Dialog o Bożej Opatrzności


Przekład Leopold Staff





Bóg do Św. Katarzyny ze Sieny:
Nie osądzajcie sług moich...

O najwyższa i wieczna dobroci Boga! Czymże jestem, ja nędzna, żeś Ty, najwyższy i wieczny Ojciec, ukazał mi swoją prawdę, żeś mi odkrył tajemne podstępy diabła i ułudy uczucia własnego, na które jestem narażona, ja i inni, podczas pielgrzymki tego życia – iżbym nie była zwiedziona przez diabła ani przez siebie samą? Co cię skłoniło do tego? Miłość. Gdyż ukochałeś mnie, nie będąc kochany przez mnie. O Ogniu Miłości! Dzięki, dzięki Ci, Ojcze wieczny!

Mnie niedoskonałej, pełnej ciemności, Ty, doskonały, Ty, światło, ukazałeś doskonałość i drogę świetlaną nauki Jednorodzonego Syna Twojego. Byłam martwa, Ty mnie wskrzesiłeś. Byłam chora, Ty mi podałeś lekarstwo. I nie tylko lekarstwo krwi użyczyłeś przez Syna swego choremu, jakim jest rodzaj ludzki, lecz dałeś mi przeciwko tajemnej chorobie lekarstwo, którego nie znałam; udzieliłeś mi nauki, że nie wolno mi w żaden sposób sądzić stworzenia obdarzonego rozumem, a zwłaszcza sług Twoich. O ja ślepa i chora, ileż razy sądziłam ich pod pozorem twojej chwały i zbawienia dusz!
(s. 249)


* Eucharystia jest jak słońce
* Błędy i grzechy moich sług




Teraz odpowiem ci na pytanie, które zadałaś Mi co do szafarzy świętego Kościoła. Abyś lepiej mogła poznać prawdę, otwórz oko swego intelektu i zważ dostojeństwo i godność, do której ich podniosłem. Ponieważ lepiej poznaje się rzecz jakąś przez jej przeciwieństwo, pokażę ci godność tych, którzy w cnocie zarządzają skarbem powierzonym ich rękom przeze Mnie. Przez to ujrzysz lepiej nędzę tych, co dziś karmią siebie samych przy piersi tej oblubienicy.

Wtedy dusza ta, posłuszna temu wezwaniu, przejrzała się w Prawdzie, gdzie ujrzała blask cnoty tych, którzy kosztują jej prawdziwie. I Bóg wieczny rzekł:

Najdroższa córko, naprzód powiem ci o godności, do której ich podniosłem. Sprawiła to dobroć moja, poza ogólną miłością, którą miałem dla stworzeń moich, stwarzając je na obraz i podobieństwo moje i odradzając was dla łaski w krwi Jednorodzonego Syna mego. Doszliście do wyższego dostojeństwa przez zjednoczenie mej boskości z naturą ludzką aniżeli anioł, gdyż przyjąłem naturę waszą, nie anielską. Zatem, jak rzekłem. Ja, Bóg, stałem się człowiekiem, a człowiek Bogiem, przez zjednoczenie mej natury Boskiej z waszą naturą ludzką1).


Eucharystia jest jak słońce


Ta wielkość jest wspólnym dobrodziejstwem dla wszystkich stworzeń obdarzonych rozumem. Lecz spośród nich wybrałem mych szafarzy, dla waszego zbawienia, aby przez nich rozdawana była Krew pokornego i nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna mojego. Powierzyłem im rozdawnictwo Słońca, udzielając im światła wiedzy, ciepła miłości Boskiej i barwy zjednoczonej z ciepłem i ze światłem, to jest Krwi i Ciała Syna mojego. Ciało to jest słońcem, bo jest jednym ze Mną, który jestem prawdziwym słońcem, i zjednoczenie to jest tak ścisłe, że nie można ich rozdzielić ani rozłączyć, tak samo jak w słońcu nie można oddzielić ciepła od światła, ani światła od ciepła, tak bowiem doskonałe jest to zjednoczenie. Słońce to, nie wychodząc z kręgu swego, nie dzieląc się, zlewa światło na cały świat. Ktokolwiek chce, uczestniczy w jego cieple. Żadna nieczystość nie może go zbrudzić i światło jego jest zjednoczone z ciepłem, jak rzekłem. Tak samo to Słowo, mój Syn, z drogą krwią swoją, jest słońcem, całym Bogiem i całym człowiekiem, bo jest jednym ze Mną, a Ja z Nim. Moc moja nie jest oddzielona od jego mądrości ani ciepło, ogień Ducha Świętego nie jest oddzielony ode Mnie, Ojca, ani od Syna, gdyż Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna, i jesteśmy tym samym słońcem.

Ja, Bóg wieczny, jestem słońcem, od którego pochodzą Syn i Duch Święty. Duchowi Świętemu właściwy jest ogień. Synowi mądrość, i od mądrości tej szafarze moi otrzymują [254] światło łaski za to, że szafowali tym światłem z światłem i z wdzięcznością za dobrodziejstwo otrzymane ode Mnie, Ojca wiecznego, idąc za nauką tej Mądrości, Jednorodzonego Syna mojego.

On jest tym światłem, które posiada w sobie zjednoczoną z nim barwę waszego człowieczeństwa. Zatem i światło mej boskości jest światłem zjednoczonym z barwą waszego człowieczeństwa. Barwa ta rozświetliła się, gdy stała się niezdolna do cierpienia mocą bóstwa natury Boskiej. W ten sposób, to jest przez Słowo wcielone, ściśle zjednoczone ze światłem mego bóstwa oraz z ciepłem i ogniem Ducha Świętego, otrzymaliście to światło. Komuż powierzyłem jego rozdawnictwo? Szafarzom moim w mistycznym ciele świętego Kościoła, abyście posiedli życie, przyjmując od nich Ciało jako pokarm i Krew jako napój.

Rzekłem ci, że to Ciało jest słońcem. Ciało więc nie może być wam dane bez tej Krwi; ani też Ciało czy Krew bez duszy tego Słowa; ani dusza czy ciało bez mego bóstwa. Ojca wiecznego. Jedno jest nierozdzielne z drugim. Jak rzekłem ci na innym miejscu, natura Boska nie oddziela się nigdy od natury ludzkiej: ani śmierć, ani nic innego nie może ich rozłączyć. Całą więc istotę Boską otrzymujecie w tym najsłodszym Sakramencie, pod tą białością chleba.

Jak słońce jest nierozdzielne, tak nie dzieli się cały Bóg i cały człowiek w bieli hostii. Choćby podzielić hostię na tysiąc tysięcy drobinek, w każdej jest cały Bóg i cały człowiek, jak ci rzekłem. Dzieląc zwierciadło, nie dzieli się obrazu, który widzi się w zwierciadle; tak samo dzieląc hostię, nie dzieli się Boga ani człowieka, lecz w każdej cząsteczce jest cały Bóg-człowiek.

