O. Maria Eugeniusz OCD


JanodKrzyza.jpg (16134 bytes)

 

W jaki sposób tworzą się stygmaty?

 

Bezpośrednia działalność Boża.

Że stygmaty wymagają bezpośredniej akcji Boga lub szatana, używających jakiegoś narzędzia, jest najbardziej rozpowszechnioną opinią, którą zdają się uwierzytelnić opisy stygmatyzacji świętego Franciszka z Asyżu. Podczas jego postu na górze Alverno, pewnego dnia, gdy zbliżało się święto Podwyższenia Krzyża, ukazał mu się ukrzyżowany serafin, napełniając jego duszę miłością i współczuciem.

Światy Bonawentura opowiada: "Po niebiańskiej i serdecznej rozmowie widzenie znikło, zostawiając w jego sercu nieopisany żar i odciskając na jego ciele cudowne piętna Ukrzyżowanego... Istotnie, ukazały się ślady gwoździ ,po stronie wewnętrznej dłoni i zewnętrznej stóp, a po stronie przeciwnej znaki ich zaostrzonych końców. Jego prawy bok wyglądał jak przebity włócznią - przecinała go czerwona blizna, z której często spływała krew i wsiąkała w jego odzienie" 1)

Jeszcze wyraźniej święty Franciszek Salezy precyzuje bezpośrednie działanie serafina w wytwarzaniu stygmatów. Tak pisze w swoim Traktacie o miłości Bożej: "Z drugiej strony, widząc tak żywo odtworzone rany ukrzyżowanego Zbawiciela, poczuł w swej duszy ten miecz gwałtowny, który przebił świętą pierś Dziewicy-Matki w dniu Męki Pańskiej, z takim wewnętrznym bólem, jakby został ukrzyżowany razem ze swoim Zbawcą... Dusza zatem, w ten sposób skruszona, rozpływająca się niemal w miłosnym cierpieniu, jest w ten sposób doskonale przygotowana na odbieranie presji, oznak miłości i cierpień od swego wszechwładnego Umiłowanego... Dusza z pewnością czuła się całkowicie przeobrażona w taki sam krucyfiks. Otóż dusza, jako nadająca kształt i władająca ciałem, używszy swej nad nim przewagi, odcisnęła na nim bolesne rany w tych samych miejscach, w których cierpiał od nich jej Umiłowany. Miłość tak wspaniale wyostrza Wyobraźnię, że dociera ona na zewnątrz. Ale aby od zewnątrz otworzyć rany w ciele, tego miłość nie umie dokonać. Dlatego właśnie płomienny serafin przybywa na pomoc i razi promieniami o tak przenikającej na wskroś jasności, że wywołują one rzeczywiste rany na ciele, takie jak na krucyfiksie, które miłość zadała poprzednio głębinom duszy" 2)

Takie relacje zdają się potwierdzać fakt, że proces psychiczny nie jest zdolny do wytworzenia zewnętrznych ran, jaka by nie była intensywność fizycznego bólu, którym ciało uczestniczy we współczuciu duszy z cierpieniami ukrzyżowanego Jezusa. Stygmaty świętego Franciszka z Asyżu byłby więc dziełem bezpośredniej akcji Boga, który użył anioła jako narzędzia. Taka opinia znajduje stanowcze poparcie znakomitych neurologów. Profesor Jean Lhermitte, członek [Francuskiej] Akademii Medycznej, pisze: "Proces stygmatyzacji ukazuje się nam jako coś zupełnie niezrozumiałego, nie do pomyślenia. Rzeczywiście, nie istnieje żaden proces fizjologiczny, który by w jakimkolwiek stopniu przypominał stygmatyzację. Zjawisko to, jeśli nie jest zwykłym oszustwem, stanowi właściwości pewnej kategorii osób i podlega mechanizmom, wymykającym się całkowicie spod jego ujęcia naukowego. I gdybym chciał zastosować terminologię używaną nieco dalej [w tym piśmie] przez księdza Journet, musiałbym oświadczyć, że nie ma ani stygmatyzacji psychologicznej, ani diapsychologicznej, ani ekstrapsychologicznej" 3)

(...)

Konkluzja. Jak widzimy, hipoteza procesu naturalnego w tworzeniu się stygmatów nie tłumaczy wszystkiego. Pozostawia wiele ciemnych punktów, zarówno w dziedzinie psychologii, jak i fizjologii. Mimo to jest bardzo pociągająca i całkowicie nam odpowiada. Wydaje się tradycyjną u autorów mistycznych, którzy, według doktora Wunderle, "widzą w cielesnej, krwawej stygmatyzacji zakończenie procesu, rozpoczętego w duszy podniesionej do stanu mistycznego" 4).

