923 ojciec Jacek pełni funkcje ojca duchownego i wiceregensa konwiktu dla księży we Fryburgu.

W 1914 schorowany przenosi się do Krakowa, gdzie w dominikańskim Studium Generalnym wykłada etykę, sprawuje pieczę nad archiwum i jest współpracownikiem Komisji Historii Filozofii Akademii Umiejętności. W 1916 roku zostaje mianowany profesorem filozofii na uniwersytecie fryburskim. Tocząca się wojna światowa przeszkadza jednak w wyjeździe i objęciu stanowiska. Od 1919 roku pracuje na dopiero co powstałym Katolickim Uniwersytecie Lubelskim jako profesor w katedrze teologii moralnej, a w latach 1922-1924 obejmuje po ks. Idzim Radziszewskim stanowisko rektora, przyczyniając się w trakcie swojej kadencji do rozwoju tego znaczącego ośrodka myśli katolickiej w Polsce.

W 1929 roku zostaje mianowany profesorem teologii moralnej i pedagogiki na papieskim uniwersytecie dominikańskim Angelicum w Rzymie. W tym też czasie otrzymuje najwyższą w Zakonie Dominikanów godność magistra św. teologii. Nawrót choroby przynagla go do powrotu do kraju, w którym już pozostanie do końca życia. We Lwowie kieruje dominikańskim studium filozoficzno-teologicznym i wykłada tam teologię moralną, a następnie patrologię i historię Kościoła. W latach 1938-1939 jest redaktorem Szkoły Chrystusowej, miesięcznika poświęconego życiu chrześcijańskiemu, wydawanego przez lwowskich dominikanów. Po wizytacji Polskiej Prowincji, przeprowadzonej w 1933 roku przez generała zakonu, ojca Stanisława Gilleta, kapituła powierza mu urząd socjusza prowincjała oraz kasę prowincji. W tej intensywnej i różnorakiej pracy ojca Jacka wyraża się pragnienie zrealizowania w ówczesnych warunkach ideałów zakonu dominikańskiego, którego historię, ducha, dorobek intelektualny i apostolski znał jak mało kto. Ze wszystkich sił popierał przemiany, jakie dokonywały się w świadomości nowego pokolenia dominikanów żyjących w wolnej Polsce. Chciał wśród swoich polskich braci zaszczepić najlepsze tradycje zakonu św. Dominika. Był głęboko przekonany, że dominikanie są w Kościele i dla Kościoła, który potrzebuje ich sprawdzonego w ciągu wieków sposobu służenia Prawdzie. Wykorzystując zaufanie, jakim cieszył się u władz zakonnych w Rzymie, dążył do przeprowadzenia niezbędnych reform, do likwidacji majątków ziemskich na kresach wschodnich oraz istniejących tam małych placówek, przeciążonych pracą parafialną, by wszystkie siły skupić w wielkich ośrodkach miejskich, które sprzyjałyby pełnemu życiu klasztornemu, naukowemu i apostolskiemu. Realizacją tej myśli było podjęcie budowy konwentów w Poznaniu i w Warszawie oraz starania o odzyskanie dawnych klasztorów dominikańskich w miastach uniwersyteckich — Lublinie i Wilnie. W latach 1937-1939 ojciec Jacek jest regensem Studium Generalnego w Warszawie na Służewie, które według dalekowzrocznych planów miało stać się ośrodkiem naukowym służącym wszystkim prowincjom słowiańskim Zakonu Dominikanów. Rangę nowej placówki naukowej podkreślali sprowadzeni z zagranicy wybitni profesorowie. Ojciec Woroniecki żywo uczestniczy w redagowaniu zaczynającego wychodzić w Warszawie w 1939 roku Polskiego Przeglądu Tomistycznego. W latach okupacji kieruje Studium Generalnym w Krakowie i wykłada tam teologię moralną.