Nie zmniejsza się on też w sobie, jak to można zrozumieć na przykładzie ognia. Gdybyś miała światło i cały świat [255] zszedłby się, aby zapalić od niego świece, światło nie zmniejszy się i każdy jednak będzie miał je całe. Prawdą jest wszelako, że uczestniczy w nim, mniej lub więcej, wedle paliwa, które przynosi chcący otrzymać ogień. Abyś to lepiej zrozumiała, podam ci przykład. Przypuśćmy, że wiele osób przyszłoby po światło ze świecami. Jedna przynosi świecę jednouncjową, druga dwuuncjową, inna sześciouncjową, ta półfuntową, tamta jeszcze większą. Wszystkie zbliżają się do światła i każda zapala swoją świecę. W każdej zapalonej świecy, jakakolwiek byłaby jej wielkość, widać całe światło, jego barwę, jego ciepło, jego blask, jednak uznasz, że ten, co niesie świecę jednouncjową, posiada mniej światła niż ten, który trzyma świecę funtową. Tak samo jest z tymi, którzy przystępują do świętego Sakramentu. Każdy przynosi swą świecę, to jest święte pragnienie, z jakim otrzymuje i przyjmuje ten Sakrament. Świeca jest zgaszona i zapala się, gdy on przyjmuje Sakrament. Jest zgaszona, powiadam, gdyż wy sami przez się jesteście niczym. Zaprawdę, dałem wam paliwo, dzięki któremu możecie przyjmować i zachowywać w sobie to światło; paliwem tym jest miłość, gdyż stworzyłem was przez miłość, i przeto nie możecie żyć bez miłości. To jestestwo, które wam dałem z miłości, otrzymało na chrzcie świętym, mocą krwi tego Słowa, przygotowanie, bez którego nie moglibyście uczestniczyć w tym świetle. Bylibyście jak świeca bez knota, która nie może płonąć i której nie podobna zaświecić, gdybyście z duszą stworzoną do miłości i przeznaczoną dla miłości — do tego stopnia, że nie mogłaby żyć bez miłości, która jest jej pokarmem — nie otrzymali na chrzcie świętym najświętszej wiary zjednoczonej z łaską. Najświętsza wiara jest właśnie knotem, który może się zapalić od tego światła. [256]

Od czego dusza tak przygotowana zapala swą świecę? Od ognia mej Boskiej miłości, kochając Mnie, bojąc się Mnie i idąc za nauką mej Prawdy. Zaprawdę dusza zapala się mniej lub więcej, jak ci rzekłem, wedle paliwa, które przynosi, aby żywić ten ogień. Choć wszyscy macie to samo paliwo, bo wszyscy jesteście stworzeni na obraz i podobieństwo moje, i wszyscy, jako chrześcijanie, posiadacie światło chrztu świętego, jednak każdy z was może wzrastać w miłość i cnotę, o ile chce, z pomocą mej łaski. Nie abyście mieli przybrać inny kształt niż ten, który wam dałem, lecz wzrastacie i rozwijacie się w miłości cnoty przez pełnienie cnoty i przez poryw miłości, posługując się wolną wolą, dopóki macie czas, bo gdy czas minie, nie będziecie mogli tego czynić. Od was więc, jak ci już rzekłem, zależy wzrastanie w miłości. Z miłością zbliżacie się do tego słodkiego i chwalebnego światła. Rozdawnictwo jego powierzyłem sługom moim, dawszy je wam za pokarm. Otrzymacie tyle tego światła, ile przyniesiecie miłości i gorącego pragnienia. Otrzymacie je jednak całe, jak ci to wykazałem na przykładzie tych, którzy uczestniczyli w tym świetle wedle wagi przyniesionych świec, lecz każdy widział światło całe, nie podzielone. Światło to nie może być podzielone ani przez niedoskonałość tego, który je otrzymuje, ani przez grzech tego, który je rozdaje. Lecz uczestniczycie w tym świetle i otrzymujecie łaskę tylko w miarę swego przygotowania, w miarę swego pragnienia.

Kto przystąpiłby do tego Sakramentu w stanie grzechu śmiertelnego, nie otrzyma żadnej łaski, chociaż przyjął rzeczywiście całego Boga i całego człowieka, jak ci rzekłem. Wiesz, do czego podobna jest dusza, która przyjmuje Sakrament w sposób niegodny? Do świecy, która wpadła do wody i tylko skwierczy, gdy sieją zbliży do ognia; gdy sieją chce [257] zapalić, płomień gaśnie i pozostaje tylko swąd. Ta dusza także nosi w sobie świecę, którą otrzymała na chrzcie świętym, ale rzuciła ją do wody grzechu, który popełniła w sobie. Ta woda zmoczyła knot, to światło łaski, które dane jej było na chrzcie świętym, i dopóki świeca nie wyschnie w ogniu prawdziwej skruchy złączonej z wyznaniem grzechu, dusza przyjmuje u stołu ołtarza to światło faktycznie, lecz nie duchowo.

Gdy dusza nie jest tak przygotowana, jak powinna być do tak wielkiego misterium, to wielkie światło nie trwa w niej przez łaskę, lecz gaśnie natychmiast i dusza pozostaje w większej rozterce, w większych ciemnościach i z cięższym grzechem. Z Sakramentu tego wynosi tylko zgrzyt wyrzutu sumienia nie z winy tego niezmąconego światła, lecz tej zgubnej wody, która jest w tej duszy i która udaremnia uczucie niezbędne do uczestniczenia w tym świetle.

Widzisz więc, że światło to jest nieoddzielne od ciepła i barwy, z którymi jest zjednoczone. Zjednoczenia tego nie może rozerwać ani słabe pragnienie, które skłania duszę do przystąpienia do tego Sakramentu, ani wina duszy, która go przyjmuje, ani grzech tego, który go udziela. Słońce, jak ci rzekłem, oświeca rzecz nieczystą, nie brudząc się jednak. Tak samo w tym świętym Sakramencie to słodkie światło nie może być skalane ani podzielone, ani zmniejszone; nic nie może go dotknąć ani wytrącić z jego koła. Gdyby cały świat obdzielił się światłem i ciepłem tego Słońca, to Słowo wcielone, Jednorodzony Syn mój, nie oddzieliłoby się nigdy ode Mnie, Słońca, Ojca wiecznego. Rozdawany jest On przez ciało mistyczne świętego Kościoła każdemu, kto Go chce przyjąć, a mimo to trwa we Mnie cały i choć przyjmujecie Go całego. Boga i człowieka, jak ci to wyjaśniłem na przykładzie światła, nawet wtedy, gdyby wszyscy ludzie przyszli zapalić swe świece od [258] tego światła, otrzymaliby je całe, a ono pozostałoby jednak całe
2. O najdroższa córko, otwórz oko intelektu, by oglądać przepaść mej miłości. Nie ma stworzenia rozumnego, którego serce nie musiałoby pęknąć z miłości, widząc po wszystkich dobrach, którymi was obsypałem, to dobrodziejstwo, które otrzymaliście w tym Sakramencie.

Jakim okiem, najdroższa córko, winniście, ty i inni, patrzeć na tę tajemnicę i dotykać jej? Nie tylko cielesnym okiem i dotykiem, które są bezsilne. Oko twoje nie widzi nic innego, tylko biel chleba, ręka nie dotyka nic innego, tylko powierzchni chleba, smak nie kosztuje nic innego, tylko smaku chleba. Wszystkie zmysły ciała mylą się3, lecz zmysł duszy nie może się mylić, jeśli ona nie chce, to jest, jeśli nie zgadza się, aby przez niewiarę pozbawić się światła najświętszej wiary.