Profesor cytuje Gorresa i Ruysbroecka. Interwencja, taka jaką nam przedstawia święty Franciszek Salezy i którą uważa za konieczną, mogłaby doskonale stanowić przykład pośredniej działalności Boga. Święty powiada, że "płomienny serafin przybywa na pomoc i razi promieniami o tak przenikającej na wskroś jasności, że wywołują one rany na ciele, takie jak na krucyfiksie, które miłość zadała poprzednio głębinom duszy" 5).

Czyż świetliste promienie płynące z wizji są rzeczywiście czymś innym niż "siła plastyczna", o której mówi doktor Wunderle?

Argumentem najwyższej wagi jest bardzo wyraźne stwierdzenie świętego Jana od Krzyża. Oto, co pisze na temat stygmatów: "Wróćmy do dzieła, jakiego dokonuje serafin. Jest to prawdziwe przebicie i zranienie wewnętrzne duszy. Czasem jednak, jeśli Bóg pozwala, żeby i na zewnątrz, w zmysłach, objawił się jakiś skutek o- to stosownie do wewnętrznego zranienia ukazuje się również przebicie i rana zewnątrz. Zdarzyło się to np. wtedy, gdy serafin zranił świętego Franciszka. Po zranieniu bowiem jego duszy pięcioma ranami miłości, objawił się i skutek tych ran na jego ciele, na którym zostały one wyciśnięte, raniąc go tak, jak jego dusza została zraniona miłością. Albowiem Bóg zwykle nie daje żadnej łaski dla ciała, nie dawszy jej wpierw, i to w głównej mierze duszy" 6).

Według świętego Jana od Krzyża stygmatyzacja wewnętrzna stanowi łaskę główną, otrzymywaną dzięki działalności Boga. Stygmaty na ciele są tylko jej objawem zewnętrznym, dozwolonym przez Boga w poszczególnych wypadkach. Nieco dalej, w związku ze sprawą wzajemnego stosunku zmysłów i ducha w pochodzie ku Bogu, Święty precyzuje swoją opinię na temat pochodzenia stygmatów: "Inna rzecz, gdy skutki duchowe przelewają się z duszy na zmysły, gdyż to wskazuje, że dusza już przedtem wiele otrzymała, jak to można poznać z tego, co powiedzieliśmy o ranach, ujawniających się z wewnętrznej mocy na zewnątrz" 7).

Teksty powyższe wyraźnie zakładają istnienie procesu psycho-fizjologicznego, który wyjawia za pomocą zewnętrznych ran wewnętrzną stygmatyzację zrealizowaną przez działalność Boga. To stwierdzenie nie jest ogólnikowym oświadczeniem mistyka, który zwrócił uwagę tylko na aspekt duchowy zagadnienia. Święty Jan od Krzyża jest doświadczonym psychologiem i, jak to określono, znakomitym "klinicystą". Oto kliniczne obserwacje przeprowadzone nad stygmatami; towarzyszą im rozważania teologiczne i duchowe, które ujawniają, że Święty, jeśli sam go nie doświadczył, to w każdym razie przestudiował dokładnie ten wypadek: "Im większa jest rozkosz i siła miłości, która wewnątrz duszy zadaje ranę, tym silniej się objawia na zewnątrz ból w ranie ciała, gdyż ze wzrostem jednej rośnie też i druga. Dzieje się to zaś dlatego, że dusze te są już oczyszczone i zanurzone w Bogu, i to, co dla ich słabego ciała jest przyczyną bólu i męczarni, smakowite jest i przyjemne dla ich mężnego i zdrowego ducha... Trzeba jednak zaznaczyć, że gdy to zranienie istnieje w samej tylko duszy, bez objawiania się na zewnątrz, wtedy rozkosz może być większa i wznioślejsza. Ciało bowiem ujarzmia duszę i gdy dobra duchowe i jemu się udzielają, wtedy ono ściąga cugle i nakłada wędzidło temu lotnemu rumakowi ducha i poskramia jego gwałtowny bieg" 8).