Ojca Woronieckiego znano w środowiskach naukowych, uniwersyteckich, inteligenckich. Swoim autorytetem służył młodzieży, szczególnie udzielając się w Stowarzyszeniu Młodzieży Akademickiej "Odrodzenie". Był wziętym konferencjonistą. Pod koniec życia zajął się głównie pracą pisarską. W ciągu całego życia napisał wiele dzieł, prezentujących dużą rozpiętość zainteresowań ich autora, od Katolickości tomizmu zaczynając, poprzez Przewodnik po literaturze religijnej i pokrewnych dziedzinach filozofii i nauk społecznych, Około kultu mowy ojczystej, Życie religijne współczesnej inteligencji polskiej, Pełnię modlitwy, Umiejętność rządzenia i rozkazywania, monografie o św. Jacku, błogosławionych Czesławie i Sadoku, o świątobliwym ojcu Fabianie Maliszowskim, a kończąc na trzytomowej Katolickiej etyce wychowawczej — największym dziele, w którym uniwersalistyczna myśl św. Tomasza z Akwinu spotkała się z polskim etosem. Bibliografia prac ojca Jacka, obejmująca książki, rozprawy, studia i artykuły, sięga 200 pozycji. Poza tym ponad 60 nie wydanych jeszcze prac rękopiśmiennych znajduje się w Archiwum Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie.

Ojciec Efrem Gliński, któremu poważnie chory ojciec Jacek zwierzał pewne sprawy w ostatnich miesiącach swego życia, zanotował szczegóły wzbogacające duchowy portret autora Pełni modlitwy:

Mimo swego intelektualnego nastawienia rozumiał i doceniał w pełni wartość głębokiej pobożności i mistycznego zżycia się z Bogiem. Do Mszy św. zawsze się przygotowywał, odprawiał ją energicznie, nie przeciągając, potem odbywał dłuższe dziękczynienie. Codziennie, w duchowej łączności z gronem kierowanych przez siebie osób, zwykł odmawiać Stabat Mater, często odprawiał egzorcyzmy; brewiarz odmawiał w stałych porach dnia. Nie opuszczał też Różańca; przed śmiercią prosił, by modlono się przy nim: Mówcie Różaniec, mówcie Różaniec.

Na życie patrzył trzeźwo, realnie, ale bardzo wiele liczył na pomoc Bożą i drugim często polecał odwoływać się do niej.

W konfesjonale był nadzwyczaj delikatny, nie chcąc, jak zwykł mówić wchodzić do duszy z kaloszami. Niczego nie narzucał, ale zasady życia chrześcijańskiego stawiał jasno i mocno. Umiał czekać cierpliwie na poruszenie łaski w duszy penitenta, modląc się gorąco za niego. Wiele dusz skierował na drogę powołania zakonnego i kapłańskiego; założył zgromadzenie Sióstr Dominikanek Misjonarek od Jezusa i Marii (swoją rolę założyciela pragnął wobec władz duchownych zachować w tajemnicy).

Ostatnie lata życia przyniosły owoce jego wielkiego wysiłku. Wiele idei, o które walczył, zostało ziszczonych. Zwracano się doń w najrozmaitszych potrzebach z prośbą o radę. Udzielał porad w kwestiach postępowania kleru wobec okupanta, w kwestiach moralnych, prawnych, beatyfikacyjnych i innych; wielu osobom osobiście lub listownie udzielał wskazówek dotyczących ich potrzeb. Nieraz też, gdy go proszono, wydawał sąd w sprawach literackich, oceniając dzieła, pisząc recenzje i przedmowy. W miarę możności odpowiadał każdemu, niejednokrotnie sam w liście prywatnym atakował przeciwników, prostując ich zapatrywania lub domagając się wyjaśnień.

W sprawach teologii, religii i życia katolickiego w Polsce stał się niejako wyłącznym autorytetem. Charakterystycznym jest tu powiedzenie kardynała Hlonda, skierowane do sióstr niepokalanek: Idźcie do ojca Jacka Woronieckiego, to najjaśniejsza głowa, jaką posiadamy. Mimo że chory — on wam pomoże. I rzeczywiście pomógł.

W tych bardzo ciężkich cierpieniach duch kapłański ojca Jacka dojrzewał.

Msze święte, skrupulatnie przez niego notowane, wykazują coraz większe luki; już nie może korzystać nie tylko z przywileju odprawiania Mszy św. w celi, co przez kilka lat czynił, ale nawet z odprawiania jej siedząco.