Kto kosztuje tego Sakramentu? Kto go widzi? Kto go dotyka? Zmysł ducha. Jakim okiem go widzi? Okiem intelektu, jeśli oko to uzbrojone jest źrenicą najświętszej wiary. Oko to widzi w tej białości całego Boga i całego człowieka, naturę Boską zjednoczoną z naturą ludzką, ciało, duszę, krew Chrystusa, duszę zjednoczoną z ciałem, ciało i duszę zjednoczone z moją naturą Boską, nieoddzielną ode Mnie. Jeśli pamiętasz, pozwoliłem ci to ujrzeć nie tylko okiem intelektu, lecz także oczami ciała. Ale oczy ciała olśnione blaskiem tego światła wnet zaniewidziały i pozostało tylko widzenie okiem intelektu. [259] Ukazałem ci to na twą prośbę, aby uodpornić cię przeciw napaściom, na które byłaś narażona ze strony diabła w sprawie tego Sakramentu i aby wzmóc w tobie miłość i światło najświętszej wiary. Wiesz, że poszedłszy rano, o świcie, do kościoła, aby wysłuchać mszy, po uprzednich udręczeniach ze strony diabła, usiadłaś wprost przed ołtarzem Ukrzyżowanego. Kapłan podszedł do ołtarza Maryi. Rozmyślałaś o niegod-ności swojej: bałaś się, że obraziłaś Mnie pokusą, którą nasłał na ciebie diabeł, i rozważałaś moją miłość, która pozwoliła ci słuchać mszy, gdy ty uznałaś się za niegodną wejść do mego świętego przybytku. Gdy ksiądz konsekrował chleb i wino, ty w chwili poświęcenia podniosłaś nań oczy i, gdy wymawiał słowa konsekracji, ukazałem się tobie. Widziałaś wychodzące z mej piersi światło, podobne do promienia słońca, które pada z jego tarczy, nie oddzielając się jednak od niej. W świetle tym zjawiła się zjednoczona z nim gołębica, dotykając hostii stosownie do słów konsekracji, które wymawiał kapłan. Oczy cielesne nie mogły znieść dłużej tego światła: widzenie trwało dalej tylko w oku intelektu. Widziałaś wtedy i poznałaś przepaść Trójcy i całego Boga-człowieka, ukrytego i utajonego pod tą białością. Widziałaś, że ani światło, ani obecność Słowa, którą intelekt oglądał w tej białości, nie gasiła białości chleba. Jedno nie przeszkadzało drugiemu. Czyniąc Boga – człowieka obecnym w tym chlebie, nie unicestwiłem chleba, to jest, jego białości, dotykalności i smaku.

Oto co ukazała ci moja dobroć. Kto doznał tego dalszego widzenia? Oko intelektu oświecone źrenicą najświętszej wiary. Jemu należało się główne widzenie, bo ono nie może być zwiedzione. Tym więc okiem winniście patrzeć na ten Sakrament.

Kto go dotyka? Ręka miłości. Tą ręką dotyka dusza tego, co oko intelektu widziało i poznało w Sakramencie przez [260] wiarę: i dotyka ręką miłości, by upewnić się o tym, co duchowo widziała i poznała przez wiarę. Kto go kosztuje? Smak świętego pragnienia. Smak cielesny kosztuje smaku chleba, a smak duszy, którym jest święte pragnienie, kosztuje Boga-człowieka. Widzisz więc, że zmysły ciała mylą się, lecz nie zmysł duszy, dzięki światłu i pewności, które dusza posiada w sobie. Bo oko intelektu ujrzało źrenicą najświętszej wiary; ujrzawszy poznaje: potem dotyka z wiarą, ręką miłości, tego, co poznało przez wiarę. Wreszcie smakiem i gorącym pragnieniem kosztuje dusza mej niewymownej płomiennej miłości. Ta miłość raczyła ją zaprosić do przyjęcia tak wielkiej tajemnicy tego Sakramentu i łaski, którą z nim otrzymuje.

Nie tylko zmysłami cielesnymi winniście więc przyjmować i rozważać ten Sakrament, lecz zmysłem duchowym, przygotowując przez miłość władze duszy do rozważania, przyjmowania i kosztowania tej tajemnicy.

Zważ, najdroższa córko, jakiego dostojeństwa nabywa dusza, która przyjmuje, jak należy, ten chleb życia, ten pokarm aniołów. Przyjmując ten Sakrament, mieszka we Mnie, a ja w niej; jak ryba w morzu, a morze w niej, tak ja jestem w duszy, a dusza we Mnie, oceanie pokoju. Po spożyciu tego chleba życia w duszy pozostaje łaska. Gdy nikną przypadłości chleba, łaska pozostaje.

Podobnie czyni pieczęć przyłożona do gorącego wosku. Gdy się odejmie pieczęć, pozostaje jej znak. To samo sprawia moc tego Sakramentu w duszy, gdzie zostawia po sobie ciepło mej Boskiej miłości, dobrotliwość Ducha Świętego, z światłem mądrości Jednorodzonego Syna mojego. Oświecone tą mądrością oko intelektu może poznawać i rozważać naukę mojej Prawdy. Ta mądrość czyni też duszę silną, gdyż [261] uczestniczy ona w mej Sile i Mocy. Dusza ta jest odtąd mocna, wobec własnej namiętności zmysłowej, przeciwko diabłu i przeciwko światu.

Jak widzisz, odbicie zostaje, gdy pieczęć jest odjęta. Gdy zniszczona jest materia, czyli przypadłość chleba, prawdziwe Słońce wraca do swego biegu, choć nie było oddzielone ode Mnie, bo, jak ci rzekłem, jest zawsze zjednoczone ze Mną. Lecz, aby dostarczyć wam pokarmu w tym życiu, gdzie jesteście pielgrzymami i podróżnymi, aby użyczyć wam pociechy i zachować w was pamięć dobrodziejstwa Krwi (por. 1 Kor 11, 25-26), przepaść miłości, którą żywię dla waszego zbawienia, dała wam go za pożywienie, przez zrządzenie mej Opatrzności, która chciała wspomóc was w potrzebie, podając wam do spożywania ten chleb mojej słodkiej Prawdy.

Zważ, jakie jest zobowiązanie wasze względem Mnie i jak powinniście mi odpłacać miłością, skoro tak bardzo was kocham i skoro jestem najwyższą i wieczną dobrocią, godną całej waszej miłości.




Na dziedzińcu sankuarium domu św. Katarzyny w Sienie





Błędy i grzechy moich sług



O najdroższa córko, wszystko to rzekłem ci, abyś lepiej poznała godność, do której podniosłem mych szafarzy, i przejęła się głębszym bólem z powodu ich nędz. Gdyby sami baczyli na godność swoją, nie trwaliby w ciemnościach grzechu śmiertelnego i nie brudziliby tak oblicza swej duszy. Nie tylko nie obrażaliby Mnie, nie bezcześciliby swej godności, lecz, choćby wydali swe ciało na stos, uznaliby, że nie uczynili jeszcze dosyć za tak wielką łaskę i tak wielkie dobrodziejstwo, jakie otrzymali. Bo do większej godności w tym życiu dojść nie mogą.

Są oni mymi pomazańcami i nazywam ich Chrystusami moimi. Powierzyłem im rozdawanie Mnie samego wam. [262] Umieściłem ich, jak kwiaty wonne, w mistycznym ciele świętego Kościoła. Godności tej nie ma nawet anioł, a dałem ją ludziom, tym, których wybrałem na mych szafarzy. Uczyniłem z nich aniołów, więc powinni być w tym życiu aniołami ziemskimi.