U świętego Jana od Krzyża nie znajdujemy najmniejszej aluzji do bezpośredniej działalności Boga w wytwarzaniu zewnętrznych stygmatów. Święty nie stawia sobie nawet pytania, czy taka bezpośrednia działalność byłaby potrzebna, tak jest dla niego jasne, że stygmatyzacja zewnętrzna jest rezultatem stygmatyzacji wewnętrznej. Ta spokojna pewność, co do słuszności swoich tez u mistrza tak wnikliwie odróżniającego różne formy działalności Bożej od wszelkich zjawisk psychicznych, kompensuje z nadwyżką wszystkie mroczne i zbijające z tropu sprawy, które uczeni wynajdują w procesie psycho-fizjologicznym. Jest ona w naszych oczach najsolidniejszym argumentem na poparcie tej hipotezy, która niepokoi jeszcze neurologa, ale zadowala mistyka i psychologa.

W gruncie rzeczy, jeśli rozwój naturalnego procesu stygmatyzacji przedstawia wiele wypełnionych ciemnością luk, harmonizuje jednak szczęśliwie z tym duchowym nurtem, często zaznaczanym przez świętą Teresę i świętego Jana od Krzyża, który, tryskając ze źródeł Bożych w duszy, rozlewa się szeroko, ogarniając stopniowo "całą istotę zmysłową i wszystkie, aż do szpiku, kości i członki aż do najdrobniejszych stawów rąk i nóg" 9) - i to z cudownie działającą siłą, która dla nas pozostaje ciągle nieprzeniknioną tajemnicą. Ryzykując, że okażemy się zbyt drobiazgowi, dodajmy jeszcze, iż proces naturalny zdaje się tłumaczyć o wiele lepiej, niż bezpośrednia działalność Boga czy szatana, całość faktów, które dało się zaobserwować u stygmatyków współczesnych, i atmosferę, która ich otacza.

Oczywiście, nie chcemy rozstrzygać sprawy Teresy Neumanm, ale wolno nam chyba zauważyć, że mimo wielkiego wrażenia, jakie sprawiają krwawiące stygmaty, jej ekstazy, jej nieprzerwany post i dar przenikania dusz - nie należy zapominać o poprzedzających to wszystko ciężkich objawach histerii i o tym, iż nad tym przypadkiem dyskutują namiętnie lekarze i teologowie, często nie mogąc znaleźć argumentów, rozwiązujących wszystkie wątpliwości.

Wypadki stygmatyzacji mają w większości takie właśnie cechy charakterystyczne. Nawet kiedy szerokie promieniowanie duchowe wyklucza wszelkie oszustwo i jak gdyby potwierdza działanie Boga, poprzednie objawy chorobowe, niekiedy upośledzenie fizyczne, niejasna atmosfera otaczająca stygmatyków, zdają się wskazywać na różnorakie przyczyny tego zjawiska. Toteż Kościół, beatyfikując Gemmę Galgani, oświadczył wyraźnie, że nie zamierza wypowiadać się na temat łask nadzwyczajnych, otrzymanych przez nią za życia, wśród których sprawą najbardziej uderzającą była stygmatyzacja.

Jakżeż różnią się święta Teresa z Awili czy święta Katrzyna ze Sieny! O ich łaskach nadzwyczajnych dyskutowano jakiś czas za ich życia, ale właściwa im ludzka, pogodna równowaga, płodność działalności apostolskiej i heroiczne cnoty ukazały od razu całemu światu w niezwykłym blasku ich osobistą świętość i autentyzm udzielonej im łaski Bożej.

U tych świętych działalność Boga, bezpośrednia i autentyczna, objęła wszystkie władze i zmysły, ale, jak się zdaje, szybko je opuściła, przechodząc przez nie, nic nie złamała definitywnie ani nie rozkojarzyła właściwości ludzkich napotykanych na swej drodze; przeciwnie, oczyściła je, wzbogaciła, podniosła cudownie na wyższy poziom i uczyniła z tych dusz wzniosłe wzory ludzkiej doskonałości.

Z Książki o. Marii Eugeniusza od Dzieciątka Jezus, "Jestem Córką Kościoła" Wydawnictwo OO. Karmelitów Bosych, Kraków 1984 r.


Przypisy:

1)  Św. Bonawentura, Żywot św. Franciszka.

2) Ks. VI, r. 15

3) La probleme medical de la stigmatisation, w: “Etudes Carmelitaines”, październik 1936, ss. 72-73

4) Fahsel, Konnesreuth, r. VI, ss. 43-46; P. Lavaud, art. .cyt. w: "Etudes Carmelitaines" kwiecień 1933, ss. 67-68

5) Traktat o miłości Bożej, Ks. VI, r. 15

6) Żywy płomień miłości 2,13, t.II s. 269

7) Tamże, 2,14 s.270

8) Tamże, 2,13 ss. 269-270

9) Tamże 2,22 s. 274

 

  liturgia       strona główna