Rozumie teraz inaczej swoje kapłaństwo; w dzień św. Stanisława w 1948 roku zapisuje:

Sero amavi te, sacerdotium Christi, et nunc lachrymae meae panes mihi sunt die et nocte...

Późno dojrzało w mej duszy pełne umiłowanie kapłaństwa Chrystusowego i głębsze przeniknięcie jego tajemnych mocy, które zostały przelane do mej duszy w chwili, gdy ręce biskupa - konsekratora odcisnęły na niej charakter kapłański. One to miały ożywić całą mą pracę duszpasterską, dać jej ciepło, i światło, i rozmach, i umiar, a jeśli tego nie dały, to dlatego, że ich dość nie umiłowałem, żem się nimi nie przenikał dostatecznie na modlitwie, żem rachował na własne siły przyrodzone, na zdolności, wykształcenie nabyte długą pracą, na te czynniki, które u ludzi coś znaczą, a które i Bogu mogą służyć, gdy są przeniknione łaską. U mnie nie panowała ona dostatecznie nad działalnością kapłańską, nie zdawałem sobie dość sprawy z tego, że jestem narzędziem do uprawiania niwy Bożej, że mam maleć, aby Ten, który mnie posłał, rósł w duszach ludzkich.

Późno ukochałem cię, kapłaństwo Chrystusowe, i dziś łzy przesłaniają mi oczy, gdy to piszę, a piszę ku przestrodze młodych, aby nie marudzili na drodze powołania, aby od pierwszej chwili umiłowali całą siłą duszy to święte znamię kapłaństwa, będące szczególnym udziałem w kapłaństwie Chrystusowym, dowodem największego zaufania, jakie Bóg może okazać człowiekowi>. (...)

Dusza jego odeszła do Boga dnia 18 maja 1949 roku wieczorem, przy śpiewie pięknej antyfony, którą dominikanie żegnają odchodzących z tego świata: Salve Regina. ("Homo Dei" nr 5/63/1949)

Ojciec Jacek Woroniecki był teologiem — humanistą o wielkiej kulturze naukowej i rozległych zainteresowaniach. Studia matematyczno — przyrodnicze wyrobiły w nim ścisłość obserwacji i rozumowania, tomizm nauczył głębi myślenia i dążenia do syntezy. Szczególnie pasjonowały go pedagogika i historia. Bliski był mu świat ojczystej literatury i sztuki. Słowem pisanym i mówionym uczył chrześcijańskiego obiektywizmu i uniwersalizmu, dokonał trzeźwej oceny postawy religijnej ówczesnej inteligencji polskiej, zwracając uwagę na grożące jej niebezpieczeństwo fideizmu, sentymentalizmu i indywidualizmu, położył filozoficzno - moralne podwaliny pod katolicką naukę o społeczeństwie, był w Polsce pionierem chrześcijańskiego personalizmu. W sprawach trudnych, domagających się jasnych rozstrzygnięć, uchodził za wielki autorytet. Sam przede wszystkim był człowiekiem głębokiej wiary, o której pisał, iż winna być wyrazem mocnego przekonania, że swą wartością przewyższa wszystko, cokolwiek świat i życie doczesne dać nam mogą.

W 1974 roku, w 25-lecie zgonu ojca Jacka Woronieckiego, podczas odsłonięcia tablicy ku jego czci w krużgankach klasztoru dominikanów krakowskich, Karol kardynał Wojtyła nazwał go pionierem pewnej postaci myślenia i działania, pewnej postaci życia katolickiego u świadomości Kościoła... był jednym z tych, którzy pomogli nam i nadal pomagają wierzyć we własne siły. Ojciec Jacek kształtując kulturę katolicką w Polsce czerpał z wielkiej tradycji kultury chrześcijańskiej Zachodu. Jednocześnie przychodząc na Zachód, do Rzymu, jako nauczyciel przynosił tam z sobą dojrzały owoc nie tylko własnych przemyśleń, ale również owoc wyrosły ze spotkania myśli zachodniej, szczególnie tomistycznej, z naszym doświadczeniem, z naszą historią i kulturą, z właściwościami polskiej duszy. Dlatego warto przez przypomnienie tej postaci ożywić w nowych pokoleniach właśnie wiarę we własne siły i moc polskiego ducha.



Spis treści