Od każdej duszy wymagam czystości i miłości, żądam, aby kochała Mnie i bliźniego, aby pomagała mu w potrzebie wedle możności, wspierając go modlitwą i jednocząc się z nim w miłości, jak ci już na innym miejscu o tym mówiłem. Lecz daleko bardziej żądam czystości od kapłanów moich, miłości dla Mnie i dla bliźnich, którym winni rozdawać Ciało i Krew Jednorodzonego Syna mojego, z płomienną miłością i głodem zbawienia dusz, dla chwały i sławy imienia mojego.

Jak kapłani ci żądają czystości kielicha, w którym się spełnia ofiara, tak Ja wymagam czystości i schludności ich serca, ich duszy, ich myśli. I chcę, aby ciało swe, jako narzędzie duszy, chowali w doskonałej czystości; żądam, aby nie tarzali się w błocie nieczystości, aby nie nadymali się pychą, zabiegając o wysokie urzędy, aby nie byli okrutni dla siebie samych i dla bliźnich swoich. Bo będąc okrutni dla siebie samych przez swe grzechy, są tym samym okrutni dla dusz swych bliźnich: nie dają im przykładu ze swego życia, nie starają się wydrzeć ich z rąk diabła ani rozdawać Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego i Mnie, światła prawdziwego, w innych sakramentach świętego Kościoła. Będąc okrutni dla siebie, muszą być więc okrutni dla innych.

Chcę, aby kapłani byli szczodrzy, a nie skąpi, aby nie sprzedawali, z chciwości i skąpstwa, mojej łaski Ducha Świętego (por. Dz 8, 18-20). Nie wolno im tego czynić i nie chcę, aby to czynili. To, co mają, otrzymali w darze, ze szczodrej miłości dobroci mojej, więc też darmo, szczodrym sercem, [263] z miłości chwały mojej i zbawienia dusz, winni miłościwie dawać to każdemu stworzeniu rozumnemu, które pokornie o to prosi. Nie powinni za nic żądać zapłaty, gdyż nic nie kupili: wszystko dostali darmo ode Mnie, by rozdawać innym. Ale mogą i powinni przyjmować jałmużnę; należy się im ona od tego, który otrzymuje Sakrament i który jest obowiązany, jeśli może, złożyć ofiarę, aby wspomóc ich w potrzebach doczesnych. Na was ciąży obowiązek cielesnego wyżywienia tych, co rozdają wam pokarm duchowy, łaskę, dary Ducha Świętego w świętych sakramentach. Ustanowiłem ich bowiem w świętym Kościele, aby służyli zbawieniu waszemu (por. 1 Kor 9, 11).

I oznajmiam wam, że daję wam bez porównania więcej, niż wy im dajecie, bo nie może być porównania między rzeczami skończonymi i przemijającymi, którymi ich wspomagacie, a Mną, Bogiem nieskończonym, którego, przez mą Opatrzność i przez moją Boską miłość, kazałem im rozdawać między was. I dotyczy to nie tylko tego misterium, lecz każdej łaski duchowej, jakakolwiek by ona była i przez jakiekolwiek stworzenie byłaby wam wyjednana, modlitwą czy innym sposobem. Wszystkie wasze bogactwa doczesne nie dorównują ani będą mogły dorównać darom, które otrzymujecie duchowo, ani wytrzymują z nimi porównania. Powiem ci teraz, że dobra, które im ofiarujecie, winni kapłani moi podzielić na trzy części: jedną zużyć na swe potrzeby osobiste, drugą przeznaczyć dla ubogich, trzecią oddać Kościołowi, na rzeczy, które są konieczne. Czyniąc inaczej, obraziliby Mnie.

Tak czynili moi drodzy i chwalebni kapłani, ci, których dostojeństwo obiecałem ci ukazać, poza godnością, którą ich zaszczyciłem, uczyniwszy ich mymi pomazańcami. [264] Sprawując tę godność w cnocie, przyobleczeni są w to słodkie i chwalebne Słońce, którego rozdawnictwo im powierzyłem. Spójrz na słodkiego Grzegorza, Sylwestra
4 i tych wszystkich, którzy przed nimi i po nich byli następcami najwyższego kapłana Piotra. Temu zaś Prawda moja powierzyła klucze królestwa niebieskiego, mówiąc: Piotrze, daję ci klucze królestwa niebieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie; a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie (Mt 16, 19).

Zważ, najdroższa córko, że, ukazując ci dostojeństwo ich cnoty, pełniej przedstawię ci godność, do której podniosłem mych kapłanów. Tym kluczem królestwa niebieskiego jest klucz krwi Jednorodzonego Syna mojego; tym kluczem otworzyłem życie wieczne, które długi czas było zamknięte przez grzech Adama. Kiedy dałem wam moją Prawdę, Słowo, Jednorodzonego Syna mojego. Syn mój poniósł śmierć i mękę, i przez śmierć swoją zniszczył śmierć waszą5, skąpawszy was w swej krwi. Tak krew i śmierć Jego, mocą mojej natury Boskiej zjednoczonej z naturą ludzką, otworzyły życie wieczne.

Komu zostawiłem klucze tej krwi? Chwalebnemu apostołowi Piotrowi i wszystkim innym, którzy przyszli i przyjdą po nim, aż do ostatniego dnia sądu. Wszyscy więc mają i mieć będą tę samą władzę, co Piotr i żaden z ich błędów nie umniejszy tej władzy ani osłabi doskonałości Krwi i innych sakramentów. Bo, jak ci już rzekłem, żadna plama nie może skalać tego słońca i światła jego nie mogą stłumić ciemności grzechu śmiertelnego, znajdujące się w tym, który je rozdaje lub który je otrzymuje. Błąd ich nie może w niczym szkodzić sakramentom świętego Kościoła ani umniejszyć ich mocy. Może jednak umniejszyć łaskę lub zwiększyć winę w tym, który je rozdaje, lub w tym, który je przyjmuje w sposób niegodny. Chrystus mój na ziemi więc dzierży klucze krwi. Jeśli pamiętasz, ukazałem ci tę prawdę w obrazie, kiedy chciałem ci przedstawić, jaką cześć winni żywić ludzie świeccy dla mych kapłanów, dobrych czy złych, i jak obrażają Mnie brakiem szacunku. Ukazałem ci, jak wiesz, mistyczne ciało świętego Kościoła jakby w postaci piwniczki zawierającej Krew Jednorodzonego Syna mojego: ta Krew nadaje wartość wszystkim sakramentom, które mają życie tylko mocą Krwi.

Drzwi tej piwniczki strzeże Pomazaniec na ziemi, któremu powierzone było rozdawnictwo Krwi. Jemu przysługiwało ustanawianie kapłanów dla pomocy w rozdawaniu tej Krwi całemu Ciału religii chrześcijańskiej. Kto był przez Niego przyjęty i namaszczony, zostawał kapłanem, inni nie. Od Niego wyszedł cały stan klerycki i On to wyznacza każdemu jego urząd dla rozdawania tej chwalebnej Krwi. Ponieważ On ustanowił ich swymi pomocnikami, więc do Niego też należy karcenie ich błędów. I chcę, aby tak było. Ze względu na ich dostojeństwo i godność, którymi ich obdarzyłem, wyrwałem ich ze służebnictwa, to jest z poddaństwa u książąt doczesnych. Prawo cywilne nie może wymierzać im kary; zależą oni tylko od tego, kto ma władzę rządzenia i zawiadywania wedle prawa Boskiego. Są to moi pomazańcy i przeto mówi Pismo: Nie tykajcie moich pomazańców (Ps 105, 15). W największe nieszczęście wpada człowiek, który wymierza im kary.

