Hans Urs von Balthasar Jak objawia się nam Bóg w Jezusie Chrystusie?
Każde pojmowanie samoobjawiającego się Boga jest powołaniem do nieskończonego samoprzekraczania siebie, które (za Ojcem Kościoła, Grzegorzem z Nyssy) nie ustanie także w wiecznym oglądaniu. Jak zatem objawia się nam Bóg w Jezusie Chrystusie? Dla uproszczenia zanalizujmy odpowiedź w trzech częściach: Najpierw przez Wcielenie Syna i Jego ludzką egzystencję. Przez nie przyszła „łaska i prawda” w nasze ciemne okolice: ,,Światło zajaśniało w ciemności”. Światło, którym jest Bóg, świeci od Boga w naszą ciemność, nie troszcząc się na razie o to, czy my je pojmujemy czy nie. Dlaczego jednak zwyczajne ludzkie bycie może być już Objawieniem Boga w Jezusie? Możemy (ze spojrzeniem na dogmat) powiedzieć: z dwóch powodówr. Po pierwsze dlatego, że Boska Osoba Syna musi być wyjątkowo zdolna do przełożenia swrgo własnego Boskiego bycia na język ludzkiej egzystencji. Syn więc, który „w postaci Bożej” jest teomorficzny, staje się w całej prawdzie antropomorficzny. Jako dziecko jest On zależny od ludzi. a zwłaszcza od Matki: Bóg jednak chce być „uzależniony” w Przymierzu z ludźmi. Dziecko dorasta i wybiera, aby być w świątyni jak w domu u swego Ojca: Bóg mieszka także w ziemskiej świątyni jak u siebie. Jezus jako człowiek będzie zmęczony, będzie rozgniewany, będzie odczuwać wstręt do ludzi, wreszcie będzie płakał nad Jeruzalem: wszystko to zostało już powiedziane o Bogu w Starym Testamencie: On może być zmęczony i mieć dosyć łamanego ciągle Przymierza, tak bardzo, że zabrania Jeremiaszo-wi modlitwy za naród: za późno! Jego gniew może strasznie zapłonąć, będąc przy tym jeszcze jedną forma Jego miłości; w pismach rabinistycznych będzie On smucił się i płakał nad Izraelem. Jezus przedstawia także w sw-oich całkiem ludzkich, gestach czujące serce Ojca. Drugim powodem, dla którego może tak właśnie być, jest to, że Boska Osoba Syna jako taka jest od wieczności sa-mowypowiedzeniem i samoobjawieniem Ojca. Dlatego Jezus w swej ludzkiej naturze obwieszcza nie tyle swą własna boską naturę, ale właśnie Ojca, do którego odnosi się On nieustannie jako człowiek i jako Bóg.Wszystkie wydarzenia Ewangelii pokazują, że Jezus w swoim publicznym życiu jako Nauczyciel (przez słowa i cuda) staje się wyraźnym Objawicielem. Uczy On ludzi, jaki jest Bóg, a ponieważ On sam jest także człowiekiem, uczy wiec w nadzwyczajny sposób tego Boga naśladować. Ukazuje to całe kazanie na górze. Jak jednak mały, przemijający człowiek może być zdolny do tego, aby nieskończonego, wiecznego Boga wziąć jako wzór dla siebie? — Ponieważ człowiek od początku był stworzony na obraz Boga, a Jezus nawiązując do tego obrazu, nakierowuje go ponad sobą ku prawzorowi. Tak jest w miłości nieprzyjaciół, w rezygnacji z odwetu, w przebaczaniu, ponieważ Bóg przebacza jako pierwszy. Chrystus zatem jest nie tylko Objawicielem Boga, ale w równym stopniu także Objawicielem człowieka: pozwalając, aby światło pra-obrazu padało na obraz, daje On człowiekowi całą jego godność i prawdę. Najwyższe jednak Objawienie Ojca dokonuje się w ostatnim stadium ziemskiej egzystencji Jezusa: w Męce. Jego publiczne życie było niepowodzeniem, podobnie jak ciągle nowym niepowodzeniem były wciąż ponawiane próby Jahwe z Izraelem: aż do wygnania, a po nim aż do wypaczenia wiary Abrahama w samozado-walającą, faryzejską i polityczną religię Prawa. Teraz zaś mówi Bóg swe ostatnie słowo: Jego Syn, który jest Jego Słowem, przyjmuje w cierpieniu rolę mówiącego „Nie” (zostaje On „uczyniony grzechem” - 2 Kor 5, 21) i dźwiga ją aż do swego niepojętego opuszczenia przez Boga („Boże mój... czemuś?”), do śmierci w wielkim wołaniu, do doświadczenia beznadziejnego Szeolu, jak go opisują Psalmy („zstąpił do piekieł”). Gdzie padają słowa Człowieka-Jezusa na krzyżu, tam Ojciec mówi swe najgłośniejsze i ostateczne Słowo: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jed-norodzonego dał” (J 3, 16). Słowo, widziane po ludzku, jest tylko milczeniem i zmierzchem, to jednak, jak pokazuje Jan, jest ostatnim uwielbieniem boskiej miłości. Tylko Krzyż jest ostatnią egze-gezą Boga, który raz na zawsze okazuje się jako Miłość. Kto oddala się choćby o piędź od tego samoobjawienia —tak mówi nam cały Pierwszy List św. Jana — ten nie jest już chrześcijaninem, ten nie zrozumiał samoobjawienia Boga. Należy mocniej podkreślić, że taka egzegeza Boga pozostaje całkowicie bez analogii w całym świecie religii. Tutaj Bóg objawia swoje najgłębsze wnętrze w cierpieniu — a mianowicie w dobrowolnym, przyjmującym cudze winy cierpieniu — podczas gdy wszystkie pozostałe, utorowane drogi od człowieka do Boga są drogami przezwyciężania cierpienia, poszukiwania „błogiego życia”, spokoju od niebezpieczeństw życia. Wszystko to jest bardzo zrozumiałe. Typowo ludzkie wyobrażenia, na których ma polegać mądrość. Boże jednak samoobjawienie w swoim „głupstwie” „przewyższa mądrość ludzi” (l Kor l, 25). Tak więc cała głębia boskiej miłości, której praźródłem jest Ojciec, zmierzona jest przez Jezusa. Syna Ojca: przebite, jeszcze po śmierci, serce otwiera ranę, która, jak mówi Claudel, przewiercona jest aż do więzów Trójcy (hymn do Serca Jezusa, w: Corona benignitatis Anni Dei (poetycki utwór P. Claudela, Pleiade, s. 406 tł. Zenon Hanas SAC Jest to fragment artykułu "Bóg jest swym własnym egzegetą", Communio, Międzynarodowy Przegląd Teologiczny IV (1986) 3. |