Narodziny w miejscu niecywilizowanym.
Boże Narodzenie w Japonii
Moje wspomnienie sprzed kilkunastu lat






„Wiara jest postawą, która wypływa z uścisku niecofającej się nigdy Bożej Dłoni miłosierdzia z naszą dłonią – w całym jej ogołoceniu – wołającą o miłosierdzie."
Shigeto Oshida OP, „Faith and Gyo"


Maryja i Józef zawinęli Dziecię i położyli Je w żłobie. Otoczyli Je bezinteresowną, czułą miłością. Jezus już jako niemowlę ukazuje nam wzór do naśladowania. Mamy dać się otulić Bożej miłości, która przelewa się przez dłonie Maryi. Japońskie Krismas jest odwrotnością ubogiego Żłóbka. W okresie Bożego Narodzenia Japończycy idą nie do zimnej stajenki, lecz do domów towarowych, gdzie różnorodne dobra mające stać się prezentem pod choinkę, zawijane są z niezwykłą pieczołowitością. Japonia jest krajem wysoko konsumpcyjnym. Wielki rynek, wielka produkcja, wielki popyt. Krismas jest więc świętem konsumpcji. Sklepy są gorliwsze w świętowaniu Krismas niż chrześcijanie w świętowaniu prawdziwego Bożego Narodzenia. W Kościele Adwent zaczyna się z początkiem grudnia, podczas gdy domy towarowe dekorują się na Krismas już w połowie listopada. Znajoma Polka opowiedziała mi o pewnym zabawnym telefonie, który otrzymała od swej przyjaciółki Japonki w okolicach Bożego Narodzenia. „Wiesz, zauważyłam, że kościół w Yotsuya jest udekorowany – to chrześcijanie też świętują Krismas?"

Na tym tle wierzący, zwłaszcza pochodzący z rodzin niechrześcijańskich, mają trudne zadanie – odkrycie, że Kris-mas to Boże Narodzenie, narodzenie Bożego Syna. Moja znajoma, Kawashima-san, poznała Chrystusa, gdy była studentką, niechrześcijanką. Usłyszała kazanie ewangelizacyjne głoszone na ulicy o tym, że chrześcijanie są solą ziemi, że są bardzo potrzebni. Przez długi czas nie mogła powstrzymać łez wzruszenia. Uwierzyła. Dziś, parę lat później, opowiada mi o swoim przeżywaniu Krismas; „W latach szkolnych Krismas to była uroczysta kolacja, choinka i obdarowywanie się prezentami. Dużo przyjemnej radości. Teraz, gdy jestem już dorosła, prezenty nie mają żadnego znaczenia. Zresztą powoli zaczynam spędzać Krismas w kościele". Jej pierwszy kościół należał do tokijskiego Kościoła Chrystusa (ani protestancki, ani katolicki), obecnie od roku chodzi do parafii katolickiej.