Jeśli spytasz Mnie, dlaczego grzech tych, co prześladują święty Kościół, jest cięższy niż wszystkie inne, i czemu mimo grzechów mych kapłanów nie chcę, by cześć dla nich się umniejszała, odpowiem: Bo wszelką cześć, jaką się im świadczy, oddaje się nie im, lecz Mnie, przez moc Krwi, którą im powierzyłem do rozdawania. Bez tego mielibyście tyle czci dla nich, co dla innych ludzi, nie więcej. Z powodu tej służby, którą spełniają, winniście ich szanować. I jesteście zmuszeni przychodzić do ich rąk nie dla nich samych, lecz dla władzy, którą poruczyłem im, jeśli chcecie przyjmować święte sakramenty Kościoła; i jeśli mogąc je przyjąć, nie chcecie tego uczynić, będziecie i umrzecie w stanie potępienia. -Nie im więc, lecz Mnie oddaje się tę cześć i tej chwalebnej Krwi (która jest jednym ze Mną, przez zjednoczenie natury boskiej i natury ludzkiej). Jeżeli ku Mnie zwraca się cześć, tak samo Mnie dotyczy brak czci. Jak ci już rzekłem, winniście ich szanować, nie dla nich samych, lecz dla władzy, którą im dałem. Podobnie obrażając ich, obrażacie nie ich, lecz Mnie. Zabroniłem tego słowami: Nie tykajcie moich pomazańców. Nie chcę tego. Niech nikt nie tłumaczy się, mówiąc: „Nie znieważam świętego Kościoła, nie buntuję się przeciwko niemu, powstaję tylko przeciw grzechom złych pasterzy”. Kto tak mówi, kłamie wierutnie. Miłość własna zaślepia go i nie pozwala mu widzieć jasno, lub raczej, on widzi, lecz udaje, że nie widzi, aby zagłuszyć wyrzut sumienia. Gdyby był szczery, widziałby i nawet widzi, że prześladuje nie ludzi, lecz krew Syna mego. Moja jest obraza, jak moja jest cześć. I moje też są wszystkie szkody, obelgi, zniewagi, hańby i nagany czynione moim kapłanom. Uważam za wyrządzone Mi wszystko, co im się wyrządza, gdyż rzekłem i powtarzam: Nie chcę, aby tykano moich pomazańców! Ja sam mam ich karać, nikt inny. Źli jednak okazują brak czci dla Krwi i mało cenią skarb, który im dałem dla zbawienia i życia ich dusz. Nie mogą więc ani przyjąć całego Boga i Człowieka jako pokarm, ani też Go ofiarować. A ponieważ nie umieli Mnie uczcić poprzez moich kapłanów, cześć ich zmalała jeszcze przez prześladowania, które zwrócili przeciw nim, pod pozorem, że widzą w nich liczne grzechy i błędy, o których opowiem ci na innym miejscu. Gdyby naprawdę wyrażali tę cześć, którą winni mieć dla Mnie, w osobach mych kapłanów, błędy sług moich nie zniweczyłyby ich szacunku, jak nie uszczuplają w niczym, powtarzam, wagi tego Sakramentu. Zatem i cześć powinna być niezmienna: umniejszyć ją to obrazić Mnie. Obraza ta jest dla Mnie dotkliwsza niż wszystkie inne, z licznych powodów, z których wymienię ci trzy główne.

Pierwszym jest to, że cokolwiek im czynią. Mnie czynią (por. Łk 10, 16). Drugim jest to, że przekraczają przykazanie, w którym zabroniłem powstawać przeciw moim pomazańcom, i że znieważają w ten sposób moc Krwi, którą otrzymali na chrzcie świętym. Dopuścili się nieposłuszeństwa, łamiąc mój zakaz, i zbuntowali się przeciw tej Krwi, odmawiając jej czci przez srogie prześladowanie. Są więc jak członki zgniłe, odcięte od mistycznego ciała świętego Kościoła i jeśli zacinają się w tym buncie, jeśli umierają w swej pogardzie, dochodzą do potępienia wiecznego. Zaprawdę, jeśli w ostatniej chwili ukorzą się, wyznając swą winę, jeśli chcą pojednać się ze swą głową, a nie mogą wówczas tego uczynić, znajdą miłosierdzie: choć nie należy czekać do tej ostatniej chwili, bo nie są pewni, czy będą nią mogli rozporządzać.

Trzecim powodem, który sprawia, że błąd ich jest cięższy niż wszystkie inne, jest to, że grzech ten popełnia się ze złości, [268] z rozmysłem. Wiedzą oni, że z czystym sumieniem nie mogą tak znieważać mych kapłanów, a jednak czynią to, obrażają Mnie przez przewrotną pychę, bez cielesnej uciechy. Tak niszczą swą duszę i swe ciało. Dusza niszczeje przez utratę łaski i często trawi ją robak sumienia. Dobra cielesne marnują się w służbie diabła, a ciała giną, jak zwierzęta.

Grzech ten więc zwrócony jest wprost przeciw Mnie, popełnia się go bez własnej korzyści, bez zmysłowej uciechy, jedynie przez złość i pychę. Pycha ta ma źródło w miłości i w tym przewrotnym strachu, który czuł Piłat, gdy, bojąc się utracić władzę, wydał na śmierć Chrystusa, Jednorodzonego Syna mojego. Tak też czynią ci, co podnoszą rękę na mych kapłanów (por. J 19, 226).

Wszystkie inne grzechy popełnia się albo z głupoty, albo z nieświadomości, albo ze złości, jeśli się wie, że się źle czyni, lecz czyni się to dla nieumiarkowanej uciechy, dla grzesznej przyjemności lub dla osobistej korzyści, którą się ciągnie z grzechu. Grzechy te przynoszą szkodę duszy, obrażają Mnie i bliźniego. Obrażają Mnie, jeśli pozbawiają Mnie czci i chwały mego imienia, do których mam prawo, obrażają bliźniego, pozbawiając go miłości. Nie dosięgają Mnie one istotnie, lecz szkodzą duszy i gniewają Mnie z powodu jej zguby.

Ta obraza przecież zwrócona jest bezpośrednio przeciw Mnie. Inne grzechy osłaniają się jakimś pozorem, popełnia się je pod płaszczykiem jakiegoś dobra, nie godzą bezpośrednio we Mnie, bo jak ci rzekłem, grzech posługuje się bliźnim [269] i cnotami, popełnia się go przez brak miłości Boga i bliźniego, a cnota dokonuje się poprzez miłość. Obrażając bliźniego, obraża się poprzez bliźniego Mnie.

Ponieważ jednak spośród mych stworzeń rozumnych wybrałem mych kapłanów, którzy są mymi pomazańcami, jak ci rzekłem, rozdawcami Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego, waszego ciała ludzkiego zjednoczonego z moją naturą Boską, więc kiedy konsekrują, zastępują samą osobę Chrystusa, Syna mojego. Widzisz więc, że Słowu mojemu wyrządza się tę obrazę: Dotykając Jego, dotyka ona zarazem Mnie, gdyż jesteśmy jednym. Ci nieszczęśliwi, prześladując Krew, pozbawiają się skarbu i owocu Krwi. Przeto dotkliwsza niż wszystkie inne jest dla Mnie ta obraza, która się zwraca nie przeciwko mym kapłanom, lecz przeciwko Mnie. Uważam, że nie do nich należy ani należeć powinna cześć czy prześladowanie, lecz do Mnie, to jest do tej chwalebnej Krwi Jednorodzonego Syna mojego, który jest jednym ze Mną. Toteż zapewniam cię, że gdyby wszystkie inne grzechy, które popełnili, położyć na jednej szali, a ten jeden na drugiej, ten jeden przeważyłby tamte wszystkie, z przyczyn, które ci wyłuszczyłem. Objawiłem ci to, abyś miała jeszcze jeden powód do ubolewania nad wyrządzoną Mi obrazą i nad zgubą tych nieszczęśliwych, i aby przez boleść i gorycz duszy twojej i innych mych służebników, mocą mojej dobroci i mej miłości, rozproszyły się ciemności, które otaczają zgniłe członki, odcięte od mistycznego ciała świętego Kościoła.

Nie znajduję jednak prawie nikogo, kto by bolał z powodu prześladowań doznawanych przez tę chwalebną i drogą Krew. A iluż spotykam takich, co bezustannie godzą we Mnie strzałami zdrożnej miłości, służalczej bojaźni i wielkiego mniemania o sobie. Jak ślepi, poczytują sobie za zaszczyt to, co jest ich hańbą, za hańbę to, co byłoby ich zaszczytem, to jest ukorzenie się głową swoją.

Te grzechy skłaniały i skłaniają ich do prześladowania Krwi. Biją we Mnie, jak ci rzekłem, i to jest prawda. W myśli przynajmniej biją we Mnie, czym mogą. Nie abym mógł otrzymać ranę lub cios. Jestem jak skała: uderzona, nie doznaje szkody, lecz odsyła cios temu, który w nią bije (por. Prz 26, 27). Tak samo zniewagi tych, którzy Mnie lżą, nie mogą Mnie dotknąć. Zatruta strzała grzechu wraca do nich, rani ich, pozbawiając ich w tym życiu łaski, która jest owocem Krwi. I jeśli w ostatniej chwili nie poprawią się przez świętą spowiedź i skruchę serca, pójdą na potępienie wieczne, odcięci ode Mnie i związani z diabłem, gdyż z nim zawarli przymierze. Bo skoro dusza utraci łaskę, natychmiast wpada w pęta grzechu, którymi są nienawiść cnoty i miłość występku. Z wolnej woli dali w ręce diabła te pęta, którymi on ich wiąże: nie mogliby być związani, gdyby nie chcieli.

Węzeł ten jednoczy wszystkich prześladowców Krwi, którzy też, jako członki diabła, sprawują urząd diabłów. Diabli starają się znieprawić me stworzenia, odciągnąć je od łaski i wtrącić w grzech śmiertelny, aby doprowadzić je do tego samego nieszczęścia, które jest ich udziałem. To samo — ni mniej, ni więcej — czynią ci, co stali się członkami diabła; starają się uwieść dzieci oblubienicy Chrystusa, Jednorodzonego Syna mego, zrywając jednoczący je węzeł miłości; i pozbawiwszy je owocu krwi, zakuwają je w kajdany, które sami noszą, w kajdany pychy, w kajdany zarozumiałości, w kajdany służalczej bojaźni. Z obawy, by nie stracić władzy doczesnej, tracą łaskę i przyjmują największą hańbę, jakiej zaznać mogą, wyzbywając się godności krwi. Te kajdany opieczętowane są pieczęcią ciemności: gdyż zatracili poczucie niezmiernego nieszczęścia i nędzy, w jakie popadli i w jakie wtrącają innych. Nie mając już świadomości tego, nie mogą się poprawić, lecz w zaślepieniu swym chlubią się zniszczeniem swej duszy i swego ciała. O najdroższa córko, bolej niewymownie na widok takiego zaślepienia i takiej nędzy tych, którzy, jak ty, są obmyci krwią, żywili się krwią, urośli krwią na łonie świętego Kościoła, a teraz strach zrobił z nich buntowników. Pod pozorem karcenia błędów kapłanów moich, których surowo zabroniłem dotykać, odłączyli się od łona swej Matki. Zgroza powinna zdjąć ciebie i innych służebników moich na samo wspomnienie tego sromotnego przymierza. Język nie zdoła wypowiedzieć, jak Mi jest obrzydliwie. Co gorsza, pod płaszczykiem błędów mych kapłanów starają się osłonić i ukryć własne niegodziwości. Zapominają, że żaden płaszcz nie zabezpieczy ich przed moim spojrzeniem. Mogliby się schować przed okiem stworzeń, lecz nie przed moim. Nic nie może utaić się przede Mną, wszystko jest Mi jawne. Cóż moglibyście ukryć przede Mną, który pokochałem was i poznałem przed waszym istnieniem?

Oto jeden z powodów, dlaczego nieszczęśni ludzie światowi nie poprawiają się. Pozbawieni światła żywej wiary, nie wierzą, że ich widzę. Gdyby wierzyli prawdziwie, że znam ich zbrodnie, że każdy błąd jest karany, a każdy dobry czyn otrzymuje nagrodę, nie popełnialiby tylu grzechów, lecz żałowaliby za te, których się dopuścili, i prosiliby pokornie o moje miłosierdzie. A Ja, mocą krwi Syna mojego, udzieliłbym im miłosierdzia. Ale oni uparli się przy grzechach swoich, zwątpili o mojej dobroci, popadli w ostateczną ruinę i pozbawiwszy się światła, jak ci ślepcy, stali się prześladowcami Krwi. Prześladowania tego nie może usprawiedliwić żaden grzech w szafarzach krwi.

Rzekłem ci, najdroższa córko, o czci, którą winno się świadczyć mym pomazańcom, mimo ich błędów. Te oznaki czci, którą się im oddaje, nie należą się im gwoli ich osoby, lecz ze względu na władzę, którą im dałem. Błędy ich nie mogą w niczym osłabić ani podzielić tajemnicy Sakramentu. Tak samo nie powinny umniejszać szacunku, który się im należy, nie dla ich osób, powtarzam, lecz dla skarbu krwi. Co się tyczy tych, którzy czynią przeciwnie, powiedziałem ci bardzo mało, w porównaniu z tym, jak ciężkim gniewem Mnie przejmuje i jak wielką szkodę przynosi zarówno nieposzanowanie i prześladowanie krwi, jak i przymierze zawarte z diabłem przeciwko Mnie. Nie możesz dość boleć nad tym.

Opowiedziałem ci w szczególności o zbrodni tych, którzy prześladują święty Kościół. To samo odnosi się do ogółu chrześcijan, którzy są w stanie grzechu śmiertelnego i tym samym gardzą krwią, pozbawiając się życia łaski. Wszyscy Mnie obrażają, lecz cięższa jest wina tych, o których mówiłem ci w szczególności. Aby użyczyć ci nieco pociechy i ułagodzić boleść, której doznajesz z powodu ciemności tych nieszczęsnych grzeszników, powiem ci teraz o świętym życiu kapłanów moich, którzy mają, jak ci rzekłem, właściwości słońca. Woń ich cnót uśmierza zarazę grzechu, światło ich rozjaśnia ciemności występku. Również przez to światło lepiej poznasz ciemności i błędy mych złych kapłanów. Otwórz więc oko intelektu i spójrz na Mnie, Słońce sprawiedliwości. Ujrzysz tam, że chwalebni kapłani moi, którzy zawiadywali Słońcem, nabrali w tej służbie właściwości Słońca.