Myślę, że Boże Narodzenie w Japonii znacznie bardziej przeżywa się nie w mieście, gdzie 25 grudnia jest dniem pracy, znacznie głębiej przeżywa się z dala od miasta. W górzystej prefekturze Nagano, miejscu zimowej olimpiady w 1995 r., na skraju Alp Japońskich istnieje od ponad dwudziestu lat mała rolnicza wspólnota katolicka, zwana "soanem" (soan - to japoński odpowiednik indyjskiego aśramu). Opiera się ona na zasadzie względnej samowystarczalności, prostoty, wegetarianizmu, skromności w używaniu „nowoczesności". Założył ją o. Oshida, dominikanin, o którym przed paru laty w „Czasie Kultury" (8/1989) Włodzimierz Fenrych pisał tak: „Będąc w Japonii odwiedziłem kilka klasztorów Zen i wszędzie słyszałem podobne zdanie: 'Ojciec Oshida? Czytałem jego książkę. On jest znany w Japonii. Spytaj Roshi-sama, mogą się znać osobiście'. Ojciec Oshida pochodzi z rodziny związanej z buddyzmem Zen i będąc katolickim księdzem nie stracił bynajmniej respektu dla tego mistycznego ruchu. Ma opinię człowieka łączącego te dwie rzeczy: nacisk na długie milczące modlitwy zdaje się mieć źródło w Zen, tym niemniej waga, jaką ojciec Oshida przywiązuje do Eucharystii nie pozwala budzić wątpliwości, że Takamori-soan jest wspólnotą chrześcijańską. To bynajmniej nie przeszkadza zaprzyjaźnionym mnichom buddyjskim, którzy nierzadko odwiedzają soan. Początkowo nie rozumiany, ostatnimi czasy ojciec Oshida ma pewne uznanie, nawet jest zapraszany jako opiniodawca na konferencje biskupów Azji (przyjeżdża potem z tych konferencji międzynarodowych do swojego szałasiku koło koziej szopy)". Początkowo wspólnota Takamori-soan była miejscem bardzo oddalonym od świata. Dziś w pobliżu wybudowano autostradę, a powyżej, na stokach Minami Hatsubatake, ponad źródłami, z których płynie woda do pól ryżowych, pewna firma zaczęła urządzać pola golfowe. Jest prawie pewne, że chemikalia konserwujące trawę pól golfowych przeniknąwszy do źródeł zatrują wodę. Soan, jako przedstawiciel wsi Takamori, od wielu lat toczy z tą firmą proces sądowy.




Kolacja w sali jadalnej, w głębi o. Oshida. Moja skromna osoba - w szarym swetrze.


Jedną z członkiń soanu jest Hayakawa-san, 28-letnia absolwentka ekonomii małego chrześcijańskiego uniwersytetu na obrzeżach Tokio – ICU, International Christian University (niektórzy złośliwcy czytają nazwę Uniwersytetu jako Isolated Crazy Utopia – Odizolowana Zwariowana Utopia). Dwa lata temu przyjęła w soanie chrzest święty. Uroczystość odbyła się według zwyczaju. Modlitwa w kaplicy soanu, następnie wszyscy procesjonalnie poszli do oddalonego o jakieś dwieście metrów źródła, gdzie o. Oshida, jak Jan Chrzciciel, zanurzony po łydki w wodzie – z tą różnicą, że była to Wielkanoc i lodowata woda – udzielił jej chrztu i bierzmowania. Następnie z powrotem w kaplicy – Msza św. Hayakawa-san opowiada mi o jednym z Bożych Narodzeń w soanie. Przyciszonym głosem, jakby duszą wracając do tamtych chwil: „Wie ojciec, ten proces w sądzie o pole golfowe... nawet tutaj nie można odizolować się od społecznego zaangażowania... W soanie było akurat parę osób psychicznie słabych, czarna atmosfera, beznadzieja, wszyscy zmęczeni... Dostaliśmy prezent od kogoś pocztą, karuzelka ze świeczkami, w środku Żłóbek i Trzej Królowie. Pogasiliśmy światła, zebraliśmy się wokoło. I nic nie było już ważne, tylko te świeczki z obracaną ciepłym powietrzem karuzelką i Żłóbkiem. Narodził się... Pan Jezus się narodził... Jakie by nie było uniżenie, beznadzieja... On się narodził!" Siedzimy przy niskim, 30-centymetrowym stole w pomieszczeniu jadalnym. Wieczór. Hayakawa-san włożyła brodę między kolana. Jej ciemne oczy patrzą gdzieś... w Tajemnicę.




Chrystus–Bóg to ktoś nieakceptowany przez społeczeństwo tej dużej wulkanicznej wyspy, chlubiące się przynależnością do czołówki społeczeństw cywilizowanych (Japonia jest przecież w siódemce państw najwyżej uprzemysłowionych). Jestem przekonany, że jedyne miejsce, gdzie Maryja może Go dziś urodzić znajduje się jak wtedy, za cesarza Augusta, na obrzeżu, gdzie nikt już na nic nie zwraca uwagi. W miejscu niecywilizowanym.


Krzysztof BROSZKOWSKI OP



Opublikowane w miesięczniku LIST 12, 1994 r.

 

rosa-b.jpg (5076 bytes)