To, co ci opowiedziałem o Piotrze, księciu apostołów, który otrzymał klucze królestwa niebieskiego, mówię również O innych, którzy w ogrodzie świętego Kościoła rozdawali światło. Ciało i Krew Jednorodzonego Syna mojego — Słońca zawsze zjednoczonego ze Mną i nigdy ode Mnie nieoddzielonego — z wszystkimi sakramentami świętego Kościoła, które mają wartość i dają życie tylko mocą krwi. Wszyscy, w różnym stopniu i każdy wedle stanu swego, mają ode Mnie władzę rozdawania łaski Ducha Świętego. Jak rozdają ją? Przez światło łaski, którego zaczerpnęli ze Światła prawdziwego.

Czy światło to jest samo? Nie: światło łaski nie może być samo ani nie może być podzielone; albo się ma je całe, albo nic. Kto jest w stanie grzechu śmiertelnego, jest pozbawiony światła łaski, a kto ma łaskę, doznaje oświecenia w oku swego intelektu dla poznania Mnie, który mu dałem łaskę i moc zachowującą tę łaskę. Przez światło to poznaje również nędzę grzechu i przyczynę grzechu, którą jest zmysłowa miłość własna. Nabiera więc nienawiści do tej samolubnej miłości i przez nienawiść tę otrzymuje ciepło miłości Boskiej w swym pożądaniu duchowym, gdyż wola idzie zawsze za poznaniem intelektu. Otrzymuje barwę tego chwalebnego światła, idąc za nauką mej słodkiej Prawdy, a nauka ta napełnia pamięć wspomnieniem dobrodziejstw tej krwi.

Jak widzisz, nie można otrzymać światła, nie otrzymując jednocześnie ciepła i barwy, gdyż one ściśle są zjednoczone i są jednym. Podobnież, jak ci to wyjaśniłem, dusza nie może posiadać jednej władzy, gotowej do przyjęcia Mnie, bez tego, aby jednocześnie wszystkie trzy nie były zjednoczone i zebrane w imię moje. Kiedy intelekt, rozjaśniony światłem wiary, wzniesie się ponad poznanie zmysłowe, aby oglądać Mnie, pociąga za sobą pożądanie duchowe, niosące miłość swą temu, co rozum widzi i ogląda, i cała pamięć napełnia się umiłowanym przedmiotem. Gdy władze są tak przygotowane, dusza [274] uczestniczy we Mnie, Słońcu, oświecam ją mocą moją, mądrością Jednorodzonego Syna mojego i łaskawością ognia Ducha Świętego. Wtedy słudzy moi przyoblekają się we właściwości słońca, władze ich napełniają się Mną, prawdziwym Słońcem i jak ci rzekłem, spełniają funkcje słońca. Słońce ogrzewa i oświeca, a ciepło jego użyźnia ziemię. To samo czynią drodzy kapłani moi. Wybrani i pomazani przeze Mnie, umieszczeni w mistycznym ciele świętego Kościoła, dla rozdawania Mnie, Słońca, czyli Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego, z innymi sakramentami, zawierającymi życie przez moc krwi, zarządzają nimi zewnętrznie i rozdają je duchowo. To jest rozlewają w mistycznym ciele świętego Kościoła światło, które jest w nich: światło wiedzy nadprzyrodzonej, zjednoczone z barwą życia cnotliwego i świętego, zgodnego z nauką mej Prawdy i promieniują ciepłem najpłomienniejszej miłości. Ciepło ich miłości użyźnia jałowe dusze; wiedza ich oświeca je swym światłem; przykład ich świętego i uporządkowanego życia rozprasza ciemności licznych grzechów śmiertelnych i wszelkiej niewiary. Doprowadzają do ładu życiowego tych, co w sposób nieuporządkowany żyli w ciemnościach grzechu i w oziębłości przez brak łaski. Widzisz więc, że są słońcami, gdyż nabrali właściwości słońca ode Mnie, prawdziwego Słońca, stawszy się jednym ze Mną, jak i Ja z nimi, o czym opowiedziałem ci na innym miejscu.

Każdy z nich, wedle urzędu, do którego go wybrałem, rozlewał światło w świętym Kościele. Piotr przez kazania, przez naukę, w końcu przez krew; Grzegorz przez wiedzę, przez Pismo Święte, przez zwierciadło swego życia; Sylwester przez walkę z niewiernymi, głównie przez rozprawy i dowody najświętszej wiary, które dał w słowach i w czynach, przez cnotę otrzymaną ode Mnie. Jeśli spojrzysz na Augustyna i chwalebnego Tomasza, na Hieronima i innych, zobaczysz, jakie potoki światła zlali na tę oblubienicę, tępiąc błędy. Byli jak świece na świeczniku, a tak prawdziwie, tak doskonale pokorni.

Głodni chwały mojej i zbawienia dusz, spożywali ten pokarm z rozkoszą u stołu najświętszego krzyża. A męczennicy! Krew ich wzbijała woń przed me oblicze. Przez woń swej krwi i cnót złączoną ze światłem ich wiedzy, pobudzali oblubienicę do wydawania owoców, krzewili wiarę i błądzący w ciemnościach spieszyli do światła, które z nich promieniowało. Prałaci postawieni na wysokich urzędach przez mego Chrystusa ziemskiego, składali Mi swym świętym i cnotliwym życiem ofiarę sprawiedliwości. Ta perła sprawiedliwości, ujęta w pokorę i najgorętszą miłość, dzięki światłu rozeznania lśniła w nich i w ich poddanych. W nich przede wszystkim; bo sprawiedliwie oddawali Mi to, co Mi się należy, składali Mi cześć i chwałę. Sobie zostawiali nienawiść i pogardę własnej zmysłowości. Brzydzili się występkiem i lgnęli do cnoty z całą miłością dla Mnie i bliźniego. Pokora ich deptała pychę. Jak aniołowie przystępowali do stołu ołtarza; z czystością serca i ciała, z szczerością ducha odprawiali ofiarę, płonąc ogniem miłości. Wymierzywszy wpierw sprawiedliwość sobie, wymierzali ją swoim poddanym; chcąc, aby żyli w sposób święty, napominali ich bez służalczej bojaźni, bo nie dbali o siebie samych, lecz myśleli tylko o chwale mojej i zbawieniu dusz. Byli dobrymi pasterzami, naśladując samego dobrego Pasterza, Prawdę moją, którego wam dałem, aby prowadził was, moje owieczki, i oddał za was swe życie (por. J 10, 11).

Szli w Jego ślady, karcili członki, nie pozwalając im gnić bez poprawy; napominali, nakładając na ranę grzechu maść dobrotliwości, lecz i wypełniając ją srogim ogniem nagany i pokuty, lżejszej lub cięższej, zależnie od wagi grzechu. Nie bali się karać i mówić prawdy, nawet pod grozą śmierci.

Byli prawdziwymi ogrodnikami. Z gorliwością i świętą bojaźnią wyrywali ciernie grzechów śmiertelnych, sadząc wonne zioła cnót. Toteż i poddani ich żyli w świętej i prawdziwej bojaźni i rośli jak wonne kwiaty w ogrodzie mistycznym świętego Kościoła, gdyż oni napominali ich bez służalczej bojaźni, której nie znali. Wolni od jadu grzechu, przestrzegali świętej sprawiedliwości, ganiąc mężnie i bez strachu. Ta perła, która w nich lśniła, zlewała pokój i światło w dusze mych stworzeń i utrzymywała je w świętej bojaźni i w zjednoczeniu serc. Chcę, abyś wiedziała, że jeśli tak wielka ciemność spadła na świat, jeśli istnieje takie rozdwojenie między kapłanami, świeckimi i zakonnikami, między klerem i pasterzami świętego Kościoła, jedyną tego przyczyną jest to, że zgasło światło sprawiedliwości i ciemność niesprawiedliwości zaległa ziemię.

Jakikolwiek urząd zajmuje się w prawie cywilnym czy w prawie Boskim, nie można się na nim utrzymać w stanie łaski bez świętej sprawiedliwości (por. Prz 16, 127). Kto nie jest karcony i nie karci, jest jak członek, który zaczyna gnić; gdy zły lekarz przykłada od razu tylko maść do rany, nie wypaliwszy jej przedtem, wtedy całe ciało zakaża się i gnije.

To samo dotyczy prałatów i innych dostojników, którzy widzą, że poddany ich zakażony jest zgnilizną grzechu śmiertelnego; jeśli poprzestaną na przyłożeniu maści pochlebstwa, nie uciekając się do nagany, chory członek nie ozdrowieje nigdy, lecz zakazi inne członki, zjednoczone z pierwszym w tym samym ciele, pod jednym pasterzem. Gdyby natomiast byli prawdziwymi i dobrymi lekarzami, jakimi byli ci chwalebni pasterze, użyliby maści dopiero po wypaleniu rany ogniem nagany. Gdyby zaś członek ten upierał się przy swym występku, odcięliby go od zgromadzenia, aby nie zakażał innych zarazą grzechu śmiertelnego. Oni jednak tak nie postępują: udają raczej, że nic nie widzą. Wiesz czemu? Bo korzeń miłości własnej żyje w nich i wydaje złą odrośl służalczej bojaźni. Boją się utracić stanowisko, dobra doczesne i wysokie urzędy, więc milczą. Czynią jak ślepcy, którzy nie wiedzą, jak utrzymać się na stanowisku. Gdyby wiedzieli, że zachowuje sieje tylko przez sprawiedliwość, przestrzegaliby jej. Lecz ponieważ są pozbawieni światła, nie rozumieją tego. Wydaje się im, że zachowają się przez niesprawiedliwość, nie karcąc błędów swych poddanych. Ale zwodzi ich własna namiętność zmysłowa, żądza władzy i przewodzenia. Nie karcą i dlatego, że czują w sobie te same błędy lub jeszcze większe. Świadomość własnych błędów odbiera im zapał i stanowczość. Spętani służalczą bojaźnią, udają, że nic nie widzą. A jeśli nie mogą nie widzieć, wstrzymują się od nagany, dając się ująć pochlebstwom i licznym darom, nawet sami wynajdują usprawiedliwienia, byle nie karać. Do nich odnoszą się słowa, które wyrzekła moja Prawda: Ślepi są i wodzowie ślepych; a ślepy jeśliby ślepego prowadził, obaj w dół wpadają (Mt 15, 14; Łk 6, 39). Nie tak czynili i czynią dziś jeszcze — jeśli z nich jaki pozostał — moi drodzy słudzy, o których ci rzekłem, że mieli przymioty i właściwości słońca. I zaprawdę są słońcami. Nie ma w nich ciemności grzechu, nie ma zaślepienia, gdy idą za nauką mej Prawdy. Nie są letni, gdyż płoną ogniem mej miłości. Gardzą wielkością, zaszczytami i rozkoszami świata. Kto nie pożąda władzy ani dostojeństw, ten nie boi się ich utracić i karci odważnie. Kto ma czyste sumienie, nie boi się niczego.

Toteż nic nie kaziło tej perły w pomazańcach moich, w Chrystusach moich. Przeciwnie, jaśniała pełnym blaskiem. Ślubowali dobrowolne ubóstwo, szukali poniżenia z głęboką pokorą, nie troszcząc się o szyderstwa, zniewagi, obmowy, obelgi, hańby, męki i udręczenia ze strony ludzi. Bluźniono im, a oni błogosławili i przyjmowali wszystko z prawdziwą cierpliwością, jak aniołowie ziemscy i więcej niż aniołowie, nie z natury, lecz przez powołanie, przez nadprzyrodzoną, daną im przeze Mnie łaskę rozdawania Ciała i Krwi Jednorodzonego Syna mojego.

I zaiste są aniołami. Anioł, którego postawiłem na waszej straży, udziela wam świętych i dobrych natchnień. Słudzy moi też byli aniołami. Dobroć moja powierzyła im straż nad wami. Nie spuszczali oka z dusz im powierzonych jak dobrzy stróże, i budzili w nich święte i dobre myśli; bez przerwy ofiarowywali Mi za nie, w swych ciągłych modlitwach słodkie pragnienia swej miłości; bez przerwy podtrzymywali je nauką słowa i przykładem swego życia. Widzisz więc, że są aniołami, postawionymi przez ogromną moją miłość ku waszej straży, latarniami w mistycznym ciele świętego Kościoła, pewnymi przewodnikami, zdolnymi prowadzić was, ślepych, drogą Prawdy, przez dobre natchnienia, przez swe modlitwy, przez przykład swego życia, przez naukę, jak ci już rzekłem.

Z jakąż pokorą rządzili poddanymi swymi i obcowali z nimi! Z jakąż nadzieją i żywą wiarą! Nie bali się, że im i poddanym ich zabraknie dóbr doczesnych, więc szczodrze rozdawali biednym bogactwa Kościoła. Surowo przestrzegali obowiązku dzielenia na trzy części doczesnego mienia: dla potrzeb własnych, dla ubogich i dla Kościoła. Nie odkładali nic i po śmierci nie zostawili żadnego majątku, niektórzy nawet obdłużali dla biednych Kościół. Tak szczodra była ich miłość, tak wielka ufność w Opatrzność Boską, że bojaźń służalcza nie miała do nich przystępu. Przeto nie bali się, że zabraknie im jakiejś rzeczy doczesnej czy duchowej. (...)


PRZYPISY:

1) Por. Św. Tomasz z Akwinu (Sermo, Opusc. 57): Unigenitus... Dei Filius, suae divinitatis volens nos esse participes, nostram naturam assumpsit ut homines deosfaceret,factus homo.

2) Por. Sekwencję św. Tomasza z Akwinu, Lauda Sion: Sumit unus sumunt mille... nec sumptus consumitur.

3)Hymn św. Tomasza z Akwinu, Adoro Te: Visus tactus, gustus in te fallitur, Sed auditu solo tuto creditur.

4) Św. Grzegorz I Wielki, papież, w latach 590-604; św. Sylwester I, papież, w latach 314-335.

5) Por. Prefacja wielkanocna: Mortem nostram moriendo destruxit.

6) Por. List 123: „Taki przewrotny lęk oraz taka miłość zabija Chrystusa, gdyż obawa utraty władzy zaślepiła Piłata, i nie poznał prawdy [...]. Wydaje mi się, że świat jest pełen takich Piłatów, którzy w ślepym lęku prześladują sługi Boże, rzucając kamienie słów, oszczerstw i prześladowań".

7) Por. Lst 123: „Mówię wam, że ludzie światowi nie mają innego środka dla zachowania swego stanu duchowego i doczesnego, jak życie cnotliwe”.


KLUB KSIĄŻKI KATOLICKIEJ – WYDAWNICTWO "
W DRODZE"
Seria: NAJWAŻNIEJSZE KSIĄŻKI CHRZEŚCIJAŃSTWA BIBLIOTEKA
CHRISTIANITAS TOM 8
Poznań 2001, s. 